Jedzie pociąg z daleka…

Miałam ostatnio możliwość skorzystania z przejażdżki po szynach.

Poprzedni raz jechałam pociągiem tak dawno, że ile lat temu to było, nie sposób przypomnieć sobie. Może dwadzieścia…. a może i jeszcze kilka?

Ciekawość jak wygląda teraz na kolei była spora. Już od kupowania (w przeddzień wyjazdu) biletu zaskoczenie ogromne. Za „szybką” siedzi uśmiechnięta pani ubrana w białą bluzkę i czerwony krawacik. Twarzowe to.

W kasie można uzyskać i otrzymuje się informację. Na bilecie zaznaczony długopisem peron, z którego…. będzie odjazd. Także zapisana dokładna godzina ku pamięci.

Dlaczego te kropeczki? Bo to nie była jazda pociągiem, a szynobusem. Sama nazwa POCIĄG odchodzi chyba do historii. Bo pojazdy różnej szybkości i klasy noszą już inne nazwy.

W szynobusie, po pierwsze było czysto. Nie było pod ścianami pojazdu zastarzałego, kiedyś rozmazanego brudu. Każdy może skorzystać z fotelika dla jednej osoby. Foteliki są wprawdzie jak dla szczupłych, ale….. takie mamy czasy…

W czasie jazdy na pasku wyświetla się szybkość jazdy. Nie uwzględniając zwolnień przed stacjami, szynobus pędził z szybkością od 88 km do 125 km. Nie słychać też męczącego stukotu kół. Na pasku wyświetlają się wszystkie stacje przez które będzie przejeżdżał. Dodatkowo jest informacja: następna stacja to…, oprócz tej na pasku z głośnika słychać: dojeżdżamy do stacji….

Jechałam koleją regionalną. Pojazd zatrzymywał się na wszystkich stacjach. Przystanki wyglądają jak te obudowane tramwajowe w dużych miastach. Nie ma tam kas. Bilety sprzedaje konduktor. Szybko, sprawnie. Tu już widać duże oszczędności, bo odeszło utrzymywanie nieruchomości i opłacanie zatrudnianych tam pracowników. Konduktor…. (tu problem, bo mam opisać coś technicznego)… drukuje bilety na ręcznej, wygodnej do trzymania drukarce. Jednocześnie sczytuje czytnikiem wydrukowane na biletach kody. Pokazują one prowadzącemu na jakiej stacji będzie wysiadał pasażer. Wracałam późno, więc na kilku mniejszych, wiejskich stacjach szynobus nie stanął.

Podczas podróży robiłam to co lubię. Obserwowałam podróżnych. Dostrzegłam dużą różnicę między tymi sprzed wielu lat, a obecnymi. Kiedyś podróżni czasami przysypiali, czytali gazety, książki. Wdawali się w rozmowy. Dzisiejsi są inni. Trzymają w rekach komórki, albo inne dziwne urządzenia i klikają, jednym lub dwoma paluchami. Każdy pracowicie zajęty swoimi… to czym tam się zajmował. Czasami rozmawiali, nawet korzystali z laptopa. Można położyć go na półeczce, którą opuszcza się do poziomu. Umieszczona jest z tyłu fotela.

Zrobiłam jednak inaczej niż wszyscy. Po wejściu do szynobusu zdjęłam kurtkę. To że pozostali siedzieli w kurtkach położyłam na karb innych zwyczajów. To była bolesna nauczka, że nie zrobiłam jak należy w podróżach: „Rób to co tubylcy. Jadaj tam gdzie ludzi pełno”

Częste zatrzymywanie się pojazdu, otwieranie drzwi i w związku z tym zmiany temperatur z mocno ciepłych na lodowate, bo za oknem było około zera, spowodowały bardzo silne przeziębienie.

Jednym słowem szynobus to nie pociąg, gdzie w wagonach jest zamknięcie w środku pojazdu. Utrata świadomości na skutek wysokiej gorączki jest powodem podzielenia się wrażeniami. I ostrzeżeniem by nie zapominać o „niebezpieczeństwach”.

PODRÓŻE KSZTAŁCĄ!!!!!!!

Dodaj komentarz


komentarzy: 1