„Jesteś tym, co jesz” – Hipokrates?

„90% chorób znanych człowiekowi spowodowanych jest przez tanią, kiepskiej jakości żywność”, zatem „jesteś tym co jesz” — napisał Victor Lindlahr w 1923 roku.

Co jakiś czas media donoszą o tysiącach ton żywności, która jest marnowana, wyrzucana, a na świecie są miliony ludzi, których dotyka głód. Maksymilian Maria Kolbe został ogłoszony męczennikiem KK. Wybrał śmierć głodową w zastępstwie innego więźnia obozu Gajowniczka. Czyn godny bohatera, bo śmierć głodowa to niewyobrażalne cierpienie. Jednak jak to w KK tylko swój mógł być wzorcem. Inni, którzy znaleźli się wbrew swej woli w Auschwitz już nawet na modlitwę nie zasługują.

Najedzeni ludzie nie myślą o głodnych. W dodatku gdzieś tam w Afryce. Nie myślą też o Polakach, o dzieciach, którym brakuje z różnych względów jedzenia. Czy w czasie dostatku pokarmów powinny być problemy zdrowotne? Niby nie, ale panuje epidemia cukrzycy, choroby tarczycy mające wpływ na inne organy. Dlaczego tak się dzieje? Chciwość, niewyobrażalna obojętność państwa, brak kontroli żywności powoduje, że jest ona fałszowana. Powoduje też, że środki ochrony roślin, nawozy, używane są w wielokrotnych przekroczeniach norm!!!!!

To nie jest tak, że żywność była i powinna być kontrolowana tylko w XX wieku. Już w Średniowieczu, w dzień targowy, pod jego koniec chodzili strażnicy i np. rybom obcinali skrzela na brzuchu. Na drugi dzień obcinali na karku. I taka ryba nie mogła być już sprzedawana.

Z własnego doświadczenia mam pogląd, że na nadmierne uzywanie środków chemicznych ogromny wpływ miały sieci handlowe. Dam przykład: W PRL były dość ostre normy dotyczące żywności. Ustalone w ministerstwie obowiązywały na terenie całego kraju. Potem przyszedł nowy ustrój, a z nim pomysły ludzi, którzy znać się na czymkolwiek nie musieli, ale dostawali stanowiska i decydowali. W PRL wielkim powodzeniem cieszyły się wyroby ze śledzi. Śledź marynowany w zalewie octowej z cebulką marynowaną. Taka popularna zakąska Termin przydatności do spożycia 14 dni od dnia produkcji. Nowa władza nie wymagała by normy były zatwierdzane, a każdy producent mógł ustalać je według własnych zasad. Ustalił więc i ustala.

Sklepom wielkopowierzchniowym 14 dni wydawało się zbyt krótko, mimo że przyjmowali dostawy co tydzień, więc towar nie zalegał. Presja na producentów była ogromna. Jeśli nie będzie 28 dni towaru nie kupimy. To producenci zwiększyli ilość soli, ilość octu. Niewiele, ale jednak. W innych sytuacjach zaczęto po trochu dosypywać środków chemicznych dostarczanych z Zachodu. I tak się zaczęło. Praktycznie nie ma produktu bez „ulepszaczy” Nawet gdy jego dodanie nie jest potrzebne. Ocet sam jest konserwantem, ale w niektórych octach smakowych też jest „polepszacz”.

Dziennik pisze:

W 2017 r. Polacy wydali na sfałszowaną i pochodzącą z niewiadomego źródła żywność 43,7 mld zł – o 2,4 mld więcej niż rok wcześniej. Już 20 proc. kupowanego przez nas jedzenia pochodzi z szarej strefy – wynika z szacunków Polskiej Federacji Producentów Żywności.

Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych coraz więcej przypadków nadużyć ujawnia w legalnie działających firmach. W ubiegłym roku skontrolowała 600 producentów i wydała 140 decyzji w sprawie o fałszowanie produktów (dwa lata wcześniej tylko 60). Ujawnienie fałszerstwa oznacza możliwość nałożenia kary pieniężnej na producenta, sięgającej 10 proc. jego przychodów. Inspekcja może też nakazać wycofanie z rynku sfałszowanej partii produktów.

Dodaj komentarz