Gospodyni mniejsza, ale robotniejsza

Nie trzeba daleko szukać, by znaleźć dowody, że kobiety pracują więcej od mężczyzn. W zasadzie to niebywale celne spostrzeżenie odnieść można do praktycznie wszystkich samców. Taka tygrysica na przykład musi najpierw stać się brzemienną, potem otygrysić się, karmić tygrysiątka i doglądać ich, a tygrys raz na jakiś czas coś upoluje po czym całymi dnami wygrzewa się na słońcu. A jak mu potomstwo zajdzie za skórę, to je zeżre i na tym kończy się jego zainteresowanie pracami domowymi.

Jak zwykle niezawodny portal oko.press w artykule pod wszystko mówiącym tytułem »Męski leń. Polak w domu robi dwa razy mniej od Polki« postawił tezę, że Polak jest leniem, a Polka nie. Teza przesłania brzmi:

Polscy mężczyźni tylko 34 proc. swego czasu pracy poświęcają na niepłatną pracę w domu. Kobiety – aż 59 proc. Ogółem – kobiety pracują więcej od mężczyzn. Aż 77 proc. Polaków uważa, że najważniejszą rolą kobiety jest zajmowanie się domem i dziećmi.

Często zarówno Polki jak i Polacy pracują. Praca przeważnie trwa 8 godzin. I tu ciekawostka:

Polki pracują dziennie (w pracy i w domu łącznie) o 24 minuty dłużej od Polaków. W ciągu roku daje to ponad 18 dni pracy więcej.

Dodajmy, że w ciągu stu lat robi się z tego niemal pół roku. Przyjrzyjmy się podanym liczbom i spróbujmy je rozwikłać. Po co? Chociażby po to, by nie dać się wpuścić w maliny. Nasz ukochany premier Mateusz Morawiecki na konwencji Prawa i Sprawiedliwości w Katowicach ogłosił, że rząd ma swój własny, autorski sposób na walkę z globalnym ociepleniem. Robimy to, idąc własną drogą. Czyste powietrze, zdrowie powietrze, zasadzimy w tym roku około 500 milionów drzew. Żeby tyle drzew posadzić, trzeba ich sadzić do końca roku 32 na sekundę na trzy zmiany. Czy to jest wykonalne? Oczywiście. Wystarczy, że do sadzenia zabierze się milion osób i każda z nich posadzi 500 drzew. W dwa miesiące można się z tym bez trudu uporać. Skąd jednak wziąć 500 milionów sadzonek? Ile z nich, posadzonych niewprawnymi rekami, przyjmie się? Dwutlenek węgla bowiem absorbują tylko drzewa żywe, rosnące, a nie tylko posadzone.

Wracając do pracy kobiet wiemy, że mężczyźnie poświęcają na niepłatną pracę w domu tylko 34% swego czasu, kobiety aż 59%, zaś różnica wynosi 24 minuty. Oznacza to, że ten „swój czas” trwa 104 minuty. Mężczyźni domowi poświęcają z niego 35 minut, a kobiety 61 minut. Niestety, nie zgadza się ponieważ

Jeżeli porównamy jego ustalenia z danymi ONZ, to okazuje się, że Europa różni się od całego świata niewiele. Kobiety w Unii pracują w domu średnio 22 godziny w tygodniu, mężczyźni – 9.

Z podanych wyżej obliczeń wynika co innego. Na zamieszczonym na stronie diagramie widać, że kobiety w Polsce pracują łącznie niecałe 500 minut, czyli niespełna 8 godzin dziennie. W pracy spędzają 203 minuty (3 godziny i 23 minuty), w domu pracują 295 minut (5 godzin bez pięciu minut). Nie zgadza się, ponieważ zgodnie z Kodeksem pracy każdy pracownik obowiązany jest w pracy spędzić średnio niecałe sześć godzin (40 godzin tygodniowo), czyli nie 203 minuty, lecz 342.

Nie ulega wątpliwości, że wszędzie, nie tylko w Polsce, kobiety pracują w domu więcej niż mężczyźni. Bardzo łatwo wyjaśnić dlaczego tak się dzieje i dlaczego to od jakiegoś czasu powoli zmienia się. Na tempo zmian w ogromnej mierze wpływa religia i tradycja. Czy przytaczanie danych, które przy głębszym spojrzeniu stają się sprzeczne ze sobą i nie chcą przystawać do rzeczywistości przyspieszy ten proces? Równie dobrze można za pomocą wykresów i procentów wykazywać o ile kobiety są od mężczyzn szersze w biodrach i węższe w barkach. Jakim wzięciem u kobiet cieszyłby się mężczyzna deklarujący na pierwszej randce, że on zajmie się pracami domowymi, będzie prał, gotował, zmywał, sprzątał, zajmował dziećmi i wynosił śmieci, a ona niech się tylko zajmie koszeniem trawników i w miarę potrzeby naprawą dachu, kopaniem grządek i temu podobnymi drobnymi pracami remontowo-konserwatorsko-porządkowymi. No i że nie będzie ustępował jej pierwszeństwa w drzwiach ani w autobusie, ponieważ oboje są sobie równi, więc kto pierwszy, ten lepszy.

Wydaje się, że różnice należy wyrównywać tam, gdzie są nieuzasadnione, chociażby w płacach czy traktowaniu, a i to nie każdym, a nie tam, gdzie zniwelować ich się nie da. Nic, przynajmniej na razie, nie zmieni tego, że aż 100% kobiet zachodzi w ciążę. Że głównie kobiety są gwałcone przez mężczyzn, a mężczyźni przez kobiety niebywale rzadko. Że mężczyźni często znęcają się nad żonami i córkami, a żony i córki nad mężami sporadycznie. Że przez sporą część życia kobiety regularnie krwawią, a mężczyźni nigdy. Że kobiety niemowlęta karmią piersią, a mężczyźni nie.

Oczywiście zmiany zachodzą, chociażby dlatego mężczyzna nie musi już polować, żeby zapewnić pożywienie, nie musi wojować, żeby zapewnić bezpieczeństwo. Zachodziłyby zapewne dużo szybciej, gdyby nie uwarunkowania kulturowe i religijne. Na dodatek nie wszystkie różnice da się zniwelować. Nie da się bowiem zrównać czegoś, co jest nierówne z samej natury. Komuniści próbowali i też im nie wyszło. Choć dysponowali narzędziami niedostępnymi dla demokracji, emancypacja była wymuszona — z jednej pensji nie dało się utrzymać dwóch osób, nie mówiąc o dzieciach, więc kobiety chcąc nie chcąc musiały iść do pracy. Na dodatek walcząc z wiarą wzmocnili ją zamiast osłabiać.

Nie da się wymusić równości. Bo muszą tego chcieć obie strony, a nie tylko garstka nawiedzonych zbawicieli świata. To dlatego za feministkami nawet kobiety nie idą. Nie idą dlatego, że nie tylko są dobrze wykształcone, ale i rozsądne i wiedzą co ma sens, co jest możliwe, a co nie. Zdają sobie także sprawę, że zmiany, by mogły być powszechnie akceptowane, muszą być korzystne dla obu stron — zarówno dla mężczyzn, jak i dla kobiet.

 

PS.
W 1834 roku ukazała się książka wydana przez Józefa Kaszanowskiego pod tytułem „Pieśni ludu Biało-Chrobatów, Mazurów i Rusi z nad Bugu z dołączeniem odpowiednich pieśni ruskich, serbskich, czeskich i słowiańskich zebrane przez Kazimierza Władysława Wojcickiego„. W tomie 2 na str. 193 czytamy:

Dudki, moje dudki,
Gospodarz malutki,
Gospodyni mniejsza,
Ale robotniejsza.

Wynika z tego, że już 200 lat temu dla nikogo nie było tajemnicą, że kobiety są pracowitsze od mężczyzn. Budujące jest, że „portal sprawdzający fakty i prowadzący dziennikarskie śledztwa” wreszcie także to dostrzegł. Poświecił sprawie sążnisty, bogato ilustrowany artykuł, z którego wynika dokładnie to samo, co skąpi krakusi opisali w kilku słowach…

Dodaj komentarz


komentarze 4

  1. Rozumiem, że artykuł uczula na jakieś postawy. Wskazuje te lepsze, instruuje jak, co, należy robić by wspólne życie było i łatwiejsze i nie było trudne tylko dla jednej strony związku.

    Pisanie dla pisania by zarabiać na wierszówce jest bez sensu, bo nie w procentach należy szukać rozwiązań. Umysły proste (nie prostackie), których jest zdecydowanie więcej, mogą takie wskazówki procentowe brać dosłownie. I tu mogą rodzić się problemy.

    Początek związku zaczyna się bardzo wcześnie, bo już w domu rodzinnym, a zależy od wychowania i chłopca i dziewczyny. Jest w tym przypadku wiele błędów rodziców, a przede wszystkim matek, które mają ogromny wpływ na to czy z domu wyjdzie kandydatka na królową angielską lub kandydat na wiecznego niedojdę – królewicza. Inną sprawą jest to, że procent rozwodów na skutek „interwencji” teściowych/teściów powoduje ok.40% rozstań.

    Artykuł jest opracowaniem na bazie wypowiedzi księży i na pewno nie może być pełnym wyjaśnieniem, ale jakieś dane pokazuje: Problematyka rozwodów w świetle wypowiedzi duchownych katolickich uczestniczących w badaniu socjologicznym  Opracowania socjologów wskazują na prawie lawinowy wzrost rozwodów. Mogę domyślać się, że na to ma wielki wpływ także wychowanie. Poza tym jakaś presja rodzin by ślub był. Najlepiej albo koniecznie w kościele. Dla wielu młodych kobiet (czasami i mężczyzn) teatrum i bycie gwiazdą w dniu ślubu jest tak ważne, że inne sprawy nie są brane pod uwagę. Dawna bezmyślność w postawach by było „zastaw się, a postaw się” jest (niestety) polską codziennością przy zawieraniu ślubu.

    p.s. Nie tylko krakusi są skąpi (miałam tam rodzinę, to coś wiem), Wielkopolanie im wcale nie ustępują.:-)
    p.s. Zajrzałam do pieśni – cudo! cudo! Jeszcze sobie poczytam nie raz, nie dwa.

    1. W pieśni „Mazurek” słowa mają brzmienie np. swacka (szwaczka). Krytykowane mazurzenie czyli brak sz, cz, wprowadziło do języka obowiązkowe sz, cz w miejsce s,c, ponieważ traktowane ono było  jako zacofanie, wieśniactwo. A to była tylko staropolszczyzna, mowa plemienia Mazurów, bo tak kiedyś nazywano mieszkańców Mazowsza.

      1. Przed ślubem kościelnym każda para przechodzi w parafii szkolenie. Zdarzyło się, że on był wdowcem po 36 latach pożycia, ona wdową po 24 latach pożycia, ale chcąc wziąć ślub kościelny musieli chodzić na „nauki”. Prowadził je młody wikary ok. 30 letni, który ich nauczał/pouczał/instruował. I takie to „mądrości” są w klechistanie.

        Według przekazanych danych skarżących się kobiet było wielokrotnie więcej. A ksiądz zna tylko jedną prawdę: kobieta ma służyć mężczyźnie. Mógł więc doradzać jedno:córko, tak Bóg cię doświadcza, nieś swój krzyż z pokorą. A że baby zwredniały, to klesze nauki mają za nic.:-)