Edukacja narodowa

Gdy coś się wydarzy politycy są w szoku. Co ciekawe są w szoku nie wtedy, gdy o sprawie „powezmą informację”, ale wtedy, gdy sprawa ujrzy światło dzienne dzięki dziennikarzom. Wtedy robią wielkie, zdziwione oczy, biją się w piersi (jak się da, to cudze), zarzekają się, że o niczym nie wiedzieli (choć tym na stanowiskach płaci się przecież za to, żeby wiedzieli i reagowali) i pełni oburzenia oznajmiają, że należy „coś” w „tej” sprawie zrobić. Zazwyczaj to „coś” to przeczekanie aż wrzawa ucichnie.

Ostatnio szok wywołało ukazanie się w Dużym Formacie reportażu Mariusza Szczygła, w którym opisał nauczycielkę doradzającą Ministerstwu Edukacji Narodowej. Co było przerażające w tym materiale? Zdecydowanie nie to, co ta pani zrobiła dziecku, tylko to, co z tego, po odsiedzeniu kary, zrozumiała. A nie zrozumiała literalnie nic. Nie tylko zresztą ona, skoro nikt nie zwrócił jej uwagi na niestosowność regulaminu kładącego nacisk na rygor i kary. Dlatego ‚edukacja narodowa’ ma się tak do ‚edukacji’ jak organizm organisty do orgazmu onanisty.

Minister owej edukacji narodowej, Krystyna Szumilas, nie dostrzegła niczego nagannego w tych placówkach, za które odpowiada. Zamordystyczny regulamin jest według niej jak najbardziej na miejscu. Pani minister nie podobają się „rozwiązania prawne”. W mojej opinii — czytamy w komunikacie wydanym przez minister — reportaż w „Dużym Formacie” stanowi podstawę do ponownego poddania ocenie publicznej zbyt liberalnych rozwiązań prawnych, które niedostatecznie chronią nasze dzieci. Rozmawiałam już z ministrem sprawiedliwości i wystąpię z propozycją zmiany przepisów karnych dotyczących przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu, popełnionych wobec małoletnich. Zmiana ta ma doprowadzić do sytuacji, gdy osoby, które popełniły takie przestępstwa, nie będą już nigdy pracować z dziećmi.

Nigdy, zawsze… Polskim politykom ewidentnie prawo myli się z wendetą, rewanżem i zemstą. Pani, o której pisał Mariusz Szczygieł popełniła czyn w Polsce Ludowej. Dziś wyrok nie byłby oczywisty, ponieważ prawo mówi wyraźnie: Ktokolwiek złorzeczy ojcu albo matce, będzie ukarany śmiercią: złorzeczył ojcu lub matce, ściągnął śmierć na siebie. Przecież ta pani tylko troszeczkę przesadziła w stosowaniu prawa, zwanego przez niektórych naturalnym.

Pani magister minister zdaje się nie dostrzegać, że regulamin, który jest spisem nakazów, zakazów oraz kar, to odwrotna strona tej samej monety — agresji. Nie ma żadnej różnicy między pałującym bejsbolem przechodnia wygolonym młodzieńcem, a czyniącym to samo gumową pałą funkcjonariuszem. Nauczycielką dyscyplinującą dziecko w domu, a czyniącą to samo w szkole. Pani minister zamiast zajmować się zaostrzaniem prawa, „żeby nigdy” powinna zająć się edukacją. Żeby zawsze przemoc była zastępowana dialogiem, rozmową, negocjacją. Żeby nigdy nauczycielka czy nauczyciel przedkładający dryl nad dialog nie znalazł zatrudnienia w szkole.

Ta pani już nikogo nie zatłukła dyscypliną na śmierć. Ale przyczyniła się do złamania wielu ludzi, którzy nie potrafią myśleć samodzielnie, którzy bez nahajki nie potrafią funkcjonować. Według których liczy się tylko argument siły, bo inaczej przekonywać do swoich racji nie potrafią. Takie panie i panowie jak ona wypuszczają co roku tysiące wygolonych młodzieńców, którzy nie umieją rozmawiać, ale umieją bić. I malować znaki szczęścia na grobach i nagrobkach oraz gonić „obcych”. Bo inności, odmienności boją się najbardziej.

Na swojej stronie domowej w zakładce ‚O mnie’ p. Szumilas napisała, że nie lubi „Braku odpowiedzialności, agresji i zakłamania. Przeraża mnie bezczynność.” Jednocześnie odkąd została ministrem nie zrobiła nic, by szkołę zmienić. By rygor zastąpić dialogiem, a ucznia uczynić partnerem, a nie posłusznym, karnym i bezmyślnym popychadłem.

Od tego, co zrobiła bohaterka reportażu straszniejsze jest to, że czego nie rozumie minister edukacji. Narodowej…

Dodaj komentarz