Jutro

Gdy dziecko marudzi, grymasi, domaga się czegoś, oświeceni rodzice stosują zasady spychologii stosowanej. Uzależniają zgodę od obecności drugiego rodzica (pójdziesz jak ci tata/mama pozwoli), co ma tę zaletę, że daje alibi, gdyby sprawy poszły nie tak. Drugi sposób to odroczenie w czasie (jutro, jak będziesz grzeczna/y, jak dostaniesz szóstkę z religii).

Gdy społeczeństwo marudzi, grymasi, domaga się czegoś, doświadczony polityk stosuje zasady spychologii stosowanej. Niezależnie od tego, czy jest członkiem partii rządzących, czy opozycyjnych. „Jutro” jest oczywiście obligatoryjne, ale uzależnienie podjęcia jakiejś decyzji od zgody koalicjanta też bywa przydatne. Pozwala bowiem wykręcić się od odpowiedzialności za bezczynność i zaniechania i uzależnić podjecie decyzji od trudnych i żmudnych „negocjacji”.

Przykładów spychologii stosowanej można przytoczyć mnóstwo. Prześledźmy więc jej zasady na przykładowych przykładach z ostatniego okresu. Zacznijmy od opozycji. Jarosław Kaczyński jeździ po Polsce i zapewnia, że w ciągu 6-7 najbliższych miesięcy jego partia przedstawi program dla prawdziwego rządu PiS, który powstanie po wygranych wyborach. Po pięciu latach w opozycji, rok po wyborach, prezes największej partii opozycyjnej otwarcie przyznaje, że jego partia żadnego programu nie ma i nie miała!  A to, co zaproponowano wyborcom jako „program wyborczy” było po prostu zbiorem pobożnych życzeń.

Przejdźmy na drugą stronę. Niebawem rozpocznie się szósty rok rządów obecnej koalicji. W przededniu rocznicy p. Premier wzorem pewnego radia informacyjnego przedstawi listę przebojów złożoną z zawartych w kolejnych exposés obiecanek. Żadna przecież nie straciła na aktualności, a niektóre, jak deklaracja obniżania podatków polegającego na ich obniżaniu, nabrały symbolicznego znaczenia. Niewykluczone, że z nadciągającego exposé dowiemy się o kolejnej „ofensywie legislacyjnej”, która rozpocznie się – co oczywiste – „jutro”, a pan premier znowu zadeklaruje, że przeniesie się do sejmu, by osobiście pokierować legislacyjnym blitzkriegiem.

Wiele temu rządowi można zarzucić. Ale nie można zapominać, że jest pozostawiony sam sobie. Nie ma ani alternatywy, ani konkurencji. Trudno bowiem nazwać opozycją partie, które są przeciw bez względu na rację, logikę, interes kraju, rozsądek. Z jednej strony negujące wszystko, kontestujące każde rozwiązanie, z drugiej strony nie mające nic do zaproponowania. Tragedią jest jednak, że taka sama mizeria panuje po obu stronach sceny politycznej. Gdyby bowiem PO miała program wyborczy, to by go po prostu realizowała. Premier zaś co jakiś czas zdawałby relację z postępu prac. A tak z regularnością radzieckiego zegarka chwyta się mównicy i zapewnia, że tym razem na pewno coś zrobi. Jeszcze dokładnie nie wie co, choć z pewnością nie to, co obieca.

Na koniec z zupełnie innej beczki. Rok po rozwiązaniu przez Donalda Tuska Komisji Majątkowej podejrzanej o popełnienie przestępstw przy wydawaniu 22 orzeczeń o zwrocie nieruchomości instytucjom Kościoła prokuratura kończy śledztwa odmową ich wszczęcia bądź umorzeniami. Państwowa-kościelna komisja rozdysponowała majątek szacowany nawet na 5 miliardów zł. A jedna z najważniejszych spraw odkrywających kulisy działania Komisji Majątkowej – przekazanie 47 ha w warszawskiej Białołęce siostrom elżbietankom w 2008 r. – dogorywa w warszawskim sądzie.

Jednak myliłby się ten, kto by sądził, że prawo w tym kraju nie działa. Sąd Rejonowy w Łodzi skazał emerytkę, która naraziła Skarb Państwa na stratę 6 gr (słownie: sześć groszy) łącznie z odsetkami. – Gdyby nie zapadł wyrok skazujący, zachęcałoby to innych Polaków do łamania prawa podatkowego. A takiego przyzwolenia być nie może – uzasadniała wyrok skazujący sędzia Dorota Siewierska….


* Przy okazji prezes przyznał, że prof. Gliński to marionetka, a nie żaden poważny kandydat na premiera. Prawdziwy kandydat na premiera jest bowiem tylko jeden i niezmiennie ten sam – zwykle partia wybiera swojego kandydata. Nic na tym świecie nie jest zamknięte. Jeżeli ewolucja pana profesora będzie ewolucją ku Prawu i Sprawiedliwości, różnie może być. Gdyby profesor miał być premierem rządu technicznego, to do uzgodnienia jest na jaki czas, choć przy obecnych wynikach sondaży raczej preferowane byłyby 3 lata. Czyli do wyborów. A stopień fachowości i bezpartyjności rządu zależy wprost proporcjonalnie od wyników sondaży. Jak będziemy za słabo popierać partię, to prezes nie będzie miał innego wyjścia, jak tylko osobiście stanąć na czele rządu.

Dodaj komentarz