Drama z Łasiczką

Nie tak dawno cały wpis poświeciłem mającym miejsce tu i teraz cudom nad Wisłą. Dziś nie mogłem wyjść ze zdumienia słuchając audycji Suma, podczas której p. Zbigniew Hołdys zapędził p. Cezarego Łasiczkę, którego zwykle niezwykle trudno jest jest zbić z pantałyku, w kozi róg. Włączywszy wyobraźnię, bowiem do dyspozycji mamy tylko dźwięk (mp3), można sobie wyobrazić minę pana Redaktora, który w miarę słuchania wpada w coraz większe zdumienie, aż w końcu całkowicie zapomina języka w gębie.

P. Hołdys zarzucił p. Palikotowi iż ten kłamie, ponieważ podczas wiecu w tle przemówienia polityka leciał kawałek zespołu U2, a nie Perfectu, czyli dawał zarabiać Irlandczykom, a Polaków pozbawiał pracy w tym momencie. Dlaczego? Bo on musi zapłacić tantiemy Bono, Edge’owi i wszystkim, którzy wzięli udział w nagraniu utworu Pride, a także wszystkim potomkom Johna Lennona, czyli Sean Lennon będzie się miał lepiej i z miliarda dolarów zrobi mu się miliard i osiem powiedzmy dolarów i tak dzięki takim Palikotom majątek słuszny, majątek ogromny Yoko Ono, Seana Lennona, Juliana Lennona się potęguje... Tu Redaktor prowadzący nie wytrzymał i zapytał p. Gościa Czemu słuszny? No i gość popłynął.

Po pierwsze dowiedzieliśmy się, że tworzenie to tak ciężka praca, że po prostu się za nią bezwzględnie należy i koniec. Mało. Jest tak potwornie i śmiertelnie wyczerpujące, że oczywistą oczywistością jest objęcie ochroną także nieboszczyka. A skoro nieboszczyk nie może skorzystać z przysługujących mu praw, to jeszcze bardziej oczywistą oczywistością jest, że na jego dziele mają prawo zarabiać spadkobiercy. Pan Hołdys tak się zagalopował, że porównał Imagine Johna Lennona do willi Rockefellera. Czyli rodzina Rockefellerów kiedy umiera David Rockefeller powinna rozdać te wszystkie banki, naftowe pola społeczeństwu amerykańskiemu, bo właściciel, który to zbudował nie żyje. I w tym miejscu p. Redaktora zamurowało. I to do tego stopnia, że zaczął się jąkać. A przecież nikt nie żąda od rodziny Johna Lennona, żeby po jego śmierci rozdała majątek, którego dorobił się dzięki swojej twórczości. Rokefeler zgromadził majątek dzięki inwestycjom, Lennon dzięki kompozycjom. Nikt nie broni nikomu inwestować w to, co Rokefeler, ale broni śpiewać to, co Lennon.

Dalej p. Hołdys dowodzi, że posiadanie fabryki krzeseł, to to samo co domaganie się tantiem za każdym razem gdy ktoś w celach komercyjnych, na przykład w studio radiowym, na którymś krześle usiądzie. – Płacisz tylko w sytuacji, w której zarabiasz. – dowodził Hołdys, ale nie zdradził ile zarobił Palikot podczas przemówienia w tle którego leciał przebój zespołu U2.

P. Łasiczka chciał wiedzieć dlaczego akurat siedemdziesiąt lat po śmierci autora. W odpowiedzi Hołdys porównał utwór nie tylko do maszyny, ale i do ziemi. Bo kiedy kupujesz ziemię, to kupujesz ją na wieczność – perorował. – Więc dlaczego, jeżeli kupujesz maszynę do tworzenia grzebieni, to kupujesz ją na wieczność. Ty ją możesz sprzedać, ona się może zestarzeć, możesz wyjść z użytkowania jej, tak samo jak możesz wyjść z użytkowania piosenek zespołu Bee Gees… Po czym już kompletnie odpłynął gdy zaczął chwalić Amerykanów traktujących kupczenie prawami autorskimi jako coś najnormalniejszego w świecie. Aż dziw bierze, że p. Łasiczka nie zapytał jak zareagowałby Gość gdyby p. Palikot kupił prawa do całej jego twórczości i czerpał z niej zyski przez całe życie Hołdysa i 70 lat potem.

W końcu p. Hołdys, jak każdy, kto nie potrafi obronić swoich szalonych tez porzucił temat i skupił się na osobie rozmówcy. Po raz pierwszy cię złapałem na niedogłębnej znajomości tematu – oznajmił. Na czym złapał p. Hołdys p. Łasiczkę? Ano na tym, że p. Łasiczka nie rozumie dlaczego za każde wykonanie utworu w radiu, telewizji, operze, teatrze należą się twórcy tantiemy, a za każde pokazanie oryginału obrazu w galerii, reprodukcji w prasie, kopii w telewizji lub Internecie nie należą się malarzowi tantiemy. – Cały czas mylisz pojęcia – odniósł się do tematu Hołdys. – Wyobraźmy sobie, że ty jesteś ten pierwszy szczęśliwiec, który w nocy wstał i kupił w Tower Records (…) egzemplarz płyty [Lady Gagi], pędzisz do domu i wrzucasz go do Internetu, a technologia za 30 lat będzie taka, że w ciągu 60 s będziesz mógł za pośrednictwem Face Booka dostarczyć ten prezent miliardowi ludzi na świecie. Czyli rozumiesz, że Lady Gaga sprzeda jeden egzemplarz tej płyty – roztaczał wizje Hołdys. – To jest wszystko co dostanie, czyli dostanie jakieś dwadzieścia centów.

Dlaczego za najnowszą płytę, za którą Cezary Łasiczka zapłacił prawie trzydzieści dolarów Lady Gaga dostanie dwadzieścia centów Hołdys nie wyjaśnił, a Łasiczka nie zapytał. Dlaczego gdy malarz sprzeda jeden obraz, to dobrze, a jak Lady Gaga sprzeda jedną płytę to źle, Hołdys także nie wyjaśnił. I nie wyjaśnił najważniejszego – dlaczego Lady Gaga sama nie wrzuci swojej płyty do sieci, tylko naraża Łasiczkę na stratę i pieniędzy, żeby płytę kupić i czasu, żeby płytę wrzucić. A dwadzieścia centów pomnożone przez miliard daje 200 milionów dolarów w ciągu 60 s. To chyba godny zarobek?

Redaktor Łasiczka chciał wykazać absurdy prawa „autorskiego”. Hołdys koniecznie chciał wykazać, że prawo autorskie jest niezbędne, że chroni… Właśnie. Zabrakło w wywodach muzyka jasnego określenia kogo to prawo chroni i przed kim. Ewidentnie wydaje mu się, że jaką cenę zaśpiewa, taką fan zapłaci. Setki tysięcy muzyków i wszelkiego rodzaju twórców klepiących biedę i zajmujących się na co dzień czym innym dowodzi, że mu się źle wydaje. Bowiem prawo wbrew temu co usiłuje słuchaczom wmówić nie chroni w żaden sposób twórców, o czym boleśnie przekonał się francuski muzyk Johnny Hallyday, któremu wytwórnia – właściciel praw do jego twórczości – odmówiła prawa dysponowania własnymi nagraniami. A pośmiertna ochrona, wbrew temu co plecie Hołdys może prowadzić wręcz do blokowania twórczości, jak to miało miejsce  w przypadku Pawła Jasienicy.

Cała rozmowa. Hołdys odpływa w 30 minucie (link bezpośredni do pliku mp3).

Dodaj komentarz