Gruntownie zakamuflowany interes

2 lipca 2006 roku Rząd Prawa i Sprawiedliwości zmienił ustawę o nasiennictwie wprowadzając w Polsce zakaz obrotu materiałem siewnym genetycznie zmodyfikowanym. Parlament tę poprawkę przyjął (Dz. U. Nr 144, poz. 1045). Tym sposobem Polska nie wypełniła podstawowych zasad określonych w Traktacie Akcesyjnym Unii Europejskiej i nie dostosowała swojego prawa do prawodawstwa UE. Sprawa znalazła swój finał w Europejskim Trybunale Sprawiedliwości.

Czy rząd najpierw wprowadzając zakaz, a potem broniąc go w Trybunale dysponował jakimiś badaniami dowodzącymi szkodliwości roślin genetycznie modyfikowanych? Nic z tych rzeczy. Mało tego. 7 marca 2008 roku, a więc przed skierowaniem sprawy do Trybunału, w odpowiedzi ministra rolnictwa i rozwoju wsi na zapytanie nr 637 w sprawie stanowiska rządu dotyczącego żywności genetycznie zmodyfikowanej minister Sawicki napisał: … wprowadzanie do obrotu żywności genetycznie zmodyfikowanej poprzedzone jest długotrwałą i restrykcyjną procedurą administracyjną, oceną naukową i szerokimi konsultacjami społecznymi, zarówno na poziomie instytucji Unii Europejskiej, jak również na poziomie krajowym. W związku z tym biorąc pod uwagę obecny stan wiedzy naukowej i opinie ekspertów, można twierdzić, że żywność GM dopuszczona do obrotu zgodnie z przepisami rozporządzenia 1829/2003WE, nie stanowi zagrożenia dla zdrowia ludzi.

Jakie więc względy przyświecały polskiemu rządowi? Z uzasadnienia wyroku, który zapadł w lipcu 2009 roku wynika, że nie zdrowie, a zbawienie obywateli miał na względzie. Broniąc przepisów zawartych w Ustawie o nasiennictwie wskazywano na… zasady etyki chrześcijańskiej i humanistycznej. Powoływano się miedzy innymi na chrześcijańską koncepcję życia, która sprzeciwia się manipulacji organizmami stworzonymi przez Boga i nie pozwala na burzenie harmonii między człowiekiem i przyrodą. Wskazywano także na chrześcijańskie i humanistyczne zasady ładu społecznego.

Takie argumenty Trybunału nie przekonały, Polska została uznana winną i będzie musiała ponieść konsekwencje. Prawo wspólnotowe bowiem nie zezwala na zakazywanie dopuszczonych do uprawy, stosowania i przetwórstwa organizmów genetycznie zmodyfikowanych, które uzyskały pozytywną ocenę Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności oraz krajów członkowskich. Jedyną możliwością przyznaną poszczególnym krajom jest zastosowanie tzw. klauzuli ochronnej, jednak wymaga to przedstawienia nowych badań naukowych, świadczących o szkodliwości danego GMO. Badaniami takimi nie dysponuje ani Polska, ani żaden inny kraj świata, co potwierdzają coraz liczniejsze raporty krajowych i międzynarodowych instytucji badawczych.

Z drugiej strony już w 2009 roku Dziennik pisał, że Polska staje się europejską potęgą w uprawach roślin genetycznie zmodyfikowanych (GMO). Nasz kraj jest jednym z siedmiu państw Unii z takimi uprawami. Ich obszar rośnie tak szybko, jak nigdzie indziej. Ten „genetyczny skok” nastąpił po objęciu władzy przez rząd Donalda Tuska.

Jak wiadomo premier Tusk słynie z podejmowania niepopularnych, lecz twardych i odważnych decyzji. Jestem przeciwnikiem żywności genetycznie modyfikowanej jako człowiek – oznajmił na konferencji prasowej w sierpniu 2011. Przy okazji ujawnił, że jako prezes Rady Ministrów długo (circa bez mała 4 lata) dyskutował na ten temat z ministrem rolnictwa i ludźmi, którzy czują się odpowiedzialni za polskich rolników. Co z tych wieloletnich  rozmów z ludźmi którzy czują wynikło? Że ustawy jak nie było, tak nie ma.

W największym skrócie: Prace nad ustawą o nasiennictwie rozpoczęły się w Sejmie już pod koniec kwietnia 2011 r. W ich trakcie posłowie tak zmienili zapisy, że ustawa stała się niezgodna z unijnymi przepisami. W tej sytuacji Prezydent uchwaloną ustawę zawetował i 5 stycznia br. skierował do sejmu swoją.

Czy rośliny genetycznie zmodyfikowane są groźne dla zdrowia? Nie ma na to dowodów. A prof. Tomasz Twardowski zwraca uwagę, że banany, kukurydza, kura, krowa – to wszystko zostało już dawno przez człowieka zmienione. I pyta czy dzikie bydło daje 30-40 litrów dziennie, czy dzika kura znosi codziennie jajko?

Są jednakowoż liczne dowody, że groźniejsze od samego GMO jest… prawo autorskie. Firma Monsanto czołowy dostawca nasion GMO, uważa podrasowane nasiona za swoją strzeżoną patentem „własność intelektualną”. Każdy rolnik podpisuje dokument, w którym zobowiązuje się do nie obsiewania pola pozyskanym w uprawie nasieniem roślin. Monsanto wynajmuje detektywów, którzy ścigają rolników nawet wtedy, gdy znajdą fragment pola z roślinami odpowiadającymi ich opatentowanemu genotypowi. Często są to rośliny wiatropylne, więc istnieje ryzyko samozapylenia, a wręcz skażenia zmutowanymi roślinami tych zdrowych, a to dodatkowo będzie wystawiało rolnika na odpowiedzialność karną.

Co zrobi rząd? Determinacja z jaką podpisywał ACTA, odniesiony ostatnio sukces w bitwie o handel lekami w interesie przemysłu farmaceutycznego niczego dobrego nie wróży…

 

Uaktualnienie:
Z badań przeprowadzonych przez TNS Pentor na zlecenie warszawskiego Centrum Nauki Kopernik (CNK) wynika, że 66% Polaków nie wie, co oznacza termin GMO, a ponad 48% deklaruje, że nie zetknęło się z pojęciem organizmów modyfikowanych genetycznie. Sondaż przeprowadzono w styczniu 2012 roku na próbie 1005 respondentów, reprezentatywnej dla ogółu Polaków powyżej 15. roku życia.

Dodaj komentarz