Demokracja populistyczna

Co to jest demokracja? Nie, to nie są rządy większości. To ustrój, w którym władzę sprawuje lud poprzez swoich przedstawicieli. A ponieważ materia, czyli przygotowywanie ustaw, tworzenie prawa, rządzenie państwem, jest wielce skomplikowana, liczba przedstawicieli idzie w setki.

Do czego służy parlament? Parlament służy do tworzenia prawa. Żeby ograniczyć błędy towarzyszące procesowi legislacyjnemu wprowadzono ograniczenia i wymogi. Zgłoszone projekty ustaw muszą być najpierw opiniowane przez specjalne komisje, potem przejść poprzedzone dyskusją trzy „czytania” w sejmie, by trafić do senatu i albo z powrotem do sejmu, albo na biurko do prezydenta do podpisu. Próba pójścia na skróty kończy się koniecznością nowelizacji, czasem wiele razy. Pośpiech jest bowiem wskazany wyłącznie przy łapaniu pcheł, nigdy przy tworzeniu praw, czego doskonałym przykładem jest napisana na kolanie ustawa, której celem była „walka z mafią lekową”. Zapis zabraniający łączyć działalność leczniczą z prowadzeniem hurtowni farmaceutycznej doprowadził do zamknięcia największej hurtowni, która zaopatrywała szpitale w znacznik do przerzutów nowotworowych w piersi. Znaczniki stosuje się do oznaczenia węzłów chłonnych znajdujących się najbliżej guza nowotworowego, w których najczęściej pojawiają się przerzuty.

Dla porządku należy wspomnieć, że oprócz demokracji funkcjonowały i funkcjonują takie twory nie mające z nią nic wspólnego, jak demokracja demokratyczna, czyli ludowa, demokracja socjalistyczna, demokracja chrześcijańska i podobne. Twór, który mamy obecnie w Polsce można nazwać demokracją populistyczną.

Po porzuceniu demokracji socjalistycznej, zwanej czasem ludową, tak zwana demokratyczna opozycja przejąwszy władzę, z marszu przystąpiła do takiego przykrawania zasad, by ustrój Rzeczpospolitej Polskiej tylko pozornie był demokratyczny. Aby wyeliminować konieczność uzgadniania poglądów i ograniczyć dyskusję wprowadzono próg wyborczy doprowadzając do tego, że do sejmu może nie wejść ugrupowanie, które uzyskało większe poparcie niż inne (w 2015 roku 1.147.102 głosy oddane na SLD nie wystarczyły, 779.875 głosów oddanych na PSL wystarczyło).

W miarę upływu czasu polska demokracja coraz bardziej przypominała farsę, a proces przyspieszył gwałtownie po zwycięstwie Platformy Obywatelskiej w roku 2007. Już wtedy można było dostrzec, że parlament nie służy wykuwaniu najkorzystniejszych dla kraju rozwiązań w drodze dyskusji, w oparciu o ekspertyzy, tylko do forsowania pomysłów większości. Po trzydziestu latach od transformacji znowu wybieramy parlament nie po to, żeby reprezentował społeczeństwo i poszukiwał najlepszych rozwiązań, ale po to, by realizował interesy partii. Rożnica polega na tym, że istnieje opozycja, która ma zdanie przeciwne. Tyle, że to zdanie często jest przeciwne nie z przyczyn merytorycznych, lecz politycznych. Istotą parlamentu stało się stawianie na swoim bez oglądanie się na konsekwencje.

Jak czynniki partyjno-rządowe i opozycja rozumieją parlamentaryzm najlepiej ilustruje sytuacja senatu. Nikomu nawet do głowy nie przyszło, że można w drodze dyskusji po prostu wykuwać najlepsze rozwiązania, korzystne dla wszystkich. Parlament, to dwa obozy, z których jeden bez względu na okoliczności jest ‚za’, a drugi ‚przeciw’. W senacie gra toczy się o to, by znaleźć po opozycyjnej stronie takich ludzi, którzy nie mają własnego zdania. Trwa łapanka na posłusznych wykonawców poleceń kierownictwa partii, ludzi, którzy nie będą głosowali tak, jak im dyktuje sumienie i doświadczenie życiowe, lecz zgodnie z wytycznymi. Jak dotąd tylko jedna p. senator, mieniąca się niezależną, w pracy parlamentarnej otwarcie przedkłada ideologię nad wiedzę.

O to, by dało się przedłożyć interes jednostki nad interes kraju zadbano od razu po transformacji. Progi wyborcze, ordynacja proporcjonalna dopisana do konstytucji, by nikomu nie przyszło do głowy jej zmieniać, sposób przeliczania głosów dający wygranym dodatkowe mandaty, kosztem partii, które zdobyły mniej głosów. PiS w ogólnym rozrachunku przegrawszy ma większość w sejmie. Jednak starania zdałyby się psu na budę, gdyby społeczeństwo miało więcej oleju w głowie i lepiej rozumiało otaczający świat. Gdyby nie tolerowało u władzy ludzie niesamodzielni, bezwolni, bez honoru i zasad ograniczający zakres swobód obywatelskich.

Marian Banaś został wybrany na prezesa konstytucyjnego organu, którego zadaniem jest patrzenie na ręce władzy. Będzie przyglądał się jej równie pilnie, jak jako szef Krajowej Administracji Skarbowej lustrował działalność prowadzoną w swojej własnej kamienicy. Oczywiście o żadnej dymisji mowy nie ma. Po drugiej stronie inny przywódca wiodący partie od klęski do klęski, który deklaruje stanie na straży demokracji podczas gdy sam na stanowisko przewodniczącego został mianowany, sobie wiadomym sposobem skłaniając konkurentów do rezygnacji z kandydowania. On też o dymisji nie chce słyszeć. W lutym są wybory na na szefa Platformy Obywatelskiej, wszyscy członkowie będą decydować. Jeżeli ktoś dzisiaj chce, żeby je je przyspieszyć, […] to ma złe intencje. Paprotka przewodniczącego, wyciągnięta niczym królik z kapelusza kandydatka na premiera uważa, że Schetyna nie jest największym problemem. I niewykluczone, że ma rację. Większym problemem jawi się premier in spe która „przez pomyłkę”, wraz z kilkoma kolesiami, głosuje za projektem uchwały w sprawie potępienia wszelkich aktów nienawiści i pogardy antykatolickiej. Złośliwi twierdzą, że gdyby w pamiętnej chwili to ona była premierem, to „przez pomyłkę” osiągnęłaby jeszcze leszy wynik niż Szydło, nie 27 do 1 lecz 28 do 0.

Najwcześniejszy termin wyborów prezydenckich wypada pod koniec kwietnia. Oznacza to, że Schetyna chce osobiście dopilnować, by opozycja na pewno przegrała wybory prezydenckie. Czy znajdą się w partii ludzie z charakterem, którzy położą wreszcie kres panowaniu nieudacznika i psuja?

Dodaj komentarz