Ja na jego miejscu dalej bym zaszła

Na przestrzeni dziejów zmieniała się pozycja i rola kobiety. Zaś postrzeganie i traktowanie przez pozostałych członków społeczności pełne było sprzeczności. Z jednej strony adorowana, wielbiona, opiewana w poezji i prozie, z drugiej uważana za wcielenie szatana, oskarżana o moce sprowadzające nieszczęścia, przyczyna wielu konfliktów, zbrodni, tragedii.

Role kobiet i mężczyzn przez całe stulecia były jasno określone i niezmienne. Zadaniem mężczyzny było kobietę zdobyć, posiąść, zapewnić jej bezpieczeństwo i byt. Do zadań kobiety z kolei należało wydać na świat potomstwo i opiekować się nim oraz domem.

Wraz z rozwojem przemysłu sytuacja zaczęła się zmieniać. Chciwość wczesnych kapitalistów i towarzyszący jej wyzysk sprawiały, że mężczyzna nie był w stanie samodzielnie utrzymać rodziny i „wziąć się do roboty” musiała także kobieta. To z kolei sprawiało, że zaczęło pojawiać się coraz więcej kobiet niezależnych finansowo, które poszukiwały partnerstwa, a nie opieki. Dotychczasowy bezdyskusyjny suweren musiał pogodzić się z utratą władzy i prestiżu.

Tak stosunki bilateralne i role społeczne w największym skrócie i uproszczeniu kształtowały się przez wieki. Zmiany zachodziły w ślimaczym, naturalnym, ewolucyjnym tempie. Wraz z pojawieniem się kobiet wykształconych, niezależnych, a co istotne nie kryjących się z tym, że mężczyźni nie są im do niczego potrzebni, wzmogły się ruchy separatystyczne. Zmiany występujące samoistnie, za zgodą i przyzwoleniem mężczyzn, kobiety uznały za swoje zwycięstwo w walce z mizoginistycznym ciemiężycielem i — idąc za ciosem — zaczęły domagać się coraz to nowych praw i przywilejów. Nie przyjmując przy tym do wiadomości, że ustępstwa wymuszone szantażem, przemocą, podstępem, groźbą są niebywale kruche.

Zawiłości problemów damsko-męskich usiłował wyjaśnić pan Paweł Droździak, psychoterapeuta, psycholog w rozmowie z Elizą Michalik. Rozmowa była reakcją na wywiad, jakiego wcześniej udzielił Gazecie Wyborczej. Tłumaczy w nim skąd się wziął — jak to ujęła autorka Krystyna Romanowska — wylew agresji i pogardy wobec kobiet. Ta niekontrolowana agresja jest wynikiem męskich dramatów i doświadczenia porażki. Ćwierć wieku „wolnej konkurencji” zrobiło swoje. Agresji wyleje się jeszcze więcej. Mamy tylko niewielką grupę mężczyzn zadowolonych ze swoich osiągnięć. Reszta czuje się oszukana, przegrana. Pomysł zmuszania do rodzenia martwych dzieci można rozumieć jako formę zemsty.

Oczywiście Eliza Michalik nie była pierwszą kobietą, która poczuła się zmuszona dać odpór i wyrazić swoją „opinię”. Już dzień po ukazaniu się wywiadu, w sposób prześmiewczy i uszczypliwy, rozprawiła się z nim Katarzyna Wężyk. Przy czym, co trzeba podkreślić z całą mocą, nie tyle rozprawiła się z tezami głoszonymi przez psychologa, ile z nim samym i jego żałosnym poziomem wiedzy. Wskazuje na to już sam początek. Polemika rozpoczyna się od cytatu: „Mężczyźni z husarskimi skrzydłami muszą dzisiaj sprzedawać frytki. Żołnierze wyklęci idą do banku po chwilówki. Jak pani myśli, co oni czują?” Skoro jest pytanie, to należy odpowiedzieć na nie: Nie wiem — wyznaje z rozbrajającą szczerością Katarzyna Wężyk — ale zaryzykowałabym twierdzenie, że frustrację. Bingo! Dokładnie to powiedział na samym początku sam Droździak! Sfrustrowany mężczyzna mści się na niedostępnej dla niego niezależnej kobiecie z dużego miasta.

Jeszcze jeden przykład: „Pragnienie mężczyzny, by kobieta nie miała zbyt łatwo, to skutek różnych porażek w relacji z nią” – diagnozuje Paweł Droździak. Być może tak jest, chociaż to doprawdy bardzo niska ocena polskich mężczyzn – ja bym na ich miejscu za takie uogólnianie trochę się obraziła – ale psycholog przedstawia takie podejście jako fakt dokonany. Różnica między panią redaktor a pierwszym lepszym politykiem polega na tym, że polityk nie tylko wskazuje kto został obrażony, i to wcale nie trochę, ale od razu domaga się przeprosin. Oczekuję, że szef PE Martin Schulz przeprosi Polskęwyraziła swoje oczekiwania premier Beata Szydło. I na tym poprzestańmy.

Niestety, podobnie rzecz się ma z p. Elizą Michalik. Słucha, potakuje, czoło marszczy w zadumie, kiwa głową ze zrozumieniem, ale w obliczu zbliżającego się końca programu w oku pojawia się błysk i włącza się feministyczny samograj, który nie dopuszcza myśli, że dogmaty często stoją w opozycji do faktów. Też mnie pan nie przekonał dlatego, że myślę sobie, że z kolei gdyby to odwrócić i spojrzeć na to od strony mężczyzny [sic!], który chce tą kobietę olśnić i niby dlatego chce zaznaczyć tą dominację, no to on tak naprawdę nie widzi tej kobiety, tylko używa jej przedmiotowo. Dla takiego mężczyzny kobieta jest przedmiotem, który służy mu do potwierdzenia jego wartości. Jeżeli ty jesteś olśniona, znaczy jest nawet takie żartobliwe powiedzenie, że mężczyzna długo pozostaje pod wrażeniem, które zrobił na kobiecie. Tylko w tej relacji kobieta jest nikim, jest po prostu jego odbiciem i lustrem. Ta tyrada wywołała głębokie westchnienie gościa, który uświadomił sobie, że równie dobrze mógłby gadać do ściany. Względnie do dowolnej przedstawicielki PiS-u. Różnica polegałaby wyłącznie na innym rozłożeniu akcentów.

W końcowym credo Michalik rzuca się w oczy, a właściwie w uszy, że nienaganna na co dzień polszczyzna idzie w kąt. To z kolei rodzi podejrzenie, że nie są to wbrew deklaracjom autorskie przemyślenia, ale wykute na blachę poglądy grupy, do której przynależy. Zgodnie bowiem z niepodważalnym dogmatem feministek kobieta zawsze i bez wyjątku traktowana jest przedmiotowo i wykorzystywana. Takie stawianie sprawy oznacza jedno — feministkom nie zależy na poprawie losu poniewieranych, wykorzystywanych, często bitych żon, matek, sióstr, a wyłącznie na walce dla walki, względnie własnych korzyści. Stawia bowiem mężczyzn pod ścianą i wyklucza zarówno dialog, jak i porozumienie. To oczywiste, że aby postawić właściwą diagnozę i przystąpić do rozwiązywania problemu trzeba go poznać i zrozumieć. A im ostrzejszy atak, tym większe straty. Tyle, że obrywają te kobiety które nie mają ani takiej pozycji, ani takiego wykształcenia, ani takiej siły przebicia.

Znamienne, że kobiety wychodzą na ulicę w sobotę i poniedziałek (niedziele spędzają w kościele, więc protestować nie mogą) w sprawie aborcji, czyli de facto w sprawie dotyczącej niewielkiego odsetka pań. Natomiast choroba, która dotyka według danych aż 80% przedstawicielek płci pięknej, mięśniaki, pozostaje poza sferą ich zainteresowania. Mimo, że od kilku lat istnieje możliwość farmakologicznego leczenia, ministerstwo zdrowia nie zgadza się na refundację, a jedynym dostępnym sposobem na „walkę” z dolegliwościami jest pozbawienie kobiety kobiecości. Gdyby jakaś choroba pozbawiała męskości refundowane byłyby nawet te leki, które „mogą pomóc”. A wpisane zostałyby na listę nawet wtedy, gdyby na czele resortu stała kobieta…

Pewne małżeństwo kłóciło się zawzięcie kilka godzin. Padały słowa mocne i obraźliwe. Wreszcie żona postanowiła zakończyć spór i rzuciła do męża pojednawczo:
— Kochanie, to nie ma sensu! Przestańmy się kłócić. Oboje jesteśmy winni! Szczególnie ty!

Dodaj komentarz


komentarze 4

  1. Zadam pytanie: Czy dominująca ilość kobiet w zawodach farmaceutek, nauczycielek, sędzin rodzinnych spowodowała lepsze wykonywanie tych zawodów? Czy zniknęła tam codzienna zawiść, niechęć do konkurentek, zniknęło donoszenie, zniknęły frustracje wynikające z niezadowolenia z zajmowanego (ciągle zbyt niskiego) stanowiska? Czy podniósł się poziom wykonywania pracy?

    Podtrzymuję swój pogląd, że nie płeć, a inteligencja, wiedza, doświadczenie w pracy, umiejętność pracy w grupie, wzajemny szacunek okazywany sobie na co dzień w mowie i zachowaniach, mają znaczenie pierwszoplanowe. Żadnych przywilejów!!!!!

    „— Kochanie, to nie ma sensu! Przestańmy się kłócić. Oboje jesteśmy winni! Szczególnie ty!” Zdanie to oddaje całą prawdę, ale jest efektem wielowiekowej przewagi mężczyzn nad kobietami. Jeśli nie mogło być „po mojemu”, to musiałyśmy mieć choć ostatnie słowo. ;-)) Trzeba dodać, że nie wszystkie kobiety to ostatnie słowo moga mieć.

    1. Odpowiadam na pytanie pierwsze: Nie! Tyle, że do niektórych zawodów obowiązywała selekcja negatywna. Do szkolnictwa garnęły się dwa typy ludzi: pasjonaci i nieudacznicy, którzy nie nadawali się do niczego innego. Ponieważ drugich było zdecydowanie więcej i zajmowali często kierownicze stanowiska, to ci drudzy byli szykanowani i eliminowani. Jak to działa omawiano szeroko w Toku — na wniosek dyrektorki zwolniono wychowawcę z wieloletnim stażem, który miał doskonały kontakt z wychowankami, którzy go lubili, szanowali i — co najważniejsze — ufali. Ktoś się ujął za dobrym wychowawcą i wywalił na zbitą mordę nieudolną dyrektor? Wolne żarty. Opanowane przez takich samych nieudaczników kuriatoria nie kiwną palcem w obronie ludzi wyróżniających się. Inna dyrektorka wyleciała bo urzędnikom się stawiała:

      Konflikt pomiędzy dyrektorką i matką uczennicy narastał jeszcze od zeszłego roku. Pomińmy tutaj drażliwe szczegóły tego sporu, nie o nie tutaj chodzi.

      Istotne jest, że dyrektor Gabriela Olszowska już w styczniu uznała za konieczne zawiadomić o wszystkim wydział oświaty Urzędu Miasta Krakowa i prosić o pomoc. Wsparcia nie uzyskała. O to samo zwróciła się do Małopolskiego Kuratorium Oświaty – znów bezskutecznie.

      Zdeterminowana dyrektorka zdecydowała się na zorganizowanie profesjonalnej sesji mediacyjnej. Termin wyznaczono na 8 marca, ale zaproszeni na nią urzędnicy z miasta i kuratorium nie przyszli. Nie pojawiła się też matka uczennicy.

      Korespondencja pomiędzy obydwiema paniami zajmuje grubą teczkę. Dyrektorka straciła cierpliwość i zdecydowała się szukać rady u kolegów po fachu.

      Materiał wyciekł na zewnątrz

      Na forum Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty zaapelowała: poradźcie, co mam robić? Opisała okoliczności konfliktu, a dla zobrazowania sytuacji dołączyła fragment korespondencji z matką. Nie zamierzała wystawiać jej na widok publiczny, bowiem dostęp do listu uzyskało zaledwie 15 konkretnych osób.

      „Nasze forum jest wewnętrzne, przeznaczone do narad w wąskim gronie specjalistów. (…) Nie jest nigdzie publicznie prezentowane, a adres do niego jest poufny” – zastrzega administrator strony.

      Tyle tylko, że tym razem z wciąż niejasnych powodów (OSKKO dopiero próbuje ustalić przyczyny) materiał wyciekł na zewnątrz i przez jakiś czas był dostępny w sieci dla wszystkich. Za to dyrektorka została zawieszona w pełnieniu obowiązków, stanęła przed komisją dyscyplinarną dla nauczycieli i otrzymała naganę z ostrzeżeniem. To oznacza, że przez trzy lata nie może pełnić „funkcji kierowniczych w oświacie”.

      Reakcja przesadna?

      Nie ulega wątpliwości, że Olszowska popełniła błąd, bo bez względu na charakter forum powinna usunąć z korespondencji szczegóły identyfikujące zainteresowane osoby, przede wszystkim personalia matki i dziecka. Ale czy stanowcza i surowa reakcja władz oświatowych nie była w tym przypadku przesadna?

      Wątpliwości wynikają z tego, że w sąsiadującym z gimnazjum nr 2 Liceum Ogólnokształcącym nr V funkcję kierowniczą wciąż pełni dyrektor Stanisław Pietras, który w ubiegłym roku z powodu – jak tłumaczył – „złej kondycji psychicznej” porysował sześć zaparkowanych przed budynkiem samochodów.

      Władze nie uznały za stosowne wyciągnąć wobec niego konsekwencji za ten czyn. Magistrat co prawda dyrektora zawiesił, ale o postawienie przed komisją dyscyplinarną nie wnioskował. Nie zrobił tego również kurator oświaty, więc chuligański wybryk praktycznie pozostał bez konsekwencji.

      Przed komisją dyscyplinarną nie stanęła też opisywana przez nas w ubiegłym roku dyrektorka krakowskiego przedszkola nr 80 Krystyna Poprawa, która zamiast sama zajmować się dziećmi, notorycznie wysyłała w swoim zastępstwie woźną, która miała w zwyczaju… zaklejać maluchom buzie plastrem. W tym przypadku magistrat złożył wniosek do komisji dyscyplinarnej, ale ta sprawę umorzyła.

      Co do kończącego wpis dowcipu, to pragnę Ci zwrócić uwagę, że to nie jest ostatnie słowo, tylko obarczenie odpowiedzialnością za konflikt. To oczywiście stereotyp, bo nie tylko kobiety są kłótliwe i nie lubią przyznawać się do błędów.

      1. Golono-strzyżono :-))) Masz rację w tym sporze, samą rację, ale ja mam jej trochę więcej.;-)))

        To także przypomnienie rozmów miedzy mężczyznami, między dziennikarzami a ich zaproszonymi gośćmi, między politykami. ;-)))

        1. Nie wiem co oglądasz, ale ja na takie spory jakoś trafić nie mogę. Zazwyczaj jeden rozmówca uznaje drugiego za durnia a słuchaczy / widzów za idiotów. Weź na przykład panią Michalik. Do tej pory nie mogę się otrząsnąć po szoku. Pół godziny słuchać, potakiwać, kiwać głową ze zrozumieniem po to by na koniec wygłosić kilka bzdurnych frazesów. Jak my się mamy dogadać jeśli tak inteligentne i rozsądne osoby okazują się w określonych sytuacjach twardogłowym betonem, do którego żadne argumenty nie trafiają?