Imposybilizm

PiS chce powiększyć Warszawę. Po co chce powiększyć Warszawę? Wiadomo. Niezależne media trąbią o tym od kilku dni, analizują, wyśmiewają, potępiają i praktycznie niczym innym się nie zajmują. Do jazgotu przyłączyli, a jakże, posłowie opozycji, którzy od dłuższego czasu nie mając nic do zaproponowania z wypiekami na twarzy krytykują i obśmiewają wszystkie posunięcia PiS-u. PiS nazywa ich z kurtuazją „opozycją totalną”, choć jest to opozycja żałosna. Członkowie PO powinni sobie wziąć bardziej do serca słowa swojego byłego przewodniczącego, który swego czasu przypomniał, że „krytyk i eunuch z jednej są parafii — obaj wiedzą jak, żaden nie potrafi”. Dowodził tego dobitnie ostatni protest, który szybko przerodził się w szopkę i zakończył totalnym blamażem.

Charakterystyczną cechą członków opozycji, a także niektórych dziennikarzy, jest pilne wertowanie podręczników historii w poszukiwaniu analogii. Dzięki temu wiadomo, że PiS „stosuje bolszewickie metody”, odradza się faszyzm, Kaczyński przypomina Gomułkę itp. itd. Z kolei dziennikarze odkryli, że PiS może wszystko. Oczywiscie jest to wierutna bzdura, wszystkiego nie może, ale dlaczego społeczeństwa nie przekonywać, że to właśnie ono nic nie może, że bunt nie ma sensu i trzeba z pokorą znosić dobrą zmianę? Na przykład Wiesław Władyka w pierwszym radiu informacyjnym (zapłać żeby posłuchać) przekonuje, że jeśli PiS zechce, to może uchwalić Że łysych trzeba kryć papą, rudych wysyłać do miejsc odosobnienia.

Taki przekaz sączyła w umysły władza ludowa. Tylko Wałęsa nie dał się nabrać, ale on współpracował z SB więc wiedział, że to ściema. Wzmocnienie PiS-u to zaledwie tylko połowa zadania, które mają do wykonania bezmyślni, acz gorliwi dziennikarze, określani przez Lenina mianem полeзныe идиоты. Najważniejsze jest bowiem odwrócenie uwagi od rzeczy naprawdę istotnych. I to się udaje znakomicie. Opozycja i media, na czele z pierwszym radiem informacyjnym (zapłać żeby posłuchać) wolą pleść androny niż nagłośnić i drążyć sprawę opisywanych przez Tomasza Piątka rosyjskich powiązań A. Macierewicza.  Próżno także szukać choćby informacji o tym, że mgr Julia Przyłębska zwołała po raz kolejny z naruszeniem prawa zgromadzenie ogólne sędziów Trybunału Konstytucyjnego, żeby umożliwić PiS-owi wybór następcy sędziego Wróbla. Czy to dowodzi, że PiS jest wszechmocny? Czy raczej media, goniąc za zyskiem, nie chcą się narażać, więc grzeją tylko tematy bezpieczne, wskazane przez partię rządzącą jako nadające się do krytycznego  omówienia. Michnik zresztą sam przyznał, że Wyborcza uprawiała niezależność za rządowe pieniądze.

Obrazowo można obecną sytuację nakreślić następująco. Oto piroman amator podpalił dom. Wcześniej przejął kontrolę nad strażą pożarną, więc sam decyduje która jednostka i co ewentualnie może gasić. Nieopodal zgromadziło się liczne grono gapiów, a wśród nich opozycja i media. Opozycja pilnie śledzi każdy ruch piromana i porównuje, a to do Kuby rozpruwacza, a to do Alfonsa Capone, a to do Robinsona Cruzoe, zaś płonący dom raz do Reichstagu, raz do gmachu Komitetu KW w Gdańsku w 1970 roku. Z kolei dziennikarze jak jeden mąż uderzają w tony rzewne i eksponując beznadzieję sytuacji przekonują, że nic nie da się zrobić, że nie ma wyjścia, że zaraz wszystko zawali się, więc zamiast próbować gasić lepiej tak się ustawić, żeby się ogrzać, ale nie poparzyć.

W czasach minionych opozycja prowadziła akcje uświadamiające, organizowała tak zwane „tajne komplety”, na których nauczała niezafałszowanej historii. Ale także — najważniejsze — łamała komunistyczny monopol na informację. Co opozycja robi dziś widać, słychać i czuć na kilometr. Tłuste misie za pieniądze podatników chadzają do wybranych mediów i prześcigają się w wymyślaniu zgrabnych bon motów i kalamburów z których nic nie wynika. Codziennie w studiu omnibus siedzi. Nawija, gada, plecie i bredzi. I to jest niestety wszystko, co ma do zaproponowania. Oczywiście poza zaklęciem „jak wrócimy do władzy, to…

Pochylmy się przez chwilę nad tym stwierdzeniem, by zwrócić uwagę, że te kilka słów to kwintesencja buty, arogancji, pychy. Nawet słynne hasło „Program partii programem narodu” nie było nacechowane taką pogardą dla owegoż. Cóż bowiem oznacza to „jak wrócimy”? Ano ni mniej ni więcej tylko tyle, że wyborcy są niczym, nic od nich nie zależy, a politycy „wrócą do władzy” nie wtedy, gdy się ich wybierze, ale wtedy, gdy zechcą. To tłumaczy dlaczego nawet nie próbują przekonywać, że warto oddać na nich głos, nie mają żadnych propozycji, planu, programu. Nie musimy wysilać się — zdają się mówić — bo nie macie innego wyjścia, musicie na nas zagłosować. Co prawda tow. Miller z p. Palikotem przekonali się, że pewności nie ma, ale Grzechu z Rychem ewidentnie głęboko w to wierzą.

Gdyby tak działała opozycja demokratyczna w czasach minionych, dziś Polska realizowałaby wytyczne kolejnego zjazdu Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Na nieszczęście dla władzy wtedy opór stawiali jej prawdziwi, charyzmatyczni przywódcy, którzy wiedzieli co chcą osiągnąć i konsekwentnie dążyli do celu, a nie mianowani czy zakochani. Poszukiwanie wyjścia z sytuacji wymaga bowiem oprócz chęci także wiedzy, umiejętności i odwagi. Bezmyślne bicie piany, szydzenie, sprowadzanie spraw do absurdu i podsycanie strachu nie wymaga niczego. I do niczego nie prowadzi.

Dodaj komentarz