Co nam obca przemoc wzięła klechom oddajemy

Ledwo Polska odzyskała niepodległość po ponad stu latach zaborów, a już Kościół przystąpił do „odzyskiwania” majątku. W ciągu 21 lat istnienia II Rzeczpospolitej dwukrotnie powiększył swój stan posiadania –  z 218.000 ha w 1919 r. do 400.000 ha w 1939 r. Tuż przed wojną jedna dziesiąta ziemi uprawnej w kraju znalazła się w jego rękach. Jednak dziesiąta część kraju go nie satysfakcjonowała i żądał drugie tyle, kolejnych 404.000 ha jako rekompensaty majątku skonfiskowanego przez zaborców. Dlaczego nie domagał się zwrotu bezpośrednio od zaborców? Zapewne dlatego, że nawet funkcjonariusze Kościoła nie wierzyli w cuda, że taki manewr się uda. A te roszczenia wtedy uznawano za umiarkowane, bowiem z rachunków biskupów wynikało, że tylko w zaborze pruskim stracili 785.000 ha. Logika działania sług bożych prosta jest jak konstrukcja cepa – nie ważne kto zabierał, ważne kto chce i ma z czego oddawać.

Potem z błogosławieństwem papieża na teren Polski wkroczyło wojsko obce. Po kilku latach udało się odzyskać częściowo wolność, ale z powodu zmiany granic Kościół utracił ponad połowę posiadanej ziemi i zabudowań – zdecydowana większość majątków duchownych znajdowało się za Bugiem, na Kresach Rzeczpospolitej, a więc na ziemiach po 1945 r. przejętych przez Związek Radziecki. Nawet papież nie wierzył, że Związek Radziecko cokolwiek odda. Należało więc reparacji zażądać od Polski. Okoniem stanęła nowa władza, która nie tylko nie była skłonna oddawać, lecz zaczęła zabierać.

Po wojnie Kościół był „represjonowany” przez kilkanaście lat. W 1948 r. państwo przejęło zakonne szpitale (nie odbierając jednak zakonom prawa ich własności), dwa lata później prowadzone przez Caritas domy dziecka, żłobki, przedszkola i przytułki. W 1950 r. Sejm przyjął ustawę o przejęciu przez państwo dóbr martwej ręki (czyli przekazywanych Kościołom w zapisach testamentowych). Nacjonalizacji miały podlegać gospodarstwa proboszczów, mogli jednak zachować po 50 ha (w województwach poznańskim, pomorskim oraz śląskim 100 ha). Kościół nigdy nie przedstawił wiarygodnego bilansu ówczesnych „strat”. W katolickich publikacjach podawana jest nawet liczba 155.000 ha, ale z zachowanych dokumentów wynika, że państwo przejęło 89.000 ha. Nie jest więc prawdą, że w czasach stalinowskich duchowni stracili całą ziemię. W ich rękach pozostawać musiało co najmniej 38.000 ha, skoro za taki obszar jeszcze w 1965 r. płacili podatki gruntowe.

Nic jednak nie trwa wiecznie. Nawet prześladowania. Od 1970 r. Kościół zaczął odtwarzać i pomnażać majątek. Gdy tylko Edward Gierek został I sekretarzem PZPR, ofiarował katolikom nieruchomości, które Kościół użytkował na Ziemiach Odzyskanych. W ten sposób „odzyskał” 4.800 świątyń, 1500 innych budynków i 900 ha gruntów rolnych, które przed wojną w większości należały do ewangelików. Nie wyceniono wartości tej darowizny. Dwa lata później rząd przekazał na własność dodatkowe 662 obiekty – kościoły, klasztory, plebanie, budynki parafialne i cmentarze.

W kwestii finansów Kościoła kluczowe jest stanowisko Komisji Konkordatowej. Jej szefem jest arcybiskup lubelski Stanisław Budzik. Najważniejsze rozmowy na temat wspierania Kościoła przez państwo toczą się w dwóch gremiach: w Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu (jedyne takie ciało we współczesnej demokratycznej Europie) oraz w Komisji Konkordatowej. Rząd, który jak wiadomo nie musi klękać przed księdzem leżąc plackiem przed Episkopatem, nieśmiało przymierza się do likwidacji jednego z przywilejów, marginalnego z punktu widzenia interesów Kościoła, tak zwanego Funduszu Kościelnego. Zadanie powierzono ministerstwu cyfryzacji. Jego szef, mini ster Boni M. dwoi się i troi chcąc tak zcyfryzować likwidowany fundusz, by Kościół nic nie stracił. Z tego względu zaproponował czteroletni okres przejściowy. Jest to propozycja niezrozumiała i krzywdząca biorąc pod uwagę fakt, że rząd sięga w przyszłość do roku 2040.

Kościół katolicki w Polsce to coś więcej niż miliony wiernych, 10.000 kaplic i świątyń, 28.000 księży i 24.000 braci i sióstr zakonnych. Prowadzi ponad 1.200 przedszkoli i szkół podstawowych, ponad 400 szkół średnich. Do Kościoła należą też 33 szpitale, prawie 300 domów starców, zakładów opieki i sierocińców oraz przeszło 1.800 poradni rodzinnych i wychowawczych. Prowadzi także działalność komercyjną.

Jednak wieszanie psów na Kościele jest dlań krzywdzące. Bowiem trzeba to powiedzieć jasno, wprost i z całą mocą: Wpływy kościoła nie zostały narzucone w cudowny sposób, lecz są wynikiem wiernopoddańczej postawy zarówno społeczeństwa jak i – głównie – polityków. Przecież to nie Kościół, lecz władze świeckiego państwa wprowadziły religię do szkół. I to tylnymi drzwiami – wprowadził ją rząd Mazowieckiego w 1990 r. instrukcją ministra edukacji narodowej. Dopiero w kwietniu 1992 r. zostało wydane rozporządzenie „w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach„. Wreszcie w roku 1997 uchwalono nową Konstytucję, która przyklepała obecność religii w szkole. Do tego „kompromisu” przyczynili się politycy niemal wszystkich formacji, od prawa do lewa. Bo wszelkie ustępstwa i przywileje dla Kościoła, nie tylko ideologiczne ale także te bardziej przyziemne – celne, podatkowe*, dotyczące zwrotu majątków, dotacji itp. – określa się mianem „kompromis”…


Źródła (Polityka): Co Kościół ma, Kościół w liczbach, Jak się ceni Kościół, Módl się i zarabiaj
* Zgodnie z art. 6 ust. 1 ustawy z dnia 17 maja 1989 r. o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej (Dz. U. nr 29, poz. 154, z późn. zm.), osobą prawną Kościoła o zasięgu ogólnopolskim jest Konferencja Episkopatu Polski. Ponadto osobami prawnymi, zgodnie z art. 7 ust. 1, są m.in. parafie. Zgodnie zaś z art. 6 ust. 9 pkt 1 ustawy o podatkach i opłatach lokalnych, parafie są obowiązane składać, w terminie do dnia 31 stycznia, organowi podatkowemu właściwemu ze względu na miejsce położenia przedmiotów opodatkowania, deklaracje na podatek od nieruchomości na dany rok podatkowy, sporządzone na formularzu według ustalonego wzoru…

Dodaj komentarz