Dać, zwiększyć, podnieść, nie żałować grosza

Nareszcie ktoś z głową na karku wziął się za uzdrawianie finansów domowych w celu uzdrowienia finansów branżowych. W radiu Tok młody lekarz przekonywał, że należy podnieść ceny produktów spożywczych, ponieważ są zbyt tanie, a przez to niezdrowe. Pozyskaną w ten sposób kwotę należy włożyć do koperty, zaadresować „Na zdrowie” i wręczyć lekarzom. Dziennikarce prowadzącej rozmowę wiele można zarzucić, ale nie dociekliwość. Zapewne to było powodem, że przy lekarzu nie ośmieliła się wspomnieć o ustawie o bezpieczeństwie żywności i żywienia, która uniemożliwia oferowanie w sklepach niezdrowych produktów spożywczych. Aż dziw bierze, że przedstawicielka czwartej władzy, która zobligowana jest działać w interesie społecznym, nie odesłała młodego lekarza do stosownych organów państwowych. Publicznie przecież zarzucił producentom żywności, że łamią prawo oferując niezdrowe wyroby. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że nie każdego niestety stać na kanapkę ze zdrowym kawiorem i musi zadowolić się niezdrową szynkę lub kiełbasą.

Młody lekarz na drenowaniu kieszeni konsumentów nie poprzestał i postuluje zwiększenie składki zdrowotnej. I ten postulat lepiej niż paski w TVP obnaża prawdziwe intencje strajkujących. Młodzi lekarze przekonują, że poszczą w trosce o godne warunki pracy i płacy. Ich płace nie drgnęły od roku 2009, czyli od ośmiu lat. Ujawnił to ostatnio portal śledczy. Problem w tym, że pensje lekarzy rezydentów pochodzą z budżetu państwa, a nie ze składek zdrowotnych zbieranych przez NFZ. Podniesienie składek nie poprawi więc ani trochę ich doli, za to można się spodziewać, że jeszcze bardziej wzrosną głodowe płace lekarzy specjalistów.

Strajkujący chcą pieniędzmi podatników uszczęśliwić także funkcjonariuszy NFZ: My też uważamy, że NFZ w tej chwili pracuje administracyjnie za mniej niż 1% swojego budżetu. W krajach rozwiniętych jest to co najmniej 4% budżetu, co pozwala takim instytucjom na dobrą kontrolę wydatkowania pieniędzy. Dlatego jesteśmy za zwiększeniem wydatków na NFZ, na administrację i kontrole. Pomińmy sugestię młodego lekarza, że jego koledzy są nieuczciwi, więc trzeba im uważniej patrzyć na ręce i skupmy na wydatkach. Koszty administracyjne Funduszu stanowią 0,99% ogółu kosztów ogólnych, które wynoszą 77 miliardów złotych, czyli ponad 750 milionów złotych. Młody lekarz postuluje czterokrotne zwiększenie tej kwoty do bez mała 3 miliardów. Ma gest!

Jeśli wierzyć Naczelnej Izbie Lekarskiej w Polsce pracuje poniżej 180 tysięcy lekarzy. Jeśli by każdemu wypłacić po 11.000 (jedenaście tysięcy) zł, to kosztowałoby to mniej niż proponowane zwiększenie wydatków na administrację NFZ. Jak to możliwe, że człowiek, któremu należy się godziwa płaca, bo skończył ciężkie studia i pracuje ciężko na ośmiu etatach, nie potrafi liczyć na poziomie podstawowym? Skąd on w ogóle wie, że zarabia za mało, skoro jego płaca nie ma żadnego odniesienia do umiejętności, doświadczenia, wiedzy i efektów? Ile powinien zarabiać lekarz, który nie potrafi poskładać złamanej reki, a na uwagę podczas kontroli po kilku dniach, że ciągle bardzo boli rzuca „musi boleć bo złamana” nawet nie racząc na nią rzucić okiem? Ile powinien zarabiać lekarz, któremu składanie zajęło niecałe 10 minut i nie popsuło mu dobrego samopoczucia to, że brakowało kilku fragmentów kości? Jego partactwo starsi koledzy poprawiali bite trzy godziny, a Fundusz płacił dwa razy, choć powinien raz.

Służba zdrowia dogorywa. Wprowadzona na łapu capu reforma Radziwiłła obnażyłaby cały bałagan i marnotrawstwo. Co trzeba w takiej sytuacji zrobić? Poszukać π (p.i. pojęcie ukryte pod tym akronimem może stać w sprzeczności z czyimś wysokim mniemaniem o sobie, rozwinięcie tutaj). No i znaleziono. Doskonale wybrany moment, zadęcie od razu z górnego diapazonu — strajk głodowy, łatwo uwierzyć, że forma i czas protestu to czysty przypadek i że nie zostały z nikim uzgodnione. W edukacji nie wypaliło. Nie udało się użyć nauczycieli by strajkiem przykryli bałagan związany ze źle i po łebkach przygotowaną reformą. Na szczęście lekarze dopisali. Gdy to wziąć pod uwagę jasna i zrozumiała staje się absurdalność żądań, eskalacja protestu jak i jego przeciąganie się, gdyż bałagan związany z reformą wciąż nie jest opanowany. Niestety, dnia, ba, miesiąca bez lekarza nie zauważą pacjenci czekający w wielomiesięcznych kolejkach, a ci, którzy potrzebują natychmiastowej pomocy na pewno akcję zrozumieją, docenią i poprą.

Jak protest się skończy? To zależy od tego jak szybko uda się opanować bałagan związany z reformą i do jakiego poziomu uda się obniżyć społeczne poparcie dla protestu. To akurat może nastąpić w miarę szybko, bo nad zniechęcaniem do lekarzy pracują nie tylko rządowe media, ale równie gorliwie sami lekarze i wspierający ich bezmyślni dziennikarze. Z uwagi zaś na to, że do protestu dołączają się z roszczeniami coraz to nowe grupy zawodowe, rządowi coraz trudniej będzie iść na ustępstwa. Z drugiej strony obecny protest stanie się doskonałym alibi w przyszłości — „to wszystko przez strajk lekarzy, który spowodował straty nie do odrobienia; to dlatego kolejki się wydłużyły, a dostęp do świadczeń medycznych pogorszył”.

Na koniec z dywagatorskiego obowiązku odnotujmy, że nasz ulubiony portal sprawdzający fakty i prowadzący dziennikarskie śledztwa na bieżąco śledzi sytuację w służbie zdrowia. Niedawno przedstawił analizę, z której wynika, że lekarze rezydenci zarabiają za mało, ponieważ ich płaca nie rośnie, a średnia krajowa rośnie. I to dużo szybciej niż ich umiejętności i doświadczenie. Próżno jednak na portalu szukać informacji podstawowych, jak choćby takiej kto finansuje opiekę medyczną strajkujących lekarzy, z jakich pieniędzy i na jakiej podstawie. Portal śledczy nie jest także zainteresowany informowaniem swoich czytelników, a zwłaszcza czytelniczek, czy lekarze, którzy zdecydowali się specjalizować w ginekologii zamierzają kierować się w swojej pracy wiedzą medyczną, dobrem pacjentek czy swoim sumieniem? I jeszcze jedno. Czy po podniesieniu nakładów na służbę zdrowia do owych 6,8% PKB ceny wizyt w i zabiegów w prywatnych gabinetach spadną, czy pozostaną na dotychczasowym poziomie?

Przypomnijmy: na ochronę zdrowia wydajemy łącznie ponad 108 mld zł rocznie (nie licząc szarej strefy). Ok. 65 mld zł to budżet NFZ, ok. 7 mld zł dopłaca budżet państwa, a  36 mld płacimy dodatkowo z własnej kieszeni. 36.000.000.000 to jest po 200.000 zł (słownie: dwieście tysięcy złotych) na twarz każdego ze 180.000 lekarzy. W sumie na ochronę zdrowia wydajemy 6,8% PKB. Ile chcą rezydenci byśmy wydawali?

Dodaj komentarz