Dziel i rządź

Starożytni Rzymianie opracowali i zastosowali w praktyce zasadę „divide et impera’, która w największym skrócie sprowadza się do pilnowania, by nikt z nikim nie mógł się dogadać. Od czasu premiery minęły tysiące lat, cywilizacja poczyniła olbrzymie postępy, a wiedza jest nieporównywalnie większa. Mimo to starożytny patent jest z powodzeniem wykorzystywany nadal, a w Polsce święci triumfy nie od kilku, lecz od kilkuset lat.

Dlaczego naród, który tyle wycierpiał, który na ponad wiek stracił państwo, nie uczy się niczego? Jak to możliwe, że już bez mała pół tysiąca lat temu zwrócił na to uwagę poeta ubolewając, że

Cieszy mię ten rym: „Polak mądr po szkodzie”.
Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie
Nową przypowieść Polak sobie kupi,
Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.

Pięćset lat to dla Polaków za mało, by wyciągnąć wnioski z przeszłości i nauczyć się czegokolwiek? Choć im więcej było krzyża w życiu publicznym, im większe były wpływy kleru tym było gorzej, to nadal panuje przekonanie, iż

Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem
Polska jest Polską, a Polak Polakiem.

Nawet podczas zaborów nie udało się znaleźć niczego, żadnej idei wokół której Polacy mogliby budować poczucie wspólnoty, swoją tożsamość narodową. Odbudowę państwowości oparto na mitologii żydowskiej, która przecież nie spajała pod szyldem ‚Polska’, lecz pod szyldem ‚Kościół’. Haniebna rola, jaką odegrali duchowni podczas zaborów i potem, szybko została zapomniana i wybaczona. Mimo wiernopoddańczej postawy Polaków, gdy po stu latach niewoli państwo podźwignęło się się z gruzów, Kościół — zamiast je wspierać — od razu przystąpił do dojenia. Jeszcze dobrze nie powstało, jeszcze bolszewicy ante portas, jeszcze nie zostały do końca ukształtowane granice, a już zaczął domagać się zwrotu majątków „zagrabionych” przez zaborców. Zaborcy zabrali, a Polacy mają zwracać!

W ciągu 21 lat istnienia II Rzeczpospolitej Kościół zwiększył dwukrotnie swój stan posiadania z 218 tys. ha w 1919 r. do 400 tys. ha w 1939 r. Tuż przed wojną co dziesiąty hektar ziemi uprawnej w kraju należał właśnie do Kościoła. Domagał się on kolejnych 404 tys. ha jako rekompensaty majątku skonfiskowanego przez zaborców. Przed wojną uznawano te roszczenia za umiarkowane; z rachunków biskupów wynikało bowiem, że tylko w zaborze pruskim stracili oni 785 tys. ha.

Niektóre ówczesne roszczenia sięgały nawet czasów Jana Kazimierza. Na przykład zakon warszawskich wizytek aż do wybuchu wojny walczył o zwrot 13 ha przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, udowadniając, że działki te zgromadzenie otrzymało od króla w 1668 r.

Gdyby nie II Wojna Światowa Kościół przejąłby całą Polskę. Jej powierzchnia w okresie świetności dochodziła do 1.000.000 km² (w porównaniu z 389.720 km² przed wojną i 312.679 km² dziś). Gdy po wojnie kraj, ponownie zniewolony przez hegemona ze wschodu, z mozołem budował socjalizm, papież mianował zdrajcę patronem Polski. W jaki sposób takie gesty jednoczyły, wspomagały walkę o wolność, ugruntowywały poczucie wspólnoty? Z czego ma być dumny naród mający tak dwuznacznego moralnie patrona?

W czasach mrocznego PRL-u w szkołach uczono zakłamanej historii, a duchowni i wielka część opozycji demokratycznej przekonywała, że komuniści „walczyli z Kościołem”. Jak? Razu pewnego, dawno, dawno temu, za Stalina, internowano prymasa. Choć mniej więcej w tym samym czasie aresztowano i osadzono w więzieniu Władysława Gomułkę, nikomu do głowy nie przyszło przekonywać, że komunistów też prześladowano. A prześladowania Kościoła wyglądały tak, że

Gdy tylko Edward Gierek został I sekretarzem PZPR, ofiarował katolikom nieruchomości, które Kościół użytkował na Ziemiach Odzyskanych. W ten sposób stał się on właścicielem 4800 świątyń, 1500 innych budynków i 900 ha gruntów rolnych, które przed wojną w większości należały do ewangelików. Nie wyceniono wartości tej darowizny. Dwa lata później rząd przekazał na własność dodatkowe 662 obiekty (kościoły, klasztory, plebanie, budynki parafialne i cmentarze).

Za Gierka zliberalizowane zostały przepisy dotyczące budowy nowych świątyń; wcześniej wszystkie zezwolenia były dość ściśle reglamentowane. Prawda, że władza obrzydzała takie inicjatywy na wszelkie sposoby – nie pozwalała kupować gruntów pod budowę, nie przydzielała materiałów budowlanych i rozbierała wzniesione bez zezwolenia budynki. Tym niemniej polityka liberalizacji doprowadziła do tego, że w pierwszej pięciolatce lat 70. wybudowano 538 świątyń, czyli więcej niż przez ćwierć wieku od zakończenia wojny. Rekord ten został pobity w latach 1982–85, gdy państwo wydało pozwolenia na zbudowanie 1376 kościołów.

Dziś w równie drakoński sposób władza prześladuje matki z dziećmi wykorzystując do tego program 500+.

Żeby móc myśleć o przyszłości należy skończyć z ideologią i postawić na pragmatyzm, wiedzę, doświadczenie. I — najważniejsze — nie dać się wodzić za nos, nie powtarzać bezmyślnie za innymi, lecz używając własnego rozumu weryfikować informacje, nauczyć się odsiewać ziarno od plew. Wrogom nie zależy na tym, żeby Polacy dogadywali się ze sobą. Wręcz przeciwnie, im bardziej będą sobie skakać do oczu, tym lepiej. Dlatego nie przebierając w środkach torpedują wszelkie próby porozumienia. I bez większego wysiłku odnoszą sukcesy. Dlaczego? Ponieważ  udało się jednym wmówić, że są genialni, a drugim, że są wykorzystywani. Z jednej strony politycznego sporu mamy więc ludzi mających wygórowane mniemanie o sobie, a po drugiej uczciwie pracujących, szarych obywateli. Pierwsi mają drugich za głupków, z którymi nie warto rozmawiać, bo to głąby, które niczego nie są w stanie pojąć. Drudzy z kolei pierwszych uważają za zarozumiałych dupków, z którymi nie ma sensu rozmawiać, bo szkoda czasu. Zarówno jedni i drudzy są w swoim mniemaniu tak mądrzy, że nie muszą nikomu niczego tłumaczyć, wyjaśniać. Wiedzą o tym, że maja rację i szukają potakiwaczy, a nie oponentów. W tej sytuacji władcom marionetek pozostaje tylko przypilnować, by nic się nie zmieniło, by obie strony przypadkiem nie zaczęły ze sobą rozmawiać.

Jarosław Kaczyński często przekonuje, że My byliśmy zawsze krajem wolności i chcemy nim pozostać, nawet jeżeli będziemy wyspą wolności. Kiedyś przez wszystkie przypadki słowo ‚wolność’ odmieniali komuniści, dziś populiści. Tym skwapliwiej im bardziej ją dławią, im bardziej niszczą demokrację, im bardziej ograniczają swobody obywatelskie. Kiedyś było tak (Krasicki):

Czegóż płaczesz? — staremu mówił czyżyk młody —
Masz teraz lepsze w klatce niż w polu wygody.
Tyś w niej zrodzon — rzekł stary — przeto ci wybaczę,
Jam był wolny, dziś w klatce i dlatego płaczę.

Dziś i starzy i młodzi wspólnie rozumują tak (nomen omen Gliński):

Czego płaczesz? — staremu mówił czyżyk młody —
Wszakże większe masz w klatce niż w polu wygody?
Starowina aż załkał i tak się pożali:
Mieli dać figę z makiem, a bez maku dali.

Innymi słowy

Wolność ja szanuję, lecz czy mi się zdaje,
że się nie da w nią ubrać, nikt się nią nie naje?


Jan Kochanowski, Pieśni, Księgi wtóre, Pieśń V, nakładem Drukarni Łazarzowej, 1586 rok (po śmierci autora)

Dodaj komentarz


komentarzy 6

  1. Gazeta Wyborcza:

    Jak Morawiecki uwłaszczył się na gruntach kościelnych [ŚLEDZTWO „WYBORCZEJ”]

    Jacek Harłukowicz, 20 maja 2019 godz. 05:55

    Działkowiec
    Mateusz Morawiecki i plan jego działki na wrocławskim Oporowie

    W 2002 r. Mateusz Morawiecki kupił grunty od Kościoła. Za działki warte 4 mln zł zapłacił pięć razy mniej. Dziś wyceniane są sto razy więcej, na ok. 70 mln. Nie ma po nich śladu w oświadczeniu majątkowym szefa rządu PiS. Gdy pytamy o to premiera, przyłapujemy Morawieckich na kłamstwie.

    Mateusz Morawiecki od początku kariery u boku Jarosława Kaczyńskiego wpisał się w jego retorykę i lubi powtarzać hasła o rozliczeniu elit III RP, które uwłaszczyły się „pod płaszczykiem haseł wolnego rynku” – jak mówił choćby rok temu w „Gazecie Prawnej”.

    To z wywiadu z ub. roku z Piotrem Zarembą: „Wielu ludziom, w tym i mnie, oczy otwierały się coraz szerzej, kiedy patrzyliśmy, jak pod płaszczykiem haseł wolnego rynku następuje uwłaszczenie postkomunistów i osób dokooptowanych do systemu III RP”. Obecny premier nie lubi się chwalić majątkiem. Przed przejściem do polityki dokonał jego podziału z żoną Iwoną. Dziś to ona jest współwłaścicielką m.in. mieszkań, które premier kupił w starej kamienicy w centrum Wrocławia, oraz willi w Warszawie, na którą dostała kredyt z BZ WBK, gdy Morawiecki kierował tym bankiem.

    Zupełnie nieznany był wątek działek, na których trop wpadła „Wyborcza”. W tle są oszustwa urzędników, którzy zostali skazani na więzienie, i prywatna zażyłość z kardynałem Gulbinowiczem.

    Sprzedaż działki ze szkodą dla parafii?

    Początek XXI w. Wrocław. Miasto szykuje się do wielkich inwestycji. Chce zaktywizować stare działki rolne, puścić tamtędy drogi szybkiego ruchu. Kto ma pieniądze i wiedzę o takich działkach, może zarobić krocie na inwestycji.

    W 1999 r. 15 ha atrakcyjnej działki rolnej na Oporowie dostaje od państwa parafia pw. św. Elżbiety. Już trzy lata później grunt zmienia właściciela. W 2002 roku Morawiecki, wtedy świeżo upieczony członek zarządu BZ WBK, kupuje od Sławomira Żarskiego, proboszcza cywilno-wojskowej parafii pw. św. Elżbiety na wrocławskim Oporowie, 15 ha gruntu. „Z majątku dorobkowego z żoną Iwoną Morawiecką” – jak czytam w akcie notarialnym – płaci 700 tys. zł.

    To kilkakrotnie mniej niż realna wartość gruntu, która wynosi 4 mln zł. Władze Wrocławia zaplanowały bowiem na tych terenach inwestycje. A przez środek działki dzisiejszego premiera przebiegać ma trasa szybkiego ruchu. Dlaczego Kościół pozbywa się działki tak tanio? – W archiwum nie ma żadnych dokumentów tej transakcji, a ja nie byłem jeszcze wtedy proboszczem, więc nic o sprawie nie wiem – mówi ks. Janusz Radzik, dzisiejszy proboszcz parafii. Gdy przedstawiamy mu późniejsze losy tych gruntów, nie kryje zdziwienia. Sam się zastanawia, czy sprzedanie działki tak tanio nie odbyło się ze szkodą dla parafii. – To jednak nie moje czasy – podkreśla. Szczegółów transakcji nie zna Ordynariat Polowy Wojska Polskiego. „W archiwum kurii z roku 2002 nie znaleziono żadnych dokumentów dotyczących sprzedaży nieruchomości rolnej przez Parafię św. Elżbiety we Wrocławiu” – odpisuje jego rzecznik ks. Zbigniew Kępa.

    „Spotkania towarzysko-religijne”

    Do parafii te 15 ha gruntów trafiło w 1999 r. decyzją ówczesnego wojewody dolnośląskiego Witolda Krochmala (AWS). Był to efekt realizacji ustawy o stosunku państwa do Kościoła katolickiego. W jej myśl dolnośląskie parafie są spadkobiercami parafii niemieckich i mogły się ubiegać o zwrot maksymalnie 15 ha gruntów z zasobów skarbu państwa. Ich dystrybucją zajmowała się ówczesna Agencja Nieruchomości Rolnych.

    Na ślady transakcji Morawieckiego trafiamy w sądowym archiwum wielkiej gospodarczej afery, jaka wstrząsnęła regionem na początku XXI wieku; urzędnicy przekazujący działki Kościołowi od niektórych duchownych domagali się łapówek. Oprócz zarzutów korupcyjnych prokuratura postawiła im wtedy również zarzuty narażenia skarbu państwa na stratę 32 mln zł, bo parafiom przekazywane były działki zaplanowane pod inwestycje. Tak jak ta kupiona przez późniejszego premiera. 9 marca 2006 r. Morawieckiego jako świadka przesłuchuje w tej sprawie prokurator. – O możliwości nabycia działek na Oporowie dowiedziałem się od księdza kardynała Henryka Gulbinowicza – zeznaje premier. – Moja rodzina od wielu lat dobrze zna księdza kardynała i z tego powodu ja czasami bywam u niego w gościnie. Pod koniec lat 90. głośno było o możliwości nabycia nieruchomości od Kościoła i ja, słysząc te informacje, zapytałem w czasie któregoś spotkania z księdzem kardynałem o takie nabycie.

    Miesiąc wcześniej podobną wersję przedstawia prokuratorowi proboszcz Żarski: – Nawiązanie kontaktu z tym nabywcą [Morawieckim] nastąpiło w czasie spotkań towarzysko-religijnych.
    Morawiecki tłumaczy w prokuraturze, że sam wskazywał kardynałowi lokalizacje gruntów, które go interesują: południowa część Wrocławia, Oporów, okolice lotniska: – Miałem świadomość, że Wrocław będzie się rozwijał w tym kierunku, i uznałem to za atrakcyjną inwestycję (…). W ofercie wskazałem numery działek, które mnie interesują, a miałem je z kancelarii kurii. Tak zalecił mi kardynał, abym ustalił w kancelarii numery i wskazał je w ofercie.

    Ks. Rafał Kowalski, rzecznik archidiecezji wrocławskiej: – W naszym archiwum jest jedynie wniosek ekonoma kurii o sprzedaż działki osobie prywatnej. Bez nazwiska i aktu notarialnego. Na dokumencie znajduje się adnotacja kardynała Gulbinowicza „concedo” [z łac. zezwalam] z sierpnia 2002 r. Swoje zeznania w prokuraturze Mateusz Morawiecki kończy deklaracją: – W chwili, gdy dokonywaliśmy zakupu tej nieruchomości, dla tego terenu nie było uchwalonego planu zagospodarowania przestrzennego. Tyle, że już rok wcześniej, w 2001 r., rozpoczęły się prace nad jego uchwaleniem. Była to wiedza powszechnie dostępna i oznaczało to, że wartość działek poszybuje w górę. W 2003 r. radni uchwalili, że na terenach, których część stanowi działka należąca już do Mateusza Morawieckiego, prowadzona będzie aktywność gospodarcza, a przez jej środek przebiegnie „ulica główna ruchu przyspieszonego” (nadal nie powstała).

    Premier idzie do Karnowskich

    Czy Morawiecki to wiedział? Kiedy Morawiecki dokonywał transakcji, był już członkiem zarządu banku BZ WBK (dziś Santander), a kilka miesięcy wcześniej był radnym sejmiku dolnośląskiego z ramienia rządzącej wówczas AWS. Jako radny miał dostęp do planów związanych z inwestycjami miasta i województwa.

    Dlaczego ostatecznie przepisał działki na żonę?

    Tydzień temu przesłaliśmy pytania do kancelarii premiera. Zanim otrzymaliśmy odpowiedź, premier poszedł do prorządowego portalu wPolityce.pl braci Jacka i Michała Karnowskich. Tłumaczy się tam zdawkowo… z działek, o które zapytaliśmy (pełny wywiad ma dziś opublikować „Sieci”). W rozmowie pada pytanie o przepisywanie nieruchomości na żonę. „Ona prowadzi działalność gospodarczą, wynajmuje nieruchomości, inwestuje. Będąc prezesem banku i potem, tym bardziej, na polu działalności publicznej, politycznej, nie chciałem mieć związku z aktywnym inwestowaniem, z działalnością gospodarczą”. „Wyborcza” na większość stawianych pytań odpowiedzi z kancelarii premiera nie otrzymała. Choć adresowaliśmy je bezpośrednio do Mateusza Morawieckiego, Centrum Informacyjne Rządu odpisało nam w imieniu żony premiera. Napisało m.in.: „Działka rolna, o którą Pan pyta, została przez Iwonę i Mateusza Morawieckich kupiona wspólnie. W proces zakupu była zaangażowana obecna właścicielka (…)”.

    Kłamie mąż albo żona

    Ale uwaga: służby prasowe rządu piszą, że Iwona Morawiecka dowiedziała się o działkach „od znajomego, który zajmował się pośrednictwem w sprzedaży nieruchomości”, a Morawiecki zeznał w prokuraturze, że to on dowiedział się o nich od kardynała Gulbinowicza. Służby prasowe premiera oraz małżeństwo Morawieckich nie wiedzą zapewne, że dotarliśmy do jego zeznań. Komunikat powtarza też narrację z wywiadu dla Karnowskich: że Morawieccy dokonali częściowego podziału majątku, gdy dzisiejszy premier obejmował prezesurę banku. To jednak również nieprawda. Bo w czasie, gdy kieruje już bankiem, nadal działkami obraca. Przepisuje je na żonę dopiero w 2013 r.

    Dwa miesiące po ich zakupie 1/4 terenu odsprzedaje przedsiębiorcy, którego rodzina ma w okolicy więcej gruntów. Biznesmen płaci Morawieckiemu 190 tys. zł. W 2012 r., kiedy dla terenu przyjęty jest już miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, Morawiecki odkupuje od niego ten sam fragment działki. Płaci ponad 10 razy więcej – 1,9 mln zł. Umawiają się na spłatę tej kwoty w ratach. Ostatnią premier ma zapłacić w 2015 r., gdy jest wicepremierem w rządzie PiS.

    „Cena nabycia była ceną transakcyjną, co oznacza, że takie były wówczas ceny sprzedaży działek rolnych znajdujących się na tym terenie” – przekonuje dalej kancelaria premiera, ale i to nieprawda. Biegła powołana w trakcie śledztwa w sprawie urzędników z ANR wyceniła wartość gruntów kupionych przez późniejszego premiera na blisko 4 mln zł (stan na rok 1999).

    Znajomi z miasta

    – Wierzycie, że członek zarządu wielkiego banku, radny sejmiku znający funkcjonowanie samorządu kupowałby kota w worku, nie sprawdzając, jakie jest przeznaczenie tych gruntów? – śmieje się jeden z ówczesnych członków zarządu miasta. – Mateusz musiał wiedzieć, że płaci ułamek tej kwoty, którą są warte działki. To był czas inwestycyjnego boomu w mieście. Każdy, kto miał zamiar inwestować w ziemię, przed zakupem biegał do urzędu, by sprawdzić plany i studium. Przecież jego żona od lat działa na rynku nieruchomości!

    Według relacji osób znających Mateusza Morawieckiego na progu jego biznesowej kariery dzisiejszy premier pozostawał w znakomitych stosunkach towarzyskich z kilkoma wrocławskimi urzędnikami. – Przyjaźnił się blisko z ówczesnym wiceprezydentem Andrzejem Jarochem i członkiem zarządu miasta Grzegorzem Oszastem – słyszymy od jego ówczesnych radnych. Jaroch, wiceprezydent Wrocławia, odpowiedzialny wówczas za miejskie nieruchomości i promocję gospodarczą miasta, to późniejszy senator wybierany z listy PiS, a dziś przewodniczący sejmiku województwa z ramienia tej partii.

    Oszast w 2001 r. odchodził z urzędu miasta w atmosferze skandalu. To na jego wniosek gmina przelała 5 mln zł na konto dewelopera, który miał zbudować 150 mieszkań komunalnych, ale nie był w stanie wywiązać się z umowy. Po nastaniu „dobrej zmiany” został w 2016 r. dyrektorem pionu sprzedaży detalicznej w państwowym banku PKO BP kierowanym przez Zbigniewa Jagiełłę, znajomego Mateusza Morawieckiego z czasów Solidarności Walczącej. Po roku 1989 Morawiecki prowadził z Jagiełłą działalność gospodarczą, a w 2013 r. zostali nagrani podczas spotkania w restauracji Sowa i Przyjaciele. Według Onet.pl w aktach sprawy podsłuchowej są zeznania kelnerów nagrywających polityków, w których mówią o jeszcze jednym nagraniu z premierem: rozmowie z nieznajomym mężczyzną o kupowaniu nieruchomości na podstawione osoby.

    Jaroch nie wypiera się znajomości z premierem w tamtym czasie: – Nie była to jednak jakaś szczególnie bliska zażyłość, bliżej byłem z jego ojcem Kornelem. Gdy byłem wiceprezydentem, Mateusz nigdy nie pytał mnie o możliwość inwestowania we Wrocławiu.

    Rzeczoznawca: To megainwestycja

    Podczas rozprawy ws. nieprawidłowości przy przekazywaniu działek Kościołowi, która do 2012 r. toczyła się przed wrocławskim sądem, śledczy skupiają się na zarzutach korupcyjnych, za które ostatecznie urzędnicy ANR idą do więzienia. Od zarzutów niegospodarności zostają uwolnieni, ale sąd podkreśla, że „zgromadzony materiał dowodowy nie pozostawia również wątpliwości co do tego, iż wszystkie przedmiotowe działki zostały objęte studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego i uznane za tereny aktywności gospodarczej”. Podczas procesu Mateusz Morawiecki trzykrotnie wzywany był przez sąd jako świadek. Nie stawił się ani razu.

    W kwietniu tego roku radni po raz kolejny przystąpili do zmiany planu zagospodarowania przestrzennego na Oporowie. Tym razem prace – m.in. budowa „ulicy głównej ruchu przyspieszonego” – w końcu mają się rozpocząć. A to oznacza, że przynajmniej część działki od Iwony Morawieckiej miasto Wrocław będzie musiało odkupić. Za ile? Maja Wysocka z biura prasowego wrocławskiego magistratu: – Grunty pod aktywność gospodarczą na terenie miasta Wrocławia w ciągu ostatnich trzech lat osiągały ceny do 250 zł za m kw. Marlena Joks, prezeska Dolnośląskiego Stowarzyszenia Pośredników w Obrocie Nieruchomościami i Zarządców Nieruchomości: – Wrocław, po Łodzi i Aglomeracji Śląskiej, to jedna z trzech najbardziej pożądanych lokalizacji logistycznych i aktywności gospodarczej w Polsce. Ceny transakcyjne w obszarze Oporowa wahają się od 300 zł do 447 zł netto za m kw. To oznacza, że działki Morawieckich kupione od Kościoła za 700 tys. są warte dzisiaj nawet 70 mln zł. i już wiadomo dlaczego M.M znalazł uznanie u  developera.

    Zobacz także:
    Morawiecki grozi pozwem za tekst o jego działkach. Odpowiadamy: na wszystko są dokumenty
    Morawiecki zapowiada pozew za tekst o jego działkach. Wyborcza: na wszystko są dokumenty
    Mateusz Morawiecki – „bankster z opozycyjną przeszłością”
    Morawiecki w Strzelinie: „Tak samo patrzymy na ręce swoim działaczom jak wszystkim innym”. Czy na pewno?
    PCK w służbie PiS. Jak dyrektor i bliski współpracownik Zalewskiej wspierał jej partię w wyborach
    Mateusz Morawiecki i jego miliony. Przeszłość dopada premiera

    Jeśli uznasz, że kopiowanie artykułu coś tam narusza, usuń go.

    1. Uważam, że Mateusz Morawiecki to kryształ. Kupiłem Gazetę Wyborczą z tym materiałem. Tania nie była. Myślę, że przed wyborami poznanie struktury kryształu to wręcz obowiązek!

      Nie uważasz, że dobrze świadczy o PO i Tusku, że tak kryształowego człowieka uczynił swoim doradcą?

      1. Z jakiegoś powodu doradcą przestał być.I znalazł inne, lepsze źródło wsparcia. To nie jest jedyny zakup od KK dokonany przez Morawieckiego
        Tak będzie wyglądać rechrystianizacja Europy, ogłoszona przez Mateusza M?

        Dziękuję za poprawienie. 15 maja wykupiłam prenumeratę Wyborczej na miesiąc. Z okazji jej 30.lecia było to 12 zł. Informację o tym artykule przysłali mi na adres e-mailowy.

        1. Dziękuję za wklejenie. Kupiłem „Wyborczą” specjalnie, żeby się z nim zapoznać. Niestety, opozycja jest tak nędzna, a jej przewodniczący tak beznadziejny, że to nie pomoże. Wyborcy mówią ‚nie!’ Schetynie. A kolesie trwają przy nim z uporem godnym lepszej sprawy. Obiecał im posadki w rządzie PiS-u? Schetyna jest jak Miller, przy którym towarzysze trwali do samej klęski. Wystarczy spojrzeć na listy — pełno na nich miernot, bez wykształcenia, jakichś sportowców i innych podobnych. Magdalena Ogórek sklonowana wielokrotnie.

          Jedno jest pewne. Ci ludzie potrafią się odwdzięczać:

          Ks. płk Sławomir Żarski, który okazyjnie sprzedał kościelne grunty Mateuszowi Morawieckiemu, w marcu 2018 r. awansował na generała. Jednym z decydujących o nadaniu stopnia był premier

          Na awans ks. Żarskiego zwrócił uwagę na Twitterze gen. Jarosław Stróżyk. To były attache wojskowy przy ambasadzie RP w Stanach Zjednoczonych i były zastępca szefa Zarządu Wywiadu Międzynarodowego Sztabu Wojskowego NATO. Za rządów PiS przeszedł na emeryturę.

          To nowa okoliczność dotycząca kulisów transakcji, dzięki której Morawiecki w 2002 r. za 700 tys. zł zyskał 15 ha ziemi we Wrocławiu, wartych dziś nawet 70 mln zł. Sprzedała ją obecnemu szefowi rządu cywilno-wojskowa parafia św. Elżbiety we Wrocławiu, której proboszczem był ks. Żarski. Jak sprawdziliśmy podczas pisania teksu o uwłaszczeniu Morawieckiego, w parafii nie został żaden ślad po tej operacji.

          Całość dostępna dla wybranych tutaj.

          1. Opozycja nawet jako sołtys, gdzie zarządzanie jest proste nie daliby sobie rady. „Oblicze” albo bardziej prawidłowo gęba tego generała na myślącą nie wygląda. Na dziś w badaniu xxx pis ma wygrane w kieszeni. Zobaczymy. Czy PKW jest swoja czy nie