Donald I Tusk

Nowy władca w Stolicy przed wyborem nazywał się jak wszyscy, zaś po wyborze już się nie nazywa, tylko ma na imię. Ten zwyczaj nie upowszechnił się. Żaden przywódca, prezydent, premier po wyborach dotąd nie wybierał sobie imienia, pod którym odtąd występował. Na przykład premier Kaczyński. Mógłby przybrać imię Aleksander. Nie że Kwaśniewski, ale że Wielki. Zastał Polskę skorumpowaną, a zostawił odzyskaną, bo — jak sam mógłby rzec — „Polska, jak rządził ja rosła w…” W tym miejscu dech zapiera gdy sobie uzmysłowić jak. Albo Donald Tusk. Też premier. Tylko ludzie zgryźliwi i małostkowi widzieliby go jako Mieszka. Co nie omieszkaliby oczywiście wykorzystać historycy z IPN tytułując historyczne dysertacje naukowe na przykład „Od Mieszka I do Mieszka Pustego”. A po odejściu premiera na emeryturę w roku 2040 na murze siedziby pojawiłyby się napisy sprajem, np. „Donald już tu nie Mieszka”.

W sobotę pan premier udzielił wywiadu Gazecie Wyborczej, a ścisłej Dominice Wielowieyskiej. Niestety, nie powziąłem w porę informacji o tym wiekopomnym wydarzeniu, więc muszę posługiwać się streszczeniem. Pewnie w ogóle bym nie powziął gdyby nie wspomniał o wywiadzie Junakowski1960 na swoim blogu, za co z tego miejsca kieruję wyrazy wdzięczności. Jak zauważył bloger premier przyjął za coś oczywistego, że Polacy dzielą się na odłamy. A skoro tak to on, premier  zrobi wszystko, żeby owe odłamy czuły się dobrze w naszym kraju. I ten bardzo konserwatywny, który obawia się każdej zmiany. I ten, który chce wyrwać do przodu tak szybko, jak się da. A ponieważ nie da się pogodzić stania w miejscu z marszem do przodu, więc będziemy się nadal ewolucyjne, powoli czołgać jak dotąd nie wiadomo dokąd.

Mam do zaproponowania bezpieczne, stabilnie rozwijające się państwo i gigantyczny skok modernizacyjny i cywilizacyjny — deklaruje premier. Czyli pełznąc powoli, by nie narzekali ci co chcą stać i ci, co chcą iść, dokonamy gigantycznego skoku. Na razie przez pięć lat się do niego zbieraliśmy, następne pięć lat zajmie przysiad, potem wybicie, ale jak już się wzbijemy, to poszybujemy, że ho ho. Świat oniemieje. I jeśli tylko nie zboczymy z kursu i ścieżki, to może nawet uda się wylądować. Tylko cierpliwości trzeba. Nikt nie odniesie szwanku, ponieważ pan premier jest politykiem, który uważa, że nie ma, nie było i nie będzie ważniejszego zadania władzy niż ochrona obywateli przed przemocą, zapewnienie bezpieczeństwa ojczyźnie. Tak jak w jednej z najstarszych modlitw: od pożogi, od wojny, od głodu uchowaj nas, Panie. Pytanie co będzie robił rząd w czasie, gdy Pan będzie uchowywał pozostawmy malkontentom.

sp51lublin

Przygotowania młodzieży do gigantycznego skoku modernizacyjnego i cywilizacyjnego (Fot. za www.sp51.lublin.pl). Wyimek z podręcznika historii dla klas IV z roku 2041: „Rząd Kaczyńskiego doprowadził Polskę na skraj przepaści. Rząd Donalda Tuska dokonał gigantycznego skoku naprzód”.

Pamiętać jednak należy i nie wolno zapominać, że jestem premierem polskiego rządu, a nie liderem salonowej rewolucji! I jeśli naprawdę ktoś w Polsce sądzi, że celem wspólnoty narodowej czy społeczeństwa jest radykalne przyspieszenie rewolucji obyczajowej, to stawia nietrafną diagnozę. Dlaczego diagnoza, że celem wspólnoty narodowej czy społeczeństwa nie jest radykalne przyspieszenie rewolucji obyczajowej jest trafna pan premier — co nie budzi zdziwienia — nie uzasadnia. To jest wiedza, którą po prostu się ma. A jeszcze niedawno, przed wyborami, deklarował: — Jeżeli chodzi o związki partnerskie, ja jestem gotowy do dyskusji w tej kwestii. Nie chciałbym, żeby ona była taką „wrzutką wyborczą” ze strony niektórych. Chyba nie będzie piekła, jeżeli damy sobie kilka miesięcy czasu, aby te kwestie spokojnie i precyzyjnie uregulować. Daliśmy sobie kilka miesięcy czasu, ale w międzyczasie okazało się, że zmieniły się cele wspólnoty narodowej.

Pan premier, jak na człowieka, który lubi ruchy ewolucyjnie, czyli bez ruszania się z miejsca, nie zamierza popierać projektu, który kogokolwiek zadowoli. Bo jaki ma sens tworzenie prawa, które ma sens i komuś służy? Dlatego wymarzona przez środowisko wysmażona przez PO ustawa nie będzie satysfakcjonowała ani tych, którzy chcą pędzić do przodu, ani tych, którzy chcą utrzymać status quo. Czyli co będzie? Będzie ni to ni sio — tak, jak było, tylko bardziej.

Jest jednak w tym wywiadzie coś jeszcze. Coś, co zostało w streszczeniu zasygnalizowane nieco mimochodem. Coś bardzo groźnego, co nie napawa optymizmem. Otóż pan Donald Tusk jak Piłsudski już nie wierzy w demokrację. Propozycje prezydenta, by obywatele mieli większy wpływ na to, co się dzieje w lokalnych społecznościach kwituje stwierdzeniem, że oświecony władca lepiej się sprawdza niż demokracja: Dostrzegam w tych prezydenckich projektach marzenie, że demokracja może polegać na permanentnych obradach i permanentnej partycypacji obywateli w podejmowaniu decyzji. Tymczasem doświadczenie podpowiada mi, że głównym narzędziem w zarządzaniu są kompetencje. (…) Dla mnie prawdziwa demokracja to model wypracowany w XVII-XVIII-wiecznej Anglii. Władza bierze na siebie odpowiedzialność za ochronę mniejszości, a najodważniejsi przywódcy biorą na siebie przykry obowiązek przeciwstawiania się większości.

Co prawda XVII-XVIII wiek to nie Średniowiecze, ale bliżej stamtąd do korzeni. Jaśnie oświecony pan władca namaszczony przez papieża oraz poddani, którzy we własnym dobrze pojętym interesie powinni wykonywać polecenia, nie pyskować i broń boże o niczym nie decydować. Się zadecyduje za nich dla ich dobra. Submission or bán. Dlatego — co jest zgodne z wcześniejszymi deklaracjami — premier stojąc nie pójdzie na wojnę z Kościołem. Nie pójdzie z prostego powodu. Bo uważa, ba! jest nawet w posiadaniu głębokiego przekonania, że Kościół ze wszystkimi wadami jest Polsce bardzo potrzebny, a wiara w Boga, bycie członkiem Kościoła są dobre dla narodu, dla społeczeństwa.

To tłumaczy dlaczego w liście do nowego władcy w Stolicy napisał: Pragnę jednocześnie zapewnić Ojca Świętego o woli i gotowości Polski do dalszego umacniania więzi i współpracy ze Stolicą Apostolską w obronie kultury chrześcijańskiej w Europie i na świecie. Wypada tylko żywić nadzieję, że do owego umacniania więzi i walki w obronie kultury chrześcijańskiej w Europie i na świecie nie będzie używał ani F16 ani budowanej przez 10 lat, kosztującej podatników 450 mln zł korwety Gawron, która po dołożeniu 250 mln przeistoczy się patrolowiec Ślązak.

Żeby nie pozostawiać Czytelników w minorowym nastroju proponuję przedni żart. Jego autorem jest sam premier, więc żart jest gwarantowany przez państwo. Otóż mówiąc przed wyborami, że nie będzie klękał przed księdzem pan premier nie miał na myśli aktu klękania, ale chodziło o to, że jeśli będziemy dalej mieli władzę, to nie po to, by państwo świeckie ustępowało w dziedzinach, za które jest odpowiedzialne, nie tylko przed jakimkolwiek lobby, ale także przed Kościołem. Dlatego rząd pana premiera nie ustąpił i twardo obstawał przy odpisie podatkowym wynoszącym 0,5%, choć Kościół żądał 0,3%…

Dodaj komentarz