Efekt goryla

Wprowadzam reformę żywienia – oznajmił rano tata. Masz jeść owsiankę. Jeśli nie zjesz owsianki nie urośniesz, zęby ci sczernieją i powypadają, kości będą tak słabe, że same będą się łamać, stracisz wzrok, a wiatr będzie tobą łopotał jak chorągiewką. Więc jedz tę cholerną owsiankę!

Premier przedstawił badania z których wynika, że owies… Nie. Podniesienie wieku emerytalnego jest konieczne, by państwo za kilkadziesiąt lat nadal mogło wypłacać świadczenia. Zdaniem Premiera pozostawienie wieku emerytalnego na obecnym poziomie zmusiłoby rząd do szukania pieniędzy gdzie indziej. Postraszył więc trwałą podwyżką podatku VAT na wszystkie produkty o 8 punktów procentowych, podniesieniem składki emerytalnej z obecnych 19,5% do 30% pensji oraz obniżeniem wypłacanych świadczeń o połowę.

Ale nad ciężką dolą emerytów Premier pochylał się także w zeszłym roku, gdy równie pospiesznie jak dziś przepychał równie „niezbędną” reformę emerytur, czyli skok na OFE. I podobnie jak dziś ostrzegał, że bez zmian narastałby deficyt budżetowy, co spowodowałoby potrzebę cięć wydatków i podniesienie podatków, co oczywiście odbiłoby się szczególnie na dochodach… emerytów i rencistów. I – zupełnie jak dziś – także, a jakże, zadeklarował, że gotów jest „zapłacić każdą cenę”. Jest to deklaracja tyleż obłudna, co cyniczna, ponieważ „cenę” zawsze płacą obywatele. Zaś dotychczasowa historia Polski, wliczając w to Ludową, nie zna przykładu pociągnięcia do odpowiedzialności decydenta za podejmowanie idiotycznych decyzji.

Skąd taki pośpiech? Podobno Premier obejrzał Terminatora, a to co ujrzał wstrząsnęło Nim do głębi. Sytuacja w roku 2040 będzie paskudna, na dodatek braknie rąk do pracy oraz mięsa armatniego! I ten występujący w latach 40. XXI wieku „drastyczny brak rąk do pracy” pchnął Premiera do działania. Choć złośliwi twierdzą, iż prawdziwą przyczyną była obawa, że w roku 2040 ktoś zostanie wysłany do współczesnej Polski by wymienić Prezesa Rady Ministrów na sprawniejszy model.

Tak czy owak dzięki światłym, odważnym, choć niepopularnym „reformom”, w roku 2040 wszyscy, a zwłaszcza kobiety pracujące 7 lat dłużej, będą szczęśliwi jak nigdy. Ponieważ jeżeli nie wydłuży się wieku emerytalnego, to przeciętna emerytura kobiet w 2040 r. będzie wynosiła 2062 zł, ale jeżeli kobiety będą pracowały dłużej, to średnia emerytura wyniesie 3411 zł, a jest to różnica o 65% – wyliczył mgr historii Donald Tusk. Jeśli się do tego doda, co Premier skromnie przemilczał, wypłaty z wyregulowanego w zeszłym roku OFE, to łącznie emerytura wyniesie 6831 zł i 73 gr. Warto w tym miejscu wspomnieć, z historycznego obowiązku, iż bodajże w roku 1966 lub 1967 tow. Gomułka posiłkując się liczbami i wykresami wykazał, że w roku 1972, mniej więcej na przełomie września i października, Polska Rzeczpospolita Ludowa dogoni gospodarczo Stany Zjednoczone. A Gierek przewidywał, że w latach osiemdziesiątych wszyscy Polacy będą milionerami. I byli!


(obrazek pochodzi ze strony banknotypolskie.pl)

No dobrze, zapyta malkontent, ale co rząd ma do zaproponowania dzisiaj? Bo jaka to pociecha dla dwóch milionów pozostających bez pracy, że za dwadzieścia lat ją znajdą? Jeśli chodzi o tu i teraz, to… – Będziemy wspierać kobiety, które zdecydują się na macierzyństwo. Przy jej okazji będziemy wprowadzać przepisy, które sprawią, że obowiązki rozłożą się na ojców i matki. Ale to nie wszystko: – Trzeba zrobić wszystko, by podniesienie wieku emerytalnego nie spowodowało procesu społecznego wypychania starszych ludzi z rynku pracy.

Trzeba zrobić wszystko… Brzmi odważnie i uczciwie. Zwłaszcza w zestawieniu z deklaracją: – Uważam, że jeżeli reformy emerytalnej nie załatwimy w ciągu trzech miesięcy, to jej w ogóle nie załatwimy. Problem w tym, że rządzenie to nie załatwianie. To proponowanie i wdrażanie rozwiązań, które poprawią losy obywateli nie tylko tu i teraz, ale także za 30 lat. A nie wyłącznie za 30 lat. Zwłaszcza, gdy pod takimi samymi hasłami, posługując identycznymi wyliczeniami zaledwie rok wcześniej rozmontowało się jedyną i ostatnią z sensownych reform, rozwiązanie uniezależniające emerytury od demografii.

Abstrahując od racji ekonomicznych, społecznych i wszelkich innych rząd to nie rozkapryszona pensjonarka, która uważa, że musi być tak jak ona chce, bo jak nie, to tupnie nóżką, rozpłacze się albo zrobi jeszcze coś gorszego. Rządzenie to także coś więcej, niż podejmowane pod koniec roku zobowiązania typu „obiecuję ci panie, że od stycznia wezmę się do roboty i coś zrobię”. Skandalem jest, że reformy dotykające całej populacji, stanowiące o jej losie, dotyczące podstaw egzystencji, przyszłości, niewiadomego autorstwa, przepychane są kolanem w trybie pensjonarki – w ekspresowym tempie, bez żadnych konsultacji, symulacji. I to w sytuacji, gdy inne, równie istotne z punktu widzenia społecznego sprawy czekają latami w szufladach sejmowych i rządowych nie mogąc ujrzeć światła dziennego. A jeszcze większym skandalem jest konserwowanie podziału obywateli na lepszych i gorszych. Tych, którym się wydłuży i przykręci śrubę i tych, którym się odpuści i poluzuje.

Dodaj komentarz