Charakter sztywnych

Prolog

Przyszła baba do doktora,
Przyszła, no bo była chora.
Ten wypisał jej dwa leki
I odesłał do apteki.

Leków jak na lekarstwo. Dlaczego? Ponieważ Chińczycy wstrzymali produkcję substancji czynnych. Produkcja substancji czynnych jest tak niebywale skomplikowana, że rodzime firmy farmaceutyczne nie są w stanie jej podołać? Skąd! Na stronie Polpharmy czytamy:

Jesteśmy największym polskim producentem substancji farmaceutycznych, czyli aktywnych składników do produkcji gotowych form leków (API). Nasze substancje są dostępne w ponad 60 krajach na 6 kontynentach.

Na czym więc polega problem? Ano na tym, że ustawa wysmażona przez poprzedni rząd narzuca sztywne ceny i marże. Szerzej była o tym mowa wczoraj, więc tylko przypomnijmy art. 8:

Urzędowe ceny zbytu, a także urzędowe marże hurtowe i detaliczne, mają charakter cen i marż sztywnych.

Na chińskich produktach bazowano właśnie z tego względu — żadna europejska firma nie jest w stanie konkurować cenowo z producentami Chińskimi. Wznowienie produkcji w Europie będzie wiązało się ze wzrostem cen. W Europie, ale nie w Polsce, bo w Polsce władza przed wyborami nie pozwoli sobie na podniesienie cen leków. A ponieważ firmy farmaceutyczne nie zostały jeszcze zrepolonizowane, więc nie zamierzają działać na własna szkodę i produkować poniżej kosztów.

Swego czasu, a było to w czasach minionych, „Trybuna Ludu” i inne organy prasowe na bieżąco relacjonowały położenie statków z transportem owoców południowych — pomarańczy, cytryn bananów, winogron — płynących do Polski z bratniej Kuby. Dzięki temu konsumenci wiedzieli kiedy mogą spodziewać się owoców w sklepach. Dziś też mini ster zapewnia, że Leki są już na terenie Polski, dostarczone do hurtowni, za chwilę będą przekazywane dalej, ale nie zdradza skąd się na tym terenie wzięły.

Problem tkwi w wadliwych uregulowaniach prawnych. Dlatego nie załatwi go zaklinanie rzeczywistości i modlitwy o jak najszybsze wznowienie produkcji przez Chińczyków. Jednak sprawa ma jeden, zaskakujący i kompletnie niezrozumiały aspekt. Otóż w maju zeszłego roku mini ster Łukasz Szumowski wziął udział w Pielgrzymce Służby Zdrowia na Jasną Górę i zawierzył służbę zdrowia matce boskiej. Jesteśmy z chorymi nie tylko jako fachowcy, jako osoby, które mają ich leczyć i wyleczyć, ale również jako bliźni — zadeklarował minister.  W tej sytuacji niebotyczne zdumienie musi budzić zarówno śmierć na SOR-ach, jak i problemy z dostępnością leków. Po zawierzeniu takie zjawiska po prostu nie powinny mieć miejsca.

Wygląda na to, że mini ster intencje miał dobre, ale jak zwykle pomylił skutki z przyczynami. Permanentna zapaść w służbie zdrowia, a teraz także rynku farmaceutycznego to skutek, którego przyczyną są wadliwe, oparte o rozwiązania rodem z minionej epoki uregulowania prawne. W gospodarce rynkowej nie może być cen i marż sztywnych, ponieważ jest to sprzeczne z zasadami funkcjonowania wolnego rynku. Innymi słowy p. mini ster popełnił fundamentalny błąd, ponieważ nie należało zawierzać służby zdrowia, lecz modlić się o rozum dla tych, którzy decydują o jej kształcie i ustalają zasady działania.

Epilog

Choć w aptece pełne półki,
Baby leków ni ampułki.
I to wcale nie jest ściema —
Pełne półki, ale nie ma!

Bo na półkach rzędem stoi
Mydło, gumka, kilka słoi,
Masa suplementów diety,
Na receptę nic, niestety.

Dodaj komentarz


komentarze 3

    1. Tutaj. Zdumiewa i jeży włosy na głowie postawa niezależnego od rozumu i przyzwoitości Sądu Najwyższego. Rok 2013, wszystkie instytucje praworządne, niezależne, samorządne i suwerenne:

      Po kolejnych niepowodzeniach […] zwraca się do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, by ten wniósł kasację do Sądu Najwyższego. I wówczas – nie pierwszy i nie ostatni raz w tej sprawie – dochodzi do dziwnej sytuacji. Prokurator [niezależny!] wnosi kasację, a ta zostaje rozpatrzona pozytywnie [sic!].

      Prof. Andrzej Zoll, profesor prawa, w przeszłości prezes TK i rzecznik praw obywatelskich: – Nigdy nie spotkałem się z takim przypadkiem. Przecież prokuratura wcześniej sama umarzała postępowania, bo nie dopatrzyła się znamion przestępstwa. A później za każdym razem do jej decyzji przychylał się sąd. I nagle sama prokuratura wnosi kasację od tego wyroku? To jakaś rażąca niekonsekwencja, której nie potrafię wytłumaczyć.

      Mec. Krzysztof Bachmiński, obrońca prof. Jacka Dubiela, opowiada o jeszcze jednej zadziwiającej sytuacji: – Sąd Najwyższy, wydając wyrok, nie dysponował aktami tej sprawy. I sam przyznał to w trakcie rozprawy. Wszystkie akta przeleżały w Krakowie i nie zostały ściągnięte do Warszawy. Naprawdę trudno to pojąć.

      Jak widać PiS tylko obnażył i zinstytucjonalizował to, co funkcjonowało już od dawna, tyle, że w zawoalowanej formie.