Cztery miliony procent

Człowiek zadaje pytania. Od zarania. A człowiek chwilę po urodzeniu zwłaszcza. Żeby móc odpowiedzieć uczy się, studiuje, bada, docieka, dedukuje. Albo nie uczy się. Wierzy. Wierzy, że wszystko stworzył bóg, a jak grzmi, to znaczy, że się gniewa. Wierzy, że bóg dał przykazania, do których należy stosować się w życiu, a z których najważniejsze jest, by nie wierzył w żadnego innego boga. Choć prawdziwy jest tylko jeden.

Są pytania, na które znamy odpowiedzi, są pytania, na które poznamy odpowiedzi i są pytania, na które odpowiedzi mogą być tylko twierdzące lub przeczące. Na przykład nie da się odpowiedzieć twierdząco na pytanie często zadawane przez małżonków: „Śpisz kochanie?” Z kolei nie można dać odpowiedzi przeczącej na pytanie często zadawane przez lekarzy w szpitalach podczas obchodu porannego: „To pan jeszcze żyje?”

W XXI wieku niektóre przykazania boskie są lekceważone. Trudno zresztą, żeby było inaczej, bo boskie nakazy zawarte w Piśmie są barbarzyńskie. Na przykład zalecenia dotyczące prężnie rozwijającej się branży, ujętej w przygotowanej na potrzeby rynku pracy „Klasyfikacji zawodów i specjalności na potrzeby rynku pracy” pod numerem 516102: „Jeżeli jaki mężczyzna albo jaka kobieta będą wywoływać duchy albo wróżyć, będą ukarani śmiercią. Kamieniami zabijecie ich. Sami ściągnęli śmierć na siebie.”

Ostatnio okazało się, że nie tylko zasady dotyczące codziennych spraw spisał bóg na kamiennych tablicach. W ten sam sposób naszym władzom zostały objawione zasady działania OFE. Ujawnił to minister finansów Jan Vincent-Rostowski w rozmowie z Rzeczpospolitą. Otóż okazało się, że II filar nie chce, bo prawdopodobnie nie jest w stanie, wypłacić prawdziwych – czyli dożywotnich – emerytur. Mimo że – przypominam – do tego właśnie został stworzony. A więc najpierw przygotujemy i wdrożymy reformę, dokończenie jej pozostawiając następcom. Następcy zamiast reformę dokończyć — psują. W końcu nastaje era ministra wizjonera. Najpierw obniża składkę przekazywaną do OFE, a potem oznajmia, że OFE „nie chce, bo prawdopodobnie nie jest w stanie”. Skąd wiadomo, że nie chce?

Wiedza pana ministra jest imponująca. Tym bardziej, że dotyczy przyszłości. Przeszłość nie wygląda różowo, za to przyszłość! Swego czasu wiedział, że W 2011 i 2012 roku Polska będzie liderem jeśli chodzi o konsolidację finansów publicznych. Działania, które polski rząd podejmie, będą skutkowały w 2011 i 2012 roku obniżeniem deficytu sektora finansów publicznych o 4,4 pkt proc. PKB, ale deficyt zmniejszy się jeszcze bardziej ze względu na efekty cykliczne, większe dochody z CIT. Był tak pewny swego, że w liście wysłanym do komisarza UE do spraw gospodarczo-walutowych Olli Rehna zobowiązał się, że w 2012 roku ograniczy deficyt sektora finansów publicznych Polski do 3% PKB. Ile wyniósł deficyt naprawdę podał niedawno GUS.

Dziecko w przedszkolu nie potrafi policzyć procentu składanego. Ale potrafi wykonać proste działania matematyczne. Ponieważ składka emerytalna pracownika zarabiającego płacę minimalną wynosi ponad 400 zł miesięcznie, płacona przez 40 lat da około 192.000 zł. Bez odsetek. Czyli pozwoli wypłacać po 1.000 zł miesięcznie przez 16 lat. OFE mogą więc wypłacać jakieś sensowne pieniądze, tylko trzeba im to umożliwić i muszą działać nieprzerwanie 40 lat, a nie 14. Jednak minister finansów nie po to doznał objawienia, żeby się nim nie podzielić z szeroką publicznością. Jak na prawdziwego fachowca przystało rzucił nawet kilka cyfr: Już trzy lata temu wiedzieliśmy, że OFE nakładają gigantyczny ciężar na polskie finanse publiczne, obarczając przyszłych polskich podatników dodatkowym długiem, który przy pierwotnym poziomie składki wynosił 30% PKB w 2020 r., 61,6% w 2035 r. i 93,8% w 2060 r. I to był pomysł, który według jego autorów miał odciążyć nasze finanse publiczne! Cóż za precyzyjna precyzja! PKB Polski wynosi ok. 1.600 miliarda złotych. Zakładając, że do 2020 roku nie wzrośnie, 30% tej kwoty to 480 miliardów złotych. Jakim cudem OFE obarczą polskich podatników dodatkowym długiem o takiej wysokości?

Eksperci biją na alarm, że pojawiło się pokolenie, które nigdy nie płaciło składek emerytalnych. Widać to w statystykach otwartych funduszy emerytalnych, do których przystępuje coraz mniej młodych. A przystępuje coraz mniej, bo albo pracują na czarno, albo na umowach śmieciowych, albo w ogóle pracy nie mają. Co rząd zamierza przedsięwziąć w związku z tym? Zamierza to co zwykle w takich sytuacjach – będzie ze zjawiskiem walczył. Więc na żadne sensowne rozwiązania nie ma sensu liczyć. Wiadomo już za to z całą pewnością, dorównującą pewności sprzed trzech lat, a nawet ją przewyższającą, że w tym roku i w następnych latach nastąpi dalszy spadek deficytu sektora publicznego: do poziomu ok. 1,5 proc. PKB w 2016 r. Jaką wartość mają wizje p. ministra Rostowskiego zdążyliśmy przekonać się już wielokrotnie.

Żeby bowiem coś nastąpiło, trzeba umieć do tego doprowadzić. Nie wystarczą chęci i deklaracja „jutro wystąpię w balecie”. Trzeba przede wszystkim umieć tańczyć. Rząd, który zmienia prezesa spółki nie dlatego, że źle wykonywał swoje obowiązki, ale dlatego, że nie informował ministra i premiera o każdej dupereli, jest rządem niepoważnym. Bliżej mu do standardów państwa totalitarnego, niż demokratycznego. Tym bardziej, że żadnej strategii dotyczącej energetyki nie ma, zaś jedyny pomysł jaki przyszedł premierowi do głowy to utworzenie „ministerstwa energetyki„. Że PiS także optuje za takim rozwiązaniem raczej nie dziwi. Oni podobnie rozumieją rolę państwa. Ani chybi marzy się im gospodarka centralnie sterowana, w której minister o wszystkim decyduje, wszystko wie, szczegółowo informuje pryncypała i tylko — jak to pokazał przykład ministra Budzanowskiego i całego PRL-u — nad niczym nie panuje. Także skokowi na prywatne oszczędności nie towarzyszy żadna propozycja. Plan jest prosty jak lot na wybrzeże — wydamy co mamy, a potem się zobaczy.

Można na „walkę” rządu z problemami, których sam w większości jest sprawcą, spojrzeć inaczej, jego strategię streszczając krótko „po nas choćby potop”.

Dodaj komentarz