In vitro veritas…

Jak wiadomo władza pochodzi od boga. A skoro tak, to władza nie musi opowiadać się przypadkowemu społeczeństwu złożonemu z przypadkowych osób, ponieważ odpowiada wyłącznie przed bogiem i historią. W Polsce dodatkowo przed Episkopatem. Co prawda od niemal stu lat z niewielkimi przerwami mamy w Polsce wybory, ale w Związku Radzieckim też mieli. Ktoś może w tym miejscu zauważyć, że jednak są pewne różnice, bo w Polsce wybory są wolne, czego o wyborach w ZSRR powiedzieć nie można. Jednak to pozory, bowiem wyłącznie nadgorliwość lokalnych aparatczyków była powodem fałszerstw. Jeśli listy wyborcze układane są w centrali partii, to nikt spoza układu nie ma szans na elekcję. Fałszowano więc jedynie frekwencję.

In vitro to jedyna znana dotąd w miarę skuteczna metoda leczenia bezpłodności. Niestety, podobno nie podobała się bogu. Tak przynajmniej twierdzą jego samozwańczy słudzy. W związku z tym senatorowie będą deliberować nad ustawą starając się dostosować ją do woli ducha świętego. Żeby im ułatwić zadanie byli senatorowie, którym wyborcy serdecznie podziękowali za ofiarną służbę wystosowali list otwarty, w którym otwarcie apelują do senatorów, by nie robili bogu wbrew. Byli senatorowie obawiają się, że gdy z zapłodnienia pozaustrojowego będą mogły korzystać osoby nie będące małżeństwem, to zostanie w praktyce zalegalizowane zamawianie i kupowanie dzieci, wynajmowanie matek zastępczych tzw. surogatek, również przez pary jednopłciowe, ale w żaden sposób nie zabezpieczają praw i bezpieczeństwa dzieci poczętych „in vitro”. Takie wizje zesłał byłym senatorom duch święty.

Szczera troska senatorów byłaby może i wiarygodna, gdyby nie… Gdyby nie stosowane w majestacie prawa praktyki znane z najczarniejszych kart historii i okupacji hitlerowskiej. Oto w Polsce można stracić dziecko z najbłahszego powodu. Wystarczy — gdy sytuacja rodzinna uległa pogorszeniu — skorzystać z pomocy opieki społecznej, by sobie napytać biedy. Dlaczego? Bo dzieci to teraz, dzięki między innymi troskliwym senatorom, doskonały interes. Jak zwykle w tym dziwnym kraju między Odrą o Bugiem, państwo bez przerwy odmieniające słowo rodzina przez przypadki nie wspiera rodzin, lecz ludzi, dla których przygarnianie cudzych dzieci stało się doskonałym sposobem na życie. Jak to możliwe? To proste.

Na każde dziecko umieszczone w rodzinie zastępczej spokrewnionej przysługuje 660 zł miesięcznie. Jeśli dziecko jest w rodzinie zastępczej niespokrewnionej, zawodowej lub rodzinnym domu dziecka, to państwo płaci 1000 zł miesięcznie na jego utrzymanie oraz co najmniej 2000 zł na wynagrodzenie dla rodziny zastępczej zawodowej (minimum 2600 zł, jeśli dodatkowo pełni funkcję pogotowia rodzinnego) oraz prowadzącego rodzinny dom dziecka. Starosta może dodatkowo przyznać dofinansowanie do wypoczynku poza miejscem zamieszkania, jednorazowe świadczenie na pokrycie niezbędnych kosztów związanych z potrzebami przyjmowanego dziecka, środki na utrzymanie lokalu mieszkalnego (czynsz, opłaty, wodę, gaz itp.) oraz świadczenie na pokrycie kosztów związanych z remontem.*

To tłumaczy, dlaczego dzieci są odbierane z najbardziej kuriozalnych powodów. Na przykład biedy. Albo otyłości. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej zamiast zajmować się wspomaganiem rodzin potrzebujących pomocy zajmuje się inwigilacją i dostarczaniem dzieci rodzicom zastępczym. Opiekując się piątką dzieci można żyć jak król — niemal osiem tysięcy miesięcznie, prawo do urlopu, opłacony czynsz, światło gaz. Czyż można się dziwić, że rodziny zastępcze nie przebierają w środkach, by nie dopuścić do powrotu dziecka na łono biologicznej rodziny? Na dodatek żaden MOPS nie węszy, więc dopóki się nie przesadzi, nic rodzicom zastępczym nie grozi. Gdyby para z Pucka nie zakatowała podopiecznych na śmierć, mogłaby spokojnie znęcać się nad powierzonymi jej przez państwowe instytucje dziećmi przez lata. Tak jak w rodzinie zastępczej prowadzonej przez byłego księdza, gdzie dzieci były katowane przez cztery lata. A nie są to wcale odosobnione przypadki. Proceder odbierania dzieci jest bulwersujący także i z tego względu, że stoi za nim cały majestat Rzeczpospolitej i — jak widać — kompletnie niezwiśli sędziowie. W tej sytuacji apele byłych senatorów jawią się niczym makabryczny żart.

W sprawie in vitro głos zabrał także Sąd Najwyższy. Martwi się ów zacny organ, że przygotowywane prawo pełne jest niejasnych i nieprecyzyjnych definicji. A to tworzy stan niepewności negatywnie wpływający na poziom bezpieczeństwa prawnego obywateli. Oczywiście wszelkie pozostałe niejasne i nieprecyzyjne przepisy, ze słynnym przepisem chroniącym uczucia religijne na czele, Sądowi Najwyższemu nie wadzą. Uregulowania na których podstawie można na długie lata trafić za kratki nie muszą być ani jasne, ani precyzyjne, a dotyczące zarodków muszą.

Obrazu całości dopełniają modły. Tysiące osób modli się i pości w intencji senatorów, aby odrzucili projekt ustawy o in vitro. W samej tylko nowennie zgłosiło swój udział blisko 1800 osób i 600 klasztorów. Jak widać pan bóg może i stworzył wiernych na swoje podobieństwo, ale rozumu im jednak zdecydowanie poskąpił. Dlatego tysiące osób modli się nie o to i pości i nie po to, by niepłodni stali się płodnymi i metoda in vitro nie była nikomu potrzebna, ale o to, o co się modli…

________________

* Dane zaczerpnięte z Angory, nr 28 (1308) z 12 lipca 2015 roku

Dodaj komentarz


komentarzy 11

  1. Odbieranie dzieci rodzicom to nie jest polski wynalazek. To jest trend ogólnoeuropejski. Panoszy się w UK i całej Skandynawii . U nas stopniowo kopiuje się system niemieckich „jugendamtów”. Nawet gdyby nie istniały wszystkie inne, ten jeden powód wystarczy by dążyć do opuszczenia Unii Europejskiej.

        1. No tak. To jest logiczne. Będzie lepiej jak spełnimy warunki, których nie spełnimy, bo mentalnie nie jesteśmy na to gotowi. Ale problem polega na czym innym. Na tym mianowicie, że nie uczymy się na błędach, nie tylko popełnianych przez innych, ale także na swoich. Przez 45 lat, od końca wojny nie bylismy w Unii. Niemcy, które wojnę przegrały są potęgą gospodarczą, a my, wygrani, jesteśmy żebrakami. Sami nie zbudowaliśmy niczego. Razem z innymi mamy szansę, ale jej jak zwykle nie wykorzystamy. Z kim się po wyjściu z Unii powinniśmy związać? Ze ZBIR-em?

          1. Oczywiście ma Pan rację. Samo opuszczenie UE nie rozwiąże naszych problemów. Jest to warunek konieczny ale nie wystarczający. Czy wstąpić do ZBIR ? Nie, po prostu handlować z każdym krajem, jeśli przyniesie to korzyści i zawrzeć pakt wojskowy z dowolnym krajem, jeśli przyniesie to korzyści. Co do PRL to w omawianej kwestii (odbieranie dzieci rodzicom z byle powodu) sytuacja była bez porównania lepsza. Kto nie pamięta , niech poczyta „Pana Samochodzika” albo „Podróż za jeden uśmiech”

            1. Proste. Po prostu handlować. A jak nie zechcą, jak np. Rosjanie? To co wtedy? Nie wydaje Ci się, że zawsze do tańca trzeba dwojga? Dzięki temu, że jesteśmy w Unii możemy handlować z całą Europą, bo to dla członków rynek wewnętrzny. Jakie korzyści odniesiemy będąc na zewnątrz?

              Pakt wojskowy z każdym krajem? A dlaczego każdy kraj miałby chcieć zawierać pakt wojskowy z krajem, który na wyposażeniu ma jedynie najnowocześniejsze modlitwy dalekiego zasięgu? Kto zawsze pakt wojskowy z krajem, który listę swoich agentów publikuje w Internecie?

          2. Powinniśmy wystąpić z Unii, a za głowę państwa uznać papieża.

            Udawanie, że to nie Episkopat rządzi jest i męczące i mylące czasami.

            p.s. Czy te modlitwy tysięcy, które nie odniosły skutku w sprawie in vitro, spowodują wzrost….sięciny? Kiedyś była dziesięcina, teraz procent został utajniony, stąd problem z nazwą.

            1. Zastanawia, przeraża, oburza… Jakiego tu słowa użyć? Zdumiewa to modlenie się do bozi, żeby ona zrobiła coś, żeby oni czegoś nie zrobili. Albo czegoś zabronili. Najbardziej za zakazami gardłują ci nawiedzeni i zaczadzeni, których problem już nie dotyczy. Ale niech ktoś spróbuje im zwrócić uwagę, że czegoś nie należy robić lub mówić. Wrzask pod niebiosa podniosą — jak to! Nam zabraniać?! NAM!? Toż to bolszewizm, faszyzm i zamordyzm czystej wody!

              1. Byłam w przychodni i musiałam poczekać w kolejce niedługiej na wizytę. Siadłam na wolnym krzesełku między starszymi paniami.

                Najpierw obmówiły kobietę, która weszła do gabinetu. O niestosownej modzie, o kręceniu tyłkiem, a starej nie wypada, itd. Potem jedna z nich zaczęła gadać na temat synowej. Druga też o swoim zięciu, synowej pyszczyła. Miałam dosyć, a nie było innego miejsca do siedzenia.

                – Czy paniom nie wstyd tak obgadywać, oplotkowywać własną rodzinę przed obcymi osobami?

                – Zięć nie rodzina…zaczęła jedna

                – Grzeszysz kobieto śmiertelnie, prawa religii zmieniasz, prawdziwa jawnogrzesznica, rozgrzeszenia nie będzie. A teraz cicho!.

                Cicho zrobiło się w całym pomieszczeniu. Jedna z gadających prawie płakała. Gdy wyszła obmówiona kobieta z gabinetu, usłyszałam słowa skierowane do mnie: pani idzie, ja mam czas poczekam, będę miała wybaczone.

                – Nie, proszę iść zgodnie z kolejką.

                Z jednej strony bawiło mnie bycie…..w roli pouczającej „religijnie”, z drugiej było mi smutno, że tak wygląda rzeczywistość.Że nie normy społeczne, a religijne stały się ważniejsze.

                Przyjdzie PIS i na rynkach miast postawią pręgierze, a przy nich…..

                1. Nie. Nie przyjdzie PiS. Nie ma PiS-u, nie ma PO. Jest prezes i — w tej chwili — przewodnicząca. Partia to jest dodatek, który realizuje widzimisię tych dwóch samodzierżawców. Jeśli Kopacz wyliczy, ze bardziej jej się opłaca bycie wicepremier w gabinecie Szydło czy Kaczyńskiego (on nie zdzierży z boku) niż bycie nikim to będziemy mieli PO PiS. I jak myślisz, za czym będzie się opowiadać koalicyjne PO?