Hip, hip, hipokryzja

Redaktor Tomasz Lis zdiagnozował problem. Według niego problemem nie jest obsadzanie intratnych stanowisk kolesiami, ale hipokryzja. Próbuje się od 24 godzin stworzyć wrażenie, że jest gigantyczny problem, który nazywa się „Ostachowicz”. A według mnie największy problem nazywa się „hipokryzja”. Diagnoza Tomasza Lisa zasadza się na prostej konstatacji, że ten, kto nie potępił zbrodni stalinizmu nie ma prawa potępiać zbrodni reżimu Baszszara al-Asada w Syrii. Kto nie krytykował Gierka, gdy ten pożyczał jak szalony, ten nie ma prawa krytykować Tuska. A ten, któren nie potępił w swoim czasie w czambuł Bieruta i jego towarzyszy, nie ma moralnego prawa wypowiadać się na temat nacjonalizacji składek emerytalnych. Awantura wokół stanowiska w Orlenie dla Ostachowicza to dowód hipokryzji. Dlatego ci, którzy się dziś oburzają, nie wyrażali oburzenia, kiedy szefem największej polskiej firmy, KGHM, zostawał skarbnik gminy Ruja.

Tę znaną już wcześniej zależność do perfekcji opanował prezes Jarosław Kaczyński. Stosował ją też z powodzeniem ex-premier Donald Tusk, gdy zamiast reagować na wyczyny swoich podwładnych, ujawnione w wyniku afery podsłuchowej, rozdawał ciosy na prawo i lewo szydząc z opozycji w ogóle i walorów Hoffmana w szczególności. Oczywiście w odróżnieniu od hipokrytów, którzy czegoś wcześniej nie zrobili, a teraz mają czelność krytykować, funkcjonują w społeczeństwie ahipokryci, którzy zawsze ganią co trzeba i chwalą i bronią tych, co trzeba. Na ten przykład Tomasza Lisa hipokrytą nazwać żadną miarą nie można, ponieważ jego sprawa Ostachowicza nie oburzyła. Sprawa Ostachowicza nie oburzyła mnie. To najlepszy kandydat. Nie ulega wątpliwości. Na pewno lepszy od skarbnika gminy Ruja.

Są jeszcze dwa argumenty ciężkiego kalibru do wykorzystania. Pierwszy to „trzeba było”. Drugi to najcięższa broń, porównywalna z bombą atomową — matka. „Ciekawe co ci, którzy dziś oburzają się powiedzieliby, gdyby po rezygnacji Tuska z funkcji premiera to ich matka straciła robotę”. Oczywiście naiwnością byłoby sądzić, że ci, którzy tak ochoczo krytykują, po zdobyciu władzy nie będą postępować identycznie. Tyle, że to właśnie Tusk potępiał takie „metody” i obiecywał zmiany. Nawet za nepotyzm wyrzucił kiedyś Zytę Gilowską. Nie mówiąc już o Zbychu, Grzechu i Mirze, którzy zostali pozbawieni stanowisk zanim w ogóle o cokolwiek ich oskarżono.

Można zrozumieć polityka, który złapany za rękę na szwindlu, czy choćby tylko na nieetycznym postępowaniu, broni się w tak idiotyczny sposób. Ale tego typu żałosna argumentacja w ustach jednego z wybitniejszych dziennikarzy musi budzić zdumienie. Zwłaszcza, że daleko jej do bezstronności, której od publicystów należałoby oczekiwać.

W jednym redaktor Lis ma rację. Ma rację wtedy, gdy mówi, że chcemy być rządzeni przez znakomitych fachowców, którzy powinni zarabiać 7 tys. zł. A premier powinien zarabiać mniej niż reporter telewizyjny. Pełna zgoda. Fachowcy powinni godnie zarabiać. Ale… Jeśli ktoś chce dostać pracę, musi udowodnić swoje kwalifikacje, udokumentować wykształcenie, kompetencje, przedstawić CV i list motywacyjny. By kierować państwem wystarczy naobiecywać gruszek na wierzbie i wygrać wybory. Jakiej branży fachowcem jest Miller, Pawlak, Kaczyński, Tusk, Kopacz? Czy jednak nie jest uczciwiej, że dopóki stanowiska państwowe obsadzają politycy z nadania, z klucza partyjnego, a nie fachowcy i menadżerowie z wykształcenia, dopóty mamy prawo oczekiwać, że jeśli nie jest profesjonalnie, to niech chociaż będzie tanio?

Kłam Lisowi zadała zresztą sama p. premier Kopacz skłaniając „najlepszego kandydata” do rezygnacji. Żeby jeszcze podobną stanowczością wykazała się także także przy negocjacjach z górnikami…

Dodaj komentarz