Interes

Polacy powinni płodzić potomstwo. Więcej potomstwa. Jeszcze więcej potomstwa. Oczywiście żadnego wspomagania poczynania. W grę wchodzą wyłącznie siły natury. Wpierw jednak należy wystąpić o zezwolenie. Dopiero po jego uzyskaniu można przystąpić do działania i już non stop powoływać do życia, poczynać i prokreować. Po co? Cóż za pytanie! Wyjaśniali to różni politycy i duchowni, ale nikt lepiej od Bogusława Kowalskiego na łamach Rodziny Katolickiej. Zaczął konwencjonalnie, od niechcenia rzucając kilka liczb:

W 2003 r. urodziło się 351 tys. dzieci. Najmniej od czasów wojennych. W roku ubiegłym było trochę lepiej, bo na świat przyszło 425 tys. noworodków. Ale to i tak bardzo mało w porównaniu z wyżem lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Wtedy co roku przybywało ponad 600 tys. dzieci. A w rekordowym 1983 r. urodziło się 724 tys. nowych obywateli. Mamy więc do czynienia ze spadkiem urodzin o prawie połowę.

Nie on jeden dostrzegł pozytywny wpływ ustroju socjalistycznego na libido. Ale co z tego, że urodziło się mniej dzieci? To chyba dobrze, że będzie mniej rąk do pracy w kraju z dwumilionowym bezrobociem? Nic bardziej mylnego.

Negatywne skutki odczuwamy już w systemie emerytalnym. Rynek pracy opuszcza coraz więcej osób ze starszych pokoleń, a zasila go coraz mniej młodych osób. Dlatego od kilku lat przybywa emerytów.

I tu doszliśmy do sedna. Z tym, że z tym problemem można walczyć dwutorowo. Ponieważ nie można zmusić obywateli do prokreacji, to można – mając władzę – spróbować podnieść nie tylko VAT na dziecięce ubranka i pieluchy, ale także wiek emerytalny tak, by jak najbardziej zbliżyć do zera prawdopodobieństwo, że ktoś tego wieku dożyje. Z kolei nie mając władzy można tylko apelować argumentując, że praca do późnej starości nie daje takiej frajdy jak prokreacja, zwłaszcza podczas czynności wstępnych poprzedzających poczęcie. Nie należy także przejmować się tym, co będzie potem, gdy już poczęte zostanie urodzone, ponieważ w razie problemów można skorzystać z „okna życia”. Ale pozwólmy autorowi wyjaśnić dlaczego człowiek, który nie ma dzieci jest wrogiem ludu, a ściślej – okrada emeryta.

… Zaczyna brakować pieniędzy na bieżącą wypłatę świadczeń. Pokrywane są one z wpływów ze składek opłacanych przez osoby czynne zawodowo. Ponieważ jest ich coraz mniej, wpłacone składki do ZUS-u i KRUS-u nie pokrywają potrzeb. Już od kilku lat budżet państwa dopłaca do systemu emerytalnego kilkadziesiąt miliardów złotych. (…) I co będzie dalej?

Właśnie. Co będzie dalej? Żeby dalej jakoś było musimy z nienarodzonymi zawrzeć układ. My ich z rozkoszą powołamy do życia, a oni nas będą utrzymywać, gdy się zestarzejemy. W zamian pozostawimy im w spadku zrujnowany, wyeksploatowany, śmierdzący śmietnik, który być może wkrótce w ogóle nie będzie nadawał się do życia. To chyba uczciwy deal?

Dodaj komentarz