Jesus Christ Superstar

Jak powszechnie wiadomo… W tym miejscu należy poczynić zastrzeżenie. Otóż ten zwrot odwołuje się do wiedzy, którą każdy teoretycznie posiada, ale to nie znaczy, że na pewno akurat o tym, o czym mowa słyszał. Weźmy pierwszy lepszy przykład. Powszechnie uważa się, że Jezus był pierwszym i jedynym, który zmartwychwstał. Nic bardziej mylnego. Ponieważ pomijając inne przykłady pomieszczone w Piśmie Świętym sam Jezus przyczynił się do zmartwychwstania kobiety, która umarła. Szczegółowo opisuje to wydarzenie Łukasz w Ewangelii swojego imienia (8:41-56).

Jak więc powszechnie wiadomo jest jeden bóg i mnóstwo sług. Bóg wszystko widzi, wszystko słyszy, wszystko wie. Czyli jest niemal wszechmogący. Niemal, ponieważ jednak nie wszystko może. Nie może się na przykład obejść bez licznej świty sług i pomagierów. A choć swego czasu często bywał na Ziemi i kierował poczynaniami narodu, który sobie upatrzył i umiłował, to od dłuższego czasu nikt nie widział go w tych rejonach galaktyki. Ponieważ przestał się wtrącać, słudzy jego wierni pozostawieni sami sobie nie wiedzieli co ze sobą zrobić i w jego imieniu zaczęli dopuszczać się takich rzeczy, że szatanom szczęki opadły.

Jak powszechnie wiadomo wiara to poważna rzecz. Chyba że minister uzna, że niepoważna. W każdym razie za poważną dyrektor Religia TV ksiądz Kazimierz Sowa uznał swoją wiarę, której poświęcił życie i dla której nie założył rodziny. Inną, która takich wyrzeczeń nie wymaga, uznał za niepoważną, ponieważ — dokonując skrótu myślowego oraz hiperboli — nie jest skąpana w morzu krwi, nie towarzyszy jej śmierć, pożoga, nieszczęście, ból i szykany. Chociaż… Szykanę już można zaliczyć, bo skoro odmowa przyznania koncesji jest szykaną, to odmowa rejestracji tym bardziej.

Nie wiadomo powszechnie, bo nie jest to wiadomość z czołówek gazet, wiadomości radiowych i telewizyjnych i z głównych stron popularnych portali, że spada ilość powołań i liczba wiernych. To pierwsze nie dziwi. Skoro pan zajęty jest innymi sprawami w innej części wszechświata, a być może tworzy właśnie teraz nowe, to i powoływać nie ma kto. Poważniejszy jednak wymiar, głównie finansowy, ma ubytek wiernych. Co prawda większość nie przestała wierzyć, ale albo wierzy już nie aż tak głęboko, żeby za to płacić, albo wierzy, że skoro pan jest wszechmogący, to sług ani okazałych budowli nie potrzebuje, albo uwierzyła w coś innego, albo nie wierzy wcale. Bowiem nawet uczeni z Uniwersytetu Jagiellońskiego nie kryli zdumienia: Czy jest możliwe aby jakaś grupa ludzi w miarę rozsądnych i w miarę wykształconych w sposób poważny traktowała tezę, iż w rzeczywistości istnieje (…*), który stworzył wszechświat, jest wszechmogący i wszechwiedzący?

W tej sytuacji nie wiadomo jaką przyjąć strategię. Co prawda udało się na państwie wymóc, by pilnowało spraw wiary i ścigało tych, którzy do — jak to zgrabnie ujął ksiądz Sowa — poważnych rzeczy podchodzą bez należytej powagi, czci i szacunku, ale to nie poprawiło sytuacji. Jedynie samopoczucie hierarchów pewnych, że w razie czego cały aparat państwa zostanie zaprzęgnięty w obronie ich czci, honoru i… wolności. To jednak nie wystarczy, żeby zachować poziom życia, do którego przyzwyczaił bóg zastępy swoich sług.

W tym miejscu nie od rzeczy będzie zwrócić uwagę na niezbyt powszechnie znany fakt, że rząd, który z wielkim zadęciem przystąpił do likwidacji Funduszu Kościelnego zachował się tak jak myśliwy, który polując na lwy ustrzelił pchłę. Zgodnie z zapewnieniami samego kardynała Nycza rząd może się wypchać, ponieważ Ponad 6 mld zł jest z ofiar na tacę, natomiast to, co państwo daje przy okazji współfinansowania szkół katolickich, współfinansowania kościelnych zabytków sakralnych, uposażenia katechetów szkolnych, to w sumie ok. 2 mld zł. W tym kontekście 90 mln zł [z Funduszu Kościelnego] to rzeczywiście symboliczna suma. Oczywiście, że rzeczywiście, bo rząd nigdy nie sięga i nie czyni oszczędności tam, gdzie one dają wymierne korzyści. Ale to zupełnie inna historia.

Skoro liczba wiernych spada, a ok. osiem miliardów zjadanych przez inflację to kropla w morzu potrzeb, to oczywiste jest, że trzeba pilnie coś zrobić. Może biletowane rekolekcje na stadionie? Powaga powagą, a pecunia non olet. Poza tym — jak wyjaśnia z kolei ksiądz Grzegorz Michalczyk Przemysławowi Iwańczykowi w Tok FM — Jezus jest głoszony wszędzie. Jeśli jest Stadion Narodowy, miejsce, gdzie kilkadziesiąt tysięcy ludzi może się zgromadzić, a zapisanych jest już 26 tysięcy, to trzeba się cieszyć. Jeśli billboardy z wizerunkiem Chrystusa pojawiają się w metrze i na ulicach, to też jest dobre. Korzystamy z wolności i chcemy się dzielić tym, co jest dla nas najważniejsze. Po udekorowaniu wszelkich płaszczyzn pionowych w placówkach użyteczności publicznej, szkołach, przedszkolach i żłobkach krzyżami przyszła kolej na oklejanie płaszczyzn pionowych, parkanów, płotów i murów w przestrzeni publicznej plakatami z wizerunkami. Jeśli to nawet nie ujmie powagi samej religii, to da pracę całym zastępom policjantów i prokuratorów prowadzących dochodzenia w sprawie domalowania synowi bożemu wąsów.

W PRL-u na każdym niemal murze, nad i pod wiaduktami, kładkami, wzdłuż ulic i szos oprócz zakazu fotografowania umieszczano aktualne hasła typu „Program Partii programem narodu”, „Młodzież zawsze z Partią”, „Niech żyje KC PZPR”, „Idee Lenina wiecznie żywe!”… Dlaczego nie skorzystać ze sprawdzonych wzorów? W końcu I sekretarz był jeden, partia była jedna i bóg jest jeden, choć potrójny. „Program Episkopatu programem narodu”, „Młodzież zawsze z biskupem”, „Niech żyje Konferencja Episkopatu”. A skoro już o hasłach mowa, to przytoczmy jeszcze jedno, które nic nie straciło na aktualności i nadal przyświeca: „Wzmożona kontrola dźwignią społecznego zaufania”.

Ksiądz Grzegorz Michalczyk wyjaśnia dalej (cytat nieco przydługi, ale wart przytoczenia w całości): Okazuje się, że chrześcijaństwo może być spontaniczne i radosne. Nie chodzi o to, żeby z liturgii zrobić bal, ale modlitwa może być radosna. Nieraz widziałem zaskoczenie ludzi, gdy w kościele na pl. Narutowicza w Warszawie odbywały się bardzo radosne modlitwy, wręcz z tańcem. Widziałem niedowierzanie ludzi, którzy przypadkowo tam trafili. Nagle okazało się, że można wielbić Boga, niekoniecznie będąc skulonym, z nosem spuszczonym na kwintę, ale z wyciągniętymi rękami i w radosnych podskokach. Dla niektórych to przełamanie pewnej bariery. Przekonują się, że chrześcijaństwo jest czymś radosnym i fascynującym i nie musi kojarzyć się z drętwą atmosferą.

Podsumowując — do rzeczy poważnych należy podchodzić elastycznie. Jak poważne traktowanie nie przynosi oczekiwanych rezultatów, trzeba nieco poluzować. Można na przykład zamiast protestować przed koncertem Madonny po prostu jej występy uczynić częścią mszy, podczas ‚Like a virgin’ puścić tacę, a całość zwieńczyć kazaniem. Bowiem finis coronat opus…


* Tu należy wstawić imię lub nazwę dowolnego wszechmogącego, na przykład Latającego Potwora Spaghetti, Niewidzialnego Różowego Jednorożca, Jahwe, Mannitou itp.
Jesus Christ Superstar to tytuł rock-opery napisanej przez Andrew Lloyd Webbera, którą skomponował muzykę i Tima Rice’a, który napisał słowa, czyli libretto. Muzyka i słowa stały się kanwą musicalu o tym samym tytule.

Dodaj komentarz