Jak popatrzymy sobie wstecz

Najpierw sprowadzamy do kraju pod pretekstem świąt brytyjską, bardziej zjadliwą odmianę wirusa, a potem oznajmiamy zbolałym głosem, że udział procentowy mutacji brytyjskiej osiągnął już wartość 52% i jak popatrzymy sobie wstecz, to widać, że ten wzrost jest szalenie dynamiczny. Gdyby dziecko zapytać co się stanie gdy pojawi się osoba zakażona bardziej zakaźną odmianą wirusa odpowiedziałoby, że w wtedy zakazi się więcej osób. Dla ludzi odpowiedzialnych za zdrowie i życie obywateli to najwidoczniej wiedza tajemna albo uznali, że angielska zaraza nie odważy się zaatakować bohaterskiego narodu.

Liczba zakażonych rośnie, w szpitalach zaczyna brakować miejsc. Co i rusz przedstawiciele rządu apelują do społeczeństwa o rozwagę, o odpowiedzialność, o przestrzeganie reguł, noszenie maseczek i utrzymywania dystansu. Jednocześnie resort zdrowia do długiej listy uprzywilejowanych, którzy będą zwolnieni z obowiązku noszenia maseczki dodaje nowe grupy. Trzeba bardzo pilnować się by nie nabrać podejrzeń, że władzy tak naprawdę nie zależy na tym, żeby epidemię okiełznać. Z jednej strony stawia tamę, wprowadza wiele ograniczeń, mnoży zakazy i nakazy, a z drugiej pozostawia wiele dziur, furtek i bram, jak chociażby możliwość gromadzenia się w kościołach. Skutek jest taki, że fala goni falę, a każda kolejna startuje z wyższego pułapu.

Na jesieni liczba zakażeń rosła w zastraszającym tempie. Gdy zaczęła zbliżać się do ustalonych przez władzę progów nagle wyhamowała. Co się stało? Zmalała liczba zakażonych? Nie. Zmalała liczba wykonywanych testów. Dlatego jedynym w miarę miarodajnym wskaźnikiem jest liczba miejsc w szpitalach i liczba zgonów.

 

Dodaj komentarz