Dajcie sensację na pierwszą stronę

Pewnego razu organ kontrolny postanowił przeprowadzić kontrolę sporej inwestycji. Kontrolerzy udali się na miejsce robót i ujrzeli widok zapierający dech w piersiach. Ciężarówki pędziły z zawrotną szybkością to tu to tam, koparki kopały, spycharki spychały, walce walcowały. Jednak bacznie obserwując krzątaninę można było dostrzec rzeczy zdumiewające. Oto ciężarówki pędziły puste, koparki kopały doły, które spycharki natychmiast zasypywały, a walce ugniatały. Gdy kontrolerzy nieco ochłonęli jeden z nich zatrzymał kierowcę pędzącego na złamanie karku wywrotką i zapytał:
— Dlaczego jeździ pan tam i z powrotem pusty?
— Panie — zakrzyknął kierowca — harmonogram robót jest tak napięty, że nie ma czasu załadować!

Swego czasu radio Erewań, pierwsze radio sensacyjne, podało sensacyjną wiadomość, że na Krakowskim Przedmieściu kradną. Portal śledczy naOko.ło przyjrzał się sprawie i stwierdził autorytatywnie, że wiadomość jest tyleż sensacyjna, co fałszywa. Z wielu powodów. Po pierwsze nie na Krakowskim Przedmieściu lecz na Placu Trzech Krzyży. Po drugie nie kradną, lecz rozdają broszury pod tytułem „Przebudźcie się” i „Strażnica”. Dlaczego „Strażnica”? Ponieważ w przyszłym roku przypada 50. rocznica skomponowania przez Boba Dylana pieśni noszącej tytuł „Wokół strażnicy”, którą rozsławił Jimi Hendrix.

Powyższe wieści to mniej lub bardziej udane żarty. Jednego rozbawią, innego nie, jeszcze innego zdenerwują. Jednak do śmiechu nie będzie nikomu, kto tego typu przygotowane w pośpiechu, nierzetelne informacje znajdzie na portalu informacyjnym. Pierwszy z brzegu przykład. Tytuł sensacyjnej wieści bynajmniej nie radia Erewań brzmi: Beata Mazurek nazwała Trybunał Konstytucyjny „zespołem kolesi”. Śledztwa nie będzie. Zdumiewające i oburzające. Szybko jednak okazuje się, że Beata Mazurek owszem, określiła mianem ‚zespół kolesi’ sędziów, lecz nie Trybunału Konstytucyjnego tylko Sądu Najwyższego. Nie będzie śledztwa w sprawie słów rzeczniczki klubu PiS, która Zgromadzenie Ogólnego sędziów Sądu Najwyższego nazwała „zespołem kolesi” — czytamy tuż pod tytułem, w którym mowa o Trybunale Konstytucyjnym.

Jak widać nie tylko na budowie terminy bywają napięte. Również portale informacyjne nie mają czasu na myślenie, na weryfikację podawanych informacji, na korektę. Ten sam portal podał dziś sensacyjną informację o drapieżnych ślimakach pożerających ptaki ilustrując ją przypadkowym zdjęciem. Zwrócił na to uwagę jeden z blogerów. Otóż dwie panie Na potrzeby doktoratu prowadziły one nieopodal Wrocławia badania nad cierniówką – ptakiem z terenów półotwartych, który zamieszkuje całą Europę. – W dniu, w którym wykluły się pisklęta, w gnieździe cierniówki zdarzyło się nam zaobserwować ślimaka. Na drugi dzień ślimaka nie było, a pisklęta były martwe. Zjedzone – powiedziała Katarzyna Turzańska. Czy pisklęta zabił i zjadł ślimak? Nie wiadomo. W Ornis Polonica znajdujemy bardziej szczegółowy opis zdarzenia:

W gnieździe znajdowało się 5 jaj […] 29. maja wykluły się 3 pisklęta, które podczas kontroli były żywe i poruszały się. Wraz z nimi i dwoma niewyklutymi jeszcze jajami w gnieździe znajdował się duży, pomarańczowobrązowy ślimak nagi, prawdopodobnie ślinik wielki A. rufus lub ślinik luzytański A. lusitanicus. Następnego dnia dwa pisklęta były martwe, jedno z piskląt zniknęło (nie znaleziono go pod gniazdem ani w jego okolicy), a jaja pozostały niewyklute. […] Martwe pisklęta miały duże obrażenia, głównie w okolicach klatki piersiowej i kończyn. Ubytki obejmowały zarówno tkanki miękkie, jak i kości. Zjedzone zostały między innymi żebra i kości nóg (fot. 1). W gnieździe znajdowała się duża ilość śluzu oraz świeże odchody ślimaka. Był to jedyny taki przypadek spośród 14 gniazd z lęgami, znalezionych przez nas w tym roku.

Z tekstu wynika bezspornie, że oskarżenia o morderstwo są oparte na poszlakach. Świadczy o tym zresztą sam tytuł publikacji („Ślimak nagi Arion sp. prawdopodobną przyczyną śmierci piskląt cierniówki Sylvia communis”). Nierozwiązaną zagadką pozostaje w jaki sposób ślimak nie dopuścił do wyklucia się dwóch piskląt. Ten jednostkowy przypadek Onet „sprzedaje” na głównej stronie opatrując tytułem Inwazja ślimaków w Polsce, zaskakujące analizy!

Jaka jest wartość takich, na dodatek bardzo nieświeżych informacji? Badania prowadzono w 2014 roku, informację o nich opublikowano w 2015 roku, a Onet z PAP-em zrobili z tego sensację w 2016 roku. Niewykluczone, że gdyby w gnieździe znaleziono patyk mowa by była o drapieżnych drzewach lub krzewach, a ilustrację stanowiłoby zdjęcie baobabu.

W maju portal gazeta.pl na pierwszej stronie podał sensacyjną wiadomość, że przytulanie psów grozi śmiercią lub kalectwem. Skąd to wiadomo? Wiadomo to z badań. I to nie byle jakich, bo najnowszych! Najnowsze badania pokazują, że psy nie lubią być przytulane przez ludzi. Czworonogi prezentują wtedy wszystkie oznaki stresu. Kto to zbadał i jak? Ano Stanley Coren, emerytowany profesor psychologii na brytyjskim Uniwersytecie Columbia ściągnął z Internetu 250 zdjęć, przeanalizował je pod kątem właściwym i doszedł do wniosku, że psy nie lubią być przytulane i jeśli nawet dotąd żadnego przytulającego nie pogryzły to tylko dlatego, że nie znały wyników najnowszych badań. Bowiem aż 81,6% psów uwiecznionych na fotografiach miało miny nietęgie i wyraźnie było widać, że czują się niekomfortowo.

Codziennie jesteśmy zalewani morzem informacji. Nie jestesmy w stanie ich zweryfikować, sprawdzić. Musimy zawierzyć tym, którzy je dla nas zbierają i przekazują. Problem zaczyna się wtedy, gdy są nierzetelni, niedouczeni lub nieuczciwi. Dlatego warto do sensacji podchodzić z dystansem i nie dawać wiary wszystkiemu, co tak zwana czwarta władza spłodzi. W przeciwnym razie damy się wodzić za nos jak ci, których prowokuje sama świadomość, że ktoś może myśleć inaczej niż oni.


„Dajcie sensację na pierwszą stronę” („Sbatti il mostro in prima pagina”) to tytuł włoskiego filmu z 1972 roku, który nagle zyskał na aktualności…

Dodaj komentarz


komentarze 4

  1. „Wyższa Szkoła Kultury Medialnej i Społecznej to uczelnia fenomen. Absolwenci uczelni ojca Tadeusza Rydzyka nie mają problemów ze znalezieniem pracy.(…)
    Kolejka chętnych na uczelnię, która „ma kształcić ludzi silnych i odważnych – nie chwasty”, tak mówią jej władze – długa. I z roku na rok rośnie(…)

    Jednak coraz częściej mówi się o szkole ojca Rydzyka jak o kuźni nowych kadr Polski. Głównie z tego powodu, że absolwenci, którzy dotychczas zasilali redakcje „Naszego Dziennika”, „Źródła”, „Niedzieli” oraz Telewizji Trwam czy Radia Maryja, teraz – kiedy do władzy doszedł PiS – zaczęli trafiać zarówno do mediów, także tych ogólnopolskich, jak i do samorządów i wielkiej polityki. – Kilku jest rzecznikami instytucji rządowych i firm. Pracują w instytucjach kultury, korporacjach i firmach komputerowych. Poza tym spotkać ich można nawet w Parlamencie Europejskim”

    Cały artykuł „Szkoła Rydzyka to fenomen. Absolwenci bez problemu znajdują zatrudnienie” na portalu Interia.

    Szkoła Rydzyka nazywana jest kuźnią. Widać jakie tam talenty są wykuwane. Czy jednak może być inaczej, gdy Rydzyk doktorat zrobił na własnym życiorysie, a ktoś jak dotąd nie ujawnił swojego nazwiska, był promotorem. Następny nikczemnik zatwierdził ten tytuł. Jeden lub kilku.

    Teraz jak w artykule podano, każdy otrzymuje posadę.To i wykazuje się jak może. News goni news, news goni news… A że ten news ma zapach śmierdzących skarpetek przez trzy lata codziennie używanych, a ani razu nie pranych… podobać się wybrednym nie musi.

    Czy autor niusa jest po Rydzykowej szkole? Nie wiadomo, ale prace ma, głupoty pisze, autor bloga nie napisał czy ten od newsa podpisał się, czy raczej ukrył nazwisko.

    Miły blogerze tak jest wszędzie. Prywatne szkoły nie są by rozwijać oświatę, dawać solidne wykształcenie. To twór dla chciwych i mających tzw. plecy. To twory do zarabiania pieniędzy.
    W wielu aspektach nieuczciwe, bo nie dają solidnej wiedzy, nie zatrudniają tych, którym odpalają comiesięczną dolę za wpisanie jako wykładowcy człowieka z tytułem.

    Jak sąsiadka rodziców ze Wschodu gadała: SODOMIA I GOMORIA.

    Zauważ, że ani CBA, ani jakakolwiek inna policja, jakaś prokuratura, jakiś urząd od kontroli tytułów, słowa nie beknął. Poniewieranie TK ma swój bardzo dawny rodowód.

    A ślimakami nie ma co się przejmować. Przyjdzie za odpowiednią opłatą pan w sukni czarnej z kropidłem i pomoże, albo i nie. Wtedy za modły w kościele zapłacić przyjdzie.

    Takimi niusami też nie warto sobie zawracać głowy. W kuźni Rydzykowej młoty pracują i wykuwają na swój obraz „dziennikarzy”

    1. Szczerze mówiąc to nawet nie sprawdzałem kto jest autorem tej wieści. Szkoda na to czasu. Są linki, można sprawdzić, ale czy warto? Po wejściu na dowolny portal widać, że nie chodzi o jakość, ale o ilość. Jak ktoś wejdzie, to mając tego tak dużo pewnie na coś kliknie. Zwłaszcza gdy tytuły nie mają się nijak do zawartości. Niestety, niegdyś czwarta władza nie para się przekazywaniem informacji i kształtowaniem opinii publicznej lecz akwizycja reklam i manipulacją na zlecenie.

      1. Jeśli kuźnia tumanów zwiększy „produkcję”, to dziennikarstwo na pewno upadnie. Szefem uczelni jest „doktor”, co tytuł zdobył na własnym życiorysie, a po polsku mówi niegramatycznie i poprawy nie widać. Franciszek nie uhonorował go odwiedzinami, ale zakon musi dobrze się opłacać w Rzymie. Generał zakonu w aktywności R. nic złego nie widzi. Przecież otumania gdzieś tam, jakichś nierozgarniętych Polaków.

        1. Nie tylko kuźnia tumanów ma wpływ na media. Także kasa. Coraz trudniej utrzymać się na rynku. Kiedyś co tydzień kupowałem dwa, a czasem i trzy tygodniki (Newsweek, Politykę, Wprost). Potem sporadycznie. Teraz, gdy tygodnik kosztuje 7 zł nie kupuję żadnego. W 2013 roku Polityka kosztowała 5 zł. Dziś 6.90. Mało kto dostał taka podwyżkę w pracy w ciągu tych lat — przy zarobkach rządu 2.000 zł musiałby dostać 700 zł podwyżki. Średnia krajowa w (listopadzie) 2013 wynosiła bez mała 3.900, a w styczniu 2016 bez mała 4.200 zł.

          I coś ku pokrzepieniu serc: Czego nam nie mówią o emeryturach.