Szedł Biedroń za Schetyną, kiepsko im się działo,
Ale że to Schetynie nieznośne się zdało,
Iż Biedroń obok idzie, procenty odbiera,
Więc go telepało i go brała cholera.
Myślał dniami, nocami, szło mu jak po grudzie —
W durne obietnice nie chcą wierzyć ludzie.
Choć połączył siły z podobnymi sobie,
Biedroń poszedł osobno: — Lepszy wynik zrobię.
Oczywiście nie zrobił, wziął na klatę brzemię,
Ogłosił zwycięstwo, zapadł się pod ziemię.
Podobnie Schetyna, choć przegrał z kretesem,
Z uśmiechem przekonywał, że klęska sukcesem.
Przyszła już jednak pora skończyć z ekscesami —
Przestańmy się z Biedroniem dzielić sukcesami.
— Trzeba wiedzieć z kim szukać — lider przekonuje
i wskazuje Biedronia — Niechaj on spróbuje!
Bo w tym wszystkim jest ważne bym ja się załapał,
Resztą się nie przejmuję, pies ich wszystkich drapał!
Suplement.
Worek z poparciem Grześ na plecach niesie,
Poparcie wycieka, sypie się za Grzesiem,
On na to nie zważa, brnie mężnie do przodu,
Ma na względzie dobro. Swoje, nie narodu.
Jeden nieudolny komik, drugi nadaje się tylko do noszenia halabardy na scenie, bo w słowach ani mru mru. Artystami to oni nie są.
Wygra marnej klasy posiadacz batuty, który dyryguje orkiestrą gdzie brak słuchu to norma, nieznajomość rytmu i nut to zaleta. A instrument muzyczny to wynalazek diabła – jak powie facio w kolorowej mycce.