Fach owiec czyli logika

Najpierw logika. Proszę pamiętaćzwrócił się z apelem prezydent Duda — że konstytucja była tworzona przez prawników, w Trybunale Konstytucyjnym orzekali prawnicy. Bardzo często orzekali w sprawach dotyczących prawników – czy to prawniczych korporacji zawodowych, czy to sędziów, czy innych.

Pamiętając o tym, że konstytucja była tworzona przez prawników warto przypomnieć sobie przez kogo była tworzona ustawa umożliwiająca masowy wyręb drzew. Chociaż wyłom i pierwszy krok na drodze ku normalności już uczyniono. Patryk Jaki, Sekretarz Stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości, to absolwent studiów politologicznych na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego. To daje na razie namiastkę gwarancji, że przynajmniej w Ministerstwie Sprawiedliwości prawo nie zawsze jest tworzone przez prawników. Niestety, twarzą zaprowadzania ładu konstytucyjnego był prawnik Stanisław Piotrowicz.

Apel głowy państwa rzuca także nieco światła na fiasko poczynań portalu oko.press, który zwrócił się do Kancelarii Prezydenta o podanie nazwisk prawników przygotowujących ekspertyzy, między innymi w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. W świetle powyższego założenie, że ekspertyzy prawne piszą dla Dudy prawnicy wydaje się nieuprawnione. Stąd oczywisty brak odpowiedzi. Gdyby ktoś zwrócił się do redakcji oko.press z żądaniem ujawnienia listy nazwisk oblatywaczy helikopterów opiniujących analizy zamówień rządowych, też zostałby odprawiony z kwitkiem.

Jeśli konstytucja, szkielet prawny państwa, była tworzona przez prawników, to programy, podstawa pracy każdego urządzenia, od pralki poczynając na komputerze kończąc, są tworzone przez programistów. I tu gładko, acz nie tracąc z pola widzenia logiki, przechodzimy do problemów z programami.

Nie chodzi tu o program partii, którego nie ma, ale o program komputerowy, który jest i działa, lecz nie zawsze zgodnie z oczekiwaniami. W tym miejscu nie od rzeczy będzie wspomnieć, że choć prawa autorskiego nie pisali ani programiści, ani artyści, to doskonale zabezpiecza ich interesy. I to długo po ich śmierci. Ale nie zawsze. Istnieje spora grupa programów użytkowych, których autorzy nie są doceniani, a ich dzieła nie są chronione przez dziesiątki lat na wszelkie możliwe sposoby. Mimo, iż udostępniają swoje oprogramowanie za darmo i robią wszystko, by ich utwory działały na jak największej liczbie komputerów. Mowa o autorach programów przechwytujących na przykład numery kont bankowych, hasła, dane logowania i dokonujące innych czynności, które zastrzeżone są dla służb specjalnych. Czyli wirusów, koni trojańskich, robaków i podobnego śmiecia.

Właśnie dzięki wykradzionym służbom narzędziom udało się hakerom stworzyć i wpuścić do sieci program wannacry. Jego ofiarą padło wiele instytucji w blisko dwustu krajach. Na liście poszkodowanych znajdują się takie instytucje, jak brytyjskie szpitale, rosyjskie i chińskie ministerstwa, firmy telekomunikacyjne (m.in. hiszpańska Telefonica oraz rosyjski Megafon czy Portugal Telecom), producenci samochodów (Renault, Nissan) a także przewoźnicy i kurierzy (Frankfurt Sbahn, Deutsche Bahn, Fedex). Oczywiście nie wszystkie firmy używają oprogramowania firmy Microsoft, a spośród tych, które używają nie wszystkie lekceważą aktualizację systemu (łatka jest dostępna od kilku miesięcy).

Jak działa ten także chroniony prawem autorskim utwór komputerowy? To tak zwane ransmoware, czyli program żądający okupu, w skrócie prokup. Po zainfekowaniu komputera szyfruje znajdujące się na nim dane, po czym proponuje układ — ty, właścicielu kompa, zapłacisz mi kilkaset dolarów, a ja ci dane odszyfruję. I tu na scenę wkracza fach owiec, który radzi. Musisz być zawsze krok przed hakerem — przekonuje man co fach ma. — Dlatego nie należy czekać aż zaszyfruje nam dane, ale zaszyfrować należy je sobie samemu. Co prawda nie wyjaśnia w czym pomoże, gdy zaszyfrowane przez nas dane zostaną przez hakera jeszcze raz zaszyfrowane, ale pracuje w firmie oferującej programy szyfrujące. Trzeba być krok do przodu i między innymi takim krokiem do przodu, który my proponujemy i który jest w wielu krajach oczywisty jest szyfrowanie danych. To trzeba robić, żeby osiągnąć wysoki stopień bezpieczeństwa.

Cała historia uczy, że programy antywirusowe są warte zapłaconej za nie ceny, acz po odejściu od kasy reklamacji nie uwzględnia się. Poza tym program jest chroniony prawem nawet jeśli nie działa, więc nie musi działać. Warto wspomnieć dla porządku, że pojawiła się już odmiana bakcyla, która po zainstalowaniu się oprócz szyfrowania plików skanuje sieć lokalną w poszukiwaniu innych komputerów wyposażonych w niezałatane Windowsy.

Jeśli chodzi o Polskę, to — jak donosi rzecznik Ministra Koordynatora SłużbInstytucje odpowiedzialne za cyberbezpieczeństwo Polski na bieżąco analizują i monitorują próby ataków hakerskich i inne incydenty cybernetyczne. W chwili obecnej zarówno ABW, jak i podległe pod Ministerstwo Cyfryzacji instytucje nie identyfikują zdarzeń godzących w bezpieczeństwo cybernetyczne Polski. Niewykluczone, że tak wysoki poziom bezpieczeństwa zawdzięczamy nowemu doradcy dyrektora NASK, instytucji podległej Ministerstwu Cyfryzacji i odpowiedzialnej za cyberbezpieczeństwo państwa, który zgodnie z nowym trendem nie jest informatykiem. I, jak widać, to zdaje egzamin — nikt nie odważył się Polskich komputerów tknąć. Choć ci, co się na tym znają twierdzą, że nie tyle Polska nie jest atakowana, ile państwowi specjaliści z partyjnego klucza nie są w stanie zagrożeń zidentyfikować.

Tak czy owak idea, by prawa nie pisali prawnicy, programów programiści, informatyką nie zajmowali się informatycy, a lasami leśnicy (ten ostatni postulat udało się zrealizować przed terminem i lasami, puszczami oraz kniejami opiekują się drwale), jest godny upowszechnienia. Dlatego nie należy dociekać co to takiego „biulety bezpieczeństwa”. Natomiast jeżeli chodzi o kandydata na prezydenta Francji, pana Macrona, biorąc pod uwagę jego wypowiedzi, powiem tak: jeżeli wygra wybory prezydenckie, to będzie musiał zacząć pracować nad tym, aby Polska odzyskała zaufanie do niego i do Francji.

I to jest logiczne.

Dodaj komentarz


komentarzy 6

  1. Czytaj dalej! Nie poczytasz, próbując nawet kilkakrotnie, w odstępach czasu. A może to moja wina?

    Myślę, że niezłomnemu chodziło o to, że konstytucję układali prawnicy nie wskazani przez PIS. Ponieważ nie spełnia ona woli szanownego prezesa, musi być zmieniona. Najbardziej śmieszy mnie to, że Dudzie wydaje się iż ludzie nie wiedzą, że jego działania, inicjatywy, są na skutek polecenia służbowego. By wzorem innego (i o niebo od niego lepszego) prezydenta, mógł ogłosić: Zadanie zostało wykonane.

    Jeśli chodzi o specjalistów rządowych, to na pewno nie lekarze, a jacyś „ekonomiści” ustalili, że z listy leków refundowanych w cenie złotówki z niewieloma groszami zniknie lek podtrzymujący życie po przeszczepach. Teraz ten lek będzie kosztował tysiąc razy więcej .Nie wszystkich będzie na niego stać? Trzeba było iść do Zakonu Redemptorystów, problemu by nie było z możliwością zakupu.

    Dlaczego w naszym pięknym kraju, spotykają nas plagi miernot politycznych? Dlaczego?

    „Takie będą Rzeczpospolite, jakie ich młodzieży chowanie” 1600 rok; Jan Zamoyski

    A jakie to chowanie jest? Malusieńki ułamek problemów przed wprowadzeniem reformy: Bandycki napad gimnazjalistek na koleżankę. Czy bandytyzm zniknie po likwidacji gimnazjów? Wątpię! Tym bardziej, że wzorami mają być mordercy dzieci, kobiet, mężczyzn na wsiach podlaskich.

    1. @much0m0r.sr0m0tnik0wy
      Już poczytasz dalej, choć obawiam się, że to moja wina. A odsyłam tam, ponieważ wklejanie linków tutaj czasami kończy się komunikatem o niepowodzeniu. A tam się zawsze powodzi.

      Co do leków, to wolę nie wypowiadać się. Albowiem uważam, podobnie jak w przypadku OFE, że system zdewastowała PO pod wodzą Tuska. Warto przypomnieć sobie co tow. Arłukowicz gdy był jeszcze – przepraszam za wyrażenie – członkiem SLD mówił o proponowanej reformie rynku farmaceutycznego oraz refundacji. I co mówił jak został – przepraszam za wyrażenie – członkiem rządu. To on był wtedy zdeterminowany, by te krytykowane wcześniej rozwiązania wprowadzić. Złe prawo nie da pozytywnych efektów. Nie ma cudów. Więc jeśli można mieć zastrzeżenia do obecnej władzy, to tylko o to, że tych przepisów nie zmieniła, tylko dalej brnie w absurdy, igrając z życiem i zdrowiem ludzi.

      1. Udało się wejść. Gdyby część pieniędzy przeznaczanych z kasy państwa dla partii skierowano na analizy zasad działania służby zdrowia w Australii, Nowej Zelandii, Czechach, RFN, Danii – to może oprócz „mam pomysł” byle jaki, potrafiliby znaleźć sensowne rozwiązania

        1. Ależ to wcale nie był pomysł byle jaki! To był pomysł głęboko przemyślany, który z jednej strony pozwalał poza wszelką kontrolą prowadzenie — jak zapewniali Tusk i Arłukowicz — „twardych” negocjacji z firmami farmaceutycznymi, a z drugiej wielomiliardowe oszczędności na refundowanych lekach. A wiadomo przecież że oszczędności dla budżetu, to wydatki dla pacjentów. Przypomnij sobie jaką ohydną rolę odegrały niektóre media, które powtarzały propagandowe bzdury o masowym wykupie refundowanych leków i wyrzucaniu na śmietnik.

          – Do mojej koleżanki z lubelskiej apteki kobieta przyniosła 40 nieotwartych opakowań insuliny, jakie zostały po zmarłej matce. Trafiły do utylizacji. Do każdego z tych opakowań państwo dopłaciło 119 zł – mówi „Rz” Krzysztof Przystupa, prezes Izby Aptekarskiej w Lublinie. Inny przykład: pacjenci bardzo często dostają w promocji, darmowe, nowe urządzenia do oznaczania poziomu cukru we krwi. Wyrzucają więc stare paski, których używali w tym celu do tej pory. – Do każdego z opakowań pasków państwo dopłaca ok. 50 zł. Paski w koszach aptecznych to codzienność – opowiada Przystupa. – W Lublinie pojemniki na przeterminowane leki wypełniają się co miesiąc po brzegi. Jak mówią farmaceuci, wyrzucane są też leki na choroby psychiczne, neurologiczne, na krzepliwość krwi. – Zasada jest jedna: są to niemal zawsze leki drogie, których sprzedaż była wspierana różnego rodzaju promocjami. Pacjenci za zrealizowanie recept płacili grosze albo dostawali prezent czy nawet kilkanaście złotych dopłaty do recepty – oburza się Marek Jędrzejczak z Naczelnej Rady Aptekarskiej.

          Co się zmieniło z paskami? Kompletnie nic! Państwo nadal dopłaca, bo firmom nie opłaca się unifikacja pasków, żeby pasowały do każdego glukometru, a władza jest za durna na to, żeby to wymusić. Albo nie robi tego z innych powodów. Jednak udało się ukrócić wyrzucanie leków — pacjenci już nie wyrzucają, bo nie wykupują, bo ich na wykupienie nie stać. To żadnego prezesa ani przydupasa nie oburza.

            1. Media mogą sobie pozwolić tylko na to, na co im pozwolą użytkownicy za pomocą portfela. Oczywiście nie dotyczy to mediów finansowanych ze źródeł pozarynkowych. Dlatego nie odczuwam potrzeby karania wszystkich za wszystko. Surową karę powinna bowiem ponieść chociażby Gazeta Wyborcza za propagandowe kłamstwa, przeinaczenia i banialuki wypisywane na temat OFE.