Informujemy, że nie wiemy

Karolina Głowacka dość już miała pracy w magazynie radia Tok, więc w nowym roku postanowiła wziąć się na Facebooku za poważne dziennikarstwo śledcze. Na tapetę wzięła NIK i jego prezesa, ponieważ PiS-owi NIK i jego prezes też się nie podobają. Co wyśledziła dzielna dziennikarka?

To, że w oficjalnym dokumencie informacja, która została wybrana na leitmotiv, pochodzi nie-wiadomo-skąd (a przynajmniej nie można dobrnąć do jej poważnego źródła) jest po prostu smutne.

Już to zdanie dowodzi, że debiut był udany, a poprzeczka została postawiona pod sufitem. Jakie są wyniki śledztwa? Porażające! Dogłębna analiza raportu pozwoliła obnażyć smutną prawdę, że nie wiadomo, czy podana przez prezesa NIK informacja jest prawdziwa! Gwiazda dziennikarstwa śledczego nie była w stanie ani jej podważyć, ani potwierdzić!

Czy więc przeciętny konsument spożywa w ciągu roku 2 kg dodatków do żywności oznaczonych kodem ‚E’? A jakież to ma znaczenie? Wysokopoziomowe dziennikarstwo śledcze nie polega na dociekaniu czy dane są prawdziwe. Dlatego dziennikarka śledcza K. Głowacka nawet nie próbowała ustalić ile w kilogramie dowolnego produktu spożywczego jest różnego rodzaju substancji pomocniczych. Analizując leitmotiv zajrzała do raportu. Calusieńkiego!

„Zajrzałam więc do całego raportu NIK, szukając źródła tejże informacji. W przypisie (widoczne na jednym ze screenów) jest powołanie się na panel ekspercki, który odbył się w NIK-u”. W dokumencie nie ma jednak linku do zapisu panelu oraz informacji, kto podał tę daną ani w którym momencie panelu. Dziennikarka zauważa dalej: Jest za to inne odniesienie – i to jest dopiero ciekawe – kieruje ono na stronę zdrowie.com.pl. Strona, jak Państwo widzą, jest czymś w rodzaju płatnej platformy umieszczania artykułów sponsorowanych. Korzystają z niej różne firmy okołomedyczne. Nie wiadomo, kto dokładnie stoi za stroną, zakładka „kontakt” odsyła do siedziby na Filipinach. Większość artykułów jest niepodpisana. Może to, co jest tam napisane, jest prawdziwe, a może nie – napisała Karolina Głowacka.

Śledziła, śledziła i… poległa. Niczego nie wyśledziła. „Może to, co jest tam napisane, jest prawdziwe, a może nie”. Kto to wie? bo ja nie! Nie napisali, buuuuu…

Skoro gwiazda dziennikarstwa śledczego nie podołała, to sami odwalmy czarną robotę próbując odpowiedzieć sobie na pytanie czy podane przez prezesa dwa kilogramy są realne. W tym celu pójdziemy w jej ślady i zajrzymy, ale nie do raportu NIK-u lecz do rozporządzenia Ministra Zdrowia w sprawie dozwolonych substancji dodatkowych z dnia 22 listopada 2010 zmienionym 22 kwietnia 2011 r. Oczywiście nie ma mowy byśmy przeanalizowali wszystkie substancje, więc skupimy się na kilku wybranych. Na przykład mleko sterylizowane, UHT i zagęszczone może zawierać do 1 g na litr fosforanów sodu (E339). Ponieważ danych o spożyciu mleka p. red. nie zakwestionowała, więc za portalem gospodarz.pl przyjmijmy, że Polacy wypijają 220 litrów mleka rocznie. Pijąc więc tylko ten życiodajny płyn aplikujemy siebie jedną dziesiątą podanej przez prezesa ilości E — 22dag. Fosforany potasu, E340, w ilości 5g na kg znajdziemy w chętnie dodawanej do kawy śmietance pasteryzowanej, sterylizowanej i UHT. E341, fosforany wapnia, znajdziemy w serach niedojrzewających (z wyjątkiem Mozzarelli) w ilości 2g na kg, w serach topionychaż 20g na kg, a w produktach mięsnych 5g na kg. E243, fosforanami magnezu, faszerowane są szeroko reklamowane w medium p. red. śledczej suplementy diety. Omawiane rozporządzenie do decyzji firmy pozostawia ile tego środka do swojego wyrobu medycznego doda (quantum satis). Kupując kg mąki dostajemy gratis 2,5 g difosforanów E 450. W kilogramie ciasteczek będzie ich już 20 g.

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że można zaufać polskim producentom żywności. Kierując się najwyższymi, chrześcijańskimi standardami skrupulatnie, z aptekarską dokładnością przestrzegają norm i nie dodają niczego nad miarę. Także służby wszelakie są sprawne i niebywale wiarygodne. Już po dziesięciu latach wykryły w gazecie aferę związaną z solą wypadową i błyskawicznie ustaliły, że sól do posypywania ulic jest równie zdrowa jak zwykła, za to o wiele tańsza. Gdy w TVN-ie zobaczyły, a w „Rzeczpospolitej” przeczytały, jak zielonym, zapleśniałym wyrobom garmażeryjnym przywracany jest blask świeżości, natychmiast wszczęły dochodzenie, a sprawcy zostali skazani na surowe kary w zawieszeniu niejednokrotnie aż na dwa lata! Odświeżanie starej żywności i aktualizowanie terminu przydatności do spożycia nie jest niczym nagannym, bo marnowanie żywności to grzech. Dlatego w sprawie nieświeżych, zgniłych jaj nikt dotąd nie kiwnął palcem. Dopiero gdy dojdzie do zbiorowego zatrucia uruchomi się premier i zbolałym głosem oznajmi, że zwołał, powołał, zlecił, a jak przeczyta raport to będzie także wiedział, czy zostało złamane prawo, a służby wszelakie ruszą kontrolować, nakładać kary i przekonywać, że działają sprawnie i można im ufać.

Jeśli szyneczka świąteczna składa się w 64% z mięska, a w 36% z dodatków różnorakich, w tym bogatej palety E, to rodzina w ciągu dwóch świątecznych dni spożyła prawie kilo różnych substancji (i niewiele więcej mięsa). Nie trzeba zaglądać do raportu by zauważyć, że 2 kg rocznie to bez mała 5,5 g dziennie. Z przytoczonych wyżej norm wynika, że „uzbieranie” takiej ilości nie stanowi żadnego problemu z uwagi na to, że w wielu wyrobach jest kilka różnych substancji. Jeśli więc dawki zawarte w rozporządzeniu przemnoży się przez spożycie, to podane przez prezesa NIK 2 kg E rocznie na głowę może okazać się wielkością grubo zaniżoną.

Kończąc swój materiał śledczy czołowa magazynierka pierwszego radia informacyjnego — jak to określa autor streszczenia — podkreśla. I to jak!

Jak podkreśla dziennikarka, sensacyjny ton raportu, który firmuje NIK, może dziwić. Ale „to, że w oficjalnym dokumencie informacja, która została wybrana na leitmotiv, pochodzi nie-wiadomo-skąd (a przynajmniej nie można dobrnąć do jej poważnego źródła) jest po prostu smutne. Mamy, jako społeczeństwo, kłopot z weryfikacją źródeł, ale nie spodziewałam się, że dotyczy on urzędników Najwyższej Izby Kontroli”.

Prawda! Mamy kłopot jako społeczeństwo. Ale nie z weryfikacją źródeł, lecz z marnymi dziennikarzami, którzy nie potrafią wyszukać i zweryfikować informacji. Nieważne skąd NIK czerpał dane. Ważne, żeby były prawdziwe!

 

PS.
Trudno nie zauważyć, że w tego typu śledztwach wyspecjalizowała się władza. Ktoś o czymś informuje, a organa państwa nie sprawdzają czy powiedział prawdę, lecz skupiają się na dociekaniu skąd to wie. Media ujawniające jakiś szwindel informują o nim nie dlatego, że po prostu miał miejsce, ale dlatego, że znajdują się w obcych rękach…

Dodaj komentarz


komentarzy 7

  1. Dziennikarzyna jest albo leniwa albo…. głupia. To podsyłam link o tym, czym truje się dzieci na potęgę.  https://portal.abczdrowie.pl/glifosat-w-popularnych-produktach-spozywczych-uwazaj-co-kupujesz „Chleba naszego powszedniego” też nie powinno się jadać, tak jest polepszony – ulepszony. Ale piekarze nie mają obowiązku ogłaszać czym został on naszpikowany.

    Chciałam kupić ocet jabłkowy, który sam jest konserwantem. A w nim też było jakieś E. Po co? To zrobię sobie go sama, bo to jest bardzo proste, ale wymaga trochę czasu.

    Dziennikarzynie polecam zorganizowanie szwancparady. Może tu osiągnie sukces, a może i tu polegnie i nie będzie widziała co widzi?

    Nie jestem złośliwa, jestem wściekła na drogą, bezwartościową „żywność” i paple dziennikarskie, które niczego nie rozumieją. Tzw. politycy czyli matoły do podnoszenia łapsk rozumu nie mają więcej.

     

    1. Witam w Nowym Roku, chociaż wszystko stare w jedzeniu w nim się znalazło. Oby nam się zdrowo, zdrowiej jadało i zdrowiej żyło!!!

      Karolcia na pisią kotwicę raczej nie ma szans. Jest skażona pracą „u Michnika” 🙂