Historia lubi

W czasach minionych stara wysłużona demokracja bezprzymiotnikowa została zastąpiona nową, socjalistyczną. Wyższość demokracji socjalistycznej polegała na tym, że choć w parlamencie był pluralizm, to nie było opozycji. Sejm nie składał się wyłącznie z przedstawicieli Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Znaczącą rolę odgrywało wtedy Zjednoczone, a obecnie Polskie Stronnictwo Ludowe, które stanowiło drugą po PZPR siłę w parlamencie. Oprócz niego w ławach zasiadali przedstawiciele demokratów zrzeszeni w Stronnictwie Demokratycznym oraz chrześcijanie spod znaku Znaku, Pax-u i Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Społecznego. Istnieli także, a jakże towarzysze posłowie bezpartyjni czyli niezrzeszeni. Jak widać różnorodność sejmu była niewiele mniejsza niż obecnie.

Każdy poseł, niezależnie od opcji politycznej, wyznania, orientacji uniseksualnej, płci, wieku i pochodzenia, dysponuje jednym głosem i trzema możliwościami. Może  podnieść rękę i nadusić przycisk ‚za’, ‚przeciw’ ewentualnie wstrzymać się od głosu. Trzeba więc tylko zadbać o to, by posłowie zawsze głosowali tak, jak sobie życzy kierownictwo. Najprościej ten cel osiągnąć za pomocą ordynacji wyborczej. Z jednej strony chodzi o to, by jak najbardziej utrudnić niezrzeszonym obywatelom zgłaszanie własnych kandydatów. Z drugiej strony należy wzmocnić system partyjny i zwiększyć rolę liderów. W PRL-u o tym, kto znajdzie się na listach wyborczych, decydowała PZPR. Zadbawszy o większość dla siebie pozwalała kandydować także działaczom innych ugrupowań. Z kolei aby zwolnić lud pracujący miast i wsi z wysiłku umysłowego głosować można było bez skreśleń. Jeśli wyborca pobrał kartę do głosowania i od razu wrzucił do urny, głos zaliczano pierwszemu na liście.

Po transformacji dokonano kilku niezbędnych, kosmetycznych korekt ordynacji wyborczej dostosowując ją do nowej rzeczywistości. Dzięki temu wybory w dalszym ciągu pozostały plebiscytem. Tak wtedy jak i teraz społeczeństwo nie ma żadnego wpływu na sposób wyłaniania kandydatów, a jego rola sprowadza się do wskazywania, który ze starannie wyselekcjonowanych totumfackich kierownictwa partii najbardziej mu się podoba. Z uwagi na pojawienie się opozycji, co uniemożliwiło głosowanie bez skreśleń, dla bezmyślnych (którym wszystko jedno na kogo głosują, bo popierają partię) wprowadzono tak zwane „jedynki”. Dlatego listy wyborcze nie są układane alfabetycznie, a na pierwszym miejscu umieszczany jest kandydat najbardziej zaufany lub tak zwana „lokomotywa”, czyli nierzadko ktoś spoza partii, kto cieszy się dużym poparciem. Ordynacja proporcjonalna załatwia resztę oferując nadreprezentację większym ugrupowaniom kosztem małych.

Tak ustawione prawo wyborcze sprawia, że los parlamentarzystów nie spoczywa w rękach wyborców, lecz kierownictwa partii. Poseł nie musi liczyć się z interesem wyborców czy kraju, bo jego kariera zależy wyłącznie od lidera partii. Jeśli zostanie umieszczony na liście na wysokiej pozycji, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że zdobędzie mandat. Niesubordynacja zaś może skończyć się umieszczeniem na bardzo odległym miejscu lub nieumieszczeniem wcale. Stąd głosowania, w których sto procent posłów należących do danego ugrupowania jest ‚za’ lub ‚przeciw’ w zależności od oczekiwań kierownictwa staje się coraz powszechniejsze, a wiernopoddańczość znowu jest w cenie. Gdy 43 lata temu kierownictwo partii postanowiło umieścić w konstytucji zapis o przewodniej roli PZPR i przyjaźni z ZSRR wszyscy posłowie byli ‚za’. W sejmie zasiadało wówczas 255 posłów z ramienia PZPR, 117 z PSL-u, 39 z SD, 5 z koła Znak, 5 z Pax-u, 2 z ChSS i 37 niezrzeszonych. Dla porównanie dzisiaj, po wchłonięciu Nowoczesnej przez PO, PiS ma 237 posłów, PO – KO 155, Kukiz’15 25 i PSL-UED 19.

Z dzisiejszej perspektywy widać, że twórcy transformacji ustrojowej tkwili mentalnie w realnym socjalizmie. Zabrakło im zarówno wyobraźni jak i woli by raz na zawsze zerwać z przeszłością i wprowadzić system maksymalnie odporny na totalitarne zakusy. Dlatego już na starcie zadbali o to, by społeczeństwo nie miało żadnego wpływu na listy wyborcze. Ponadto postarali się o wyeliminowanie małych ugrupowań wprowadzając próg, wzmocnili rolę partii wybierając sposób przeliczania głosów nadmiernie faworyzujący duże ugrupowania i dający im nieuzasadnione premie. Tę krótkowzroczność i brak wyobraźni widać dzisiaj jak na dłoni — partia, która uzyskała 37% głosów otrzymała ponad 50% mandatów i może rządzić samodzielnie. Na dodatek opozycja tak jak w czasach PRL-u jest nią tylko z nazwy. Często głosuje tak, jak partia rządząca, zaś ‚przeciw’ jest tylko wtedy, gdy jest pewna, że ustawa przejdzie. Czasami, ze względów koniunkturalnych, gdy zarówno poparcie jak i sprzeciw mogłoby być równie źle odebrane, po prostu bojkotuje głosowanie wychodząc z sali posiedzeń. Jednak zawsze pilnie baczy by partia rządząca miała zapewnione kworum.

W czasach minionych partia była robotnicza, opozycja demokratyczna, a demokracja socjalistyczna. Potem nastąpiła zmiana. Teraz nareszcie wszystko wraca do normy.

Dodaj komentarz


komentarzy: 1

  1. Jasno, zrozumiale, dokładnie napisane. Jednak nie liczę by wyborcy z prawa lub z lewa chcieliby przeczytać. Czytanie to na ogół ogromny wysiłek, a rozumienie treści nawet dla wykształciuchów bywa trudne. Łatwiej jest posłuchać (najczęściej nieuważnie), poczytać wypociny, jakieś  niby dziennikarskie opracowania i już wiadomo. Zresztą prawdą jest tylko to, co zostało obgadane przy grillu i piwie, nawet gdy nie ma to cienia prawdy.

    „Czy chcemy mieć w Polsce te zjawiska, które przecież znamy z Zachodniej Europy, to najgroźniejsze: terroryzm, ale także taki terror uliczny, strach przed wyjściem na spacer, często nawet w biały dzień, często nawet w środku miasta? Czy to jest nam potrzebne? Czy nie znacie państwo tych wydarzeń, które miały miejsce w Niemczech, gdzie cenzura, która tam praktycznie istnieje, doprowadziła do tego, że one były nieujawnianie przez prasę? Chodzi mi o ataki na kobiety, o ich molestowanie, czy nawet gwałcenie? Tego chcecie?” Jarosław Kaczyński; 2017 r

    A w Polsce coraz więcej napaści na kobiety, coraz więcej na nich przemocy i gwałtów. Kaczyński taki wrażliwy na krzywdę Niemek, jakoś żadnej wrażliwości nie ma w stosunku do Polek. A już gwałcone dzieci, szczególnie przez kler, to ” Każda ręka podniesiona na Kościół to ręka podniesiona na Polskę.” (po raz pierwszy w 2015 r)  Biskupów ukrywających  gwałcicieli nie będzie się w Polsce sądzić!!!

    Takie stanowisko bardzo przypomina czasy PRL,  gdzie też żadnego biskupa nie osądzono. „Czy chcemy mieć w Polsce te zjawiska, które znamy z Zachodniej Europy”? – jakże te słowa przypominają dawnych sekretarzy straszących Zachodem. Czy w tej sytuacji mogą dziwić podobieństwa między PRL a PIS? Czy jest może szansa by tzw. opozycja chciała cokolwiek zmienić? Wątpię!!!! Oni też chcą mieć swój PRL bis.