Gdy głupota mądrą udaje

21 lutego 2012 roku Donald Tusk, premier, postanowił podzielić się ze społeczeństwem radosną nowiną. Radosna nowina brzmiała mniej więcej tak: Staliśmy nad przepaścią, a teraz wykonaliśmy olbrzymi krok, ba, skok cywilizacyjny. Oddajmy jednak głos premierowi: Uzyskaliśmy efekt najważniejszy z naszego punktu widzenia, to znaczy Polacy, w tym bardzo często dzieciaki, przestały chorować i umierać z powodu zażywania dopalaczy. To działanie nie było pospieszne, wręcz przeciwnie — przez długie lata wszyscy zwlekali z tym, żeby podjąć walkę z dopalaczami. Tam, gdzie chodzi o zdrowie i życie ludzi, będę zawsze po stronie tych urzędników, którzy są zdeterminowani, żeby walczyć.(…) Ale jeśli ktoś ma wątpliwości, że dopalacze są szkodliwe dla zdrowia, to dedykuję spróbowanie dopalaczy przez tych, którzy takie wątpliwości mają i mogą sami się przekonać, jak to wpływa na zdrowie człowieka.

Warto mieć świadomość, że w owym czasie mieliśmy dwóch wodzów niezłomnych. Jeden nigdy nie stał tam, gdzie stało ZOMO, a drugi na pierwszej linii frontu. Bo on zawsze walczył. Od kołyski walczył. A największe sukcesy osiągał na froncie walki z wiatrakami. Spuśćmy więc litościwie zasłonę milczenia na próbę obarczenia poprzedników winą za własną niekompetencję. Ponieważ premier polskiego rządu nie musi wiedzieć co mówi i o czym. Nie musi pamiętać, że pierwsze sklepy z dopalaczami pojawiły się wtedy, gdy już był premierem, więc ci „wszyscy”, którzy „przez lata zwlekali” nazywali się ‚Tusk i jego drużyna’.

Wygranie „walki” z dopalaczami Tusk odtrąbił trzy lata temu. A dziś, zdaniem posła Tadeusza Tomaszewskiego, problem dopalaczy narasta lawinowo. Gdy na przełomie roku 2009 i 2010 podjęto spektakularną akcję, w wyniku której zamknięto 1378 sklepów z dopalaczami, lista substancji i roślin psychoaktywnych objętych kontrolą ustawową liczyła 51 pozycji. Dziś, po kolejnych nowelizacjach, 215. A policja, służba zdrowia, służby sanitarne, samorządy terytorialne, organizacje pozarządowe wielokrotnie domagały się od ministerstwa zdrowia zmian systemowych, które pozwoliłyby skutecznie walczyć (!) z dopalaczami. Albowiem problem nabrzmiewa, a dotyczy w dużym stopniu osób małoletnich. Z danych rządowych wynika, że w 2012 roku, czyli w roku, gdy Polacy, w tym bardzo często dzieciaki, przestały chorować i umierać z powodu zażywania dopalaczy, odnotowano 279 zatruć dopalaczami. Rok później 1079. W pierwszych siedmiu miesiącach ubiegłego roku zarejestrowano już 2012 zatruć, w tym trzy ze skutkiem śmiertelnym. Czyli największe i najbardziej spektakularne sukcesy władza ewidentnie odnosi tylko wtedy, gdy z niczym i z nikim nie walczy.

Sukces Tuska w „walce” ze „zjawiskiem” jest więc tak ogromny, że aż dech zapiera. Gdy pojawiły się sklepy z dopalaczami można było — korzystając z okazji — zadbać o to, by sprzedawane tam substancje posiadały atest, dokładnie opisane działanie, interakcje i zagrożenia. Tak postąpiłby każdy rozsądny polityk, który widzi dalej niż koniec własnego nosa, własnego czy własnej partii dobra. Dla którego dobro dzieci nie jest populistycznym sposobem na zdobycie kilku dodatkowych głosów poparcia.

Co robią politycy obecnie? Pod wodzą lekarza, który kiedyś składał przysięgę Hipokratesa, ale najwidoczniej niewiele z niej zrozumiał? Walczą nadal: Nowelizacja przyjęta przez Sejm 24 kwietnia jest zbiorem tych wszystkich doświadczeń, które związane są funkcjonowaniem dotychczasowych przepisów prawachełpi się poseł Tadeusz Tomaszewski (SLD). – Ustawa podejmuje problem wprowadzania tych produktów zakazanych na nasz rynek z zewnątrz, z zagranicy. Do tej pory te produkty były poza prawem. W kompetencje służby celnej wpisano walkę z tymi środkami zakazanymi. Zostały też wprowadzone silniejszą podstawę do działania dla inspekcji sanitarnej. To mały krok w walce z dopalaczami. Rozwiązania systemowe jeszcze przed nami.

Czyli nihil novi sub sole — nie chodzi o to, by złapać króliczka, ale by nie szczędząc sił i środków publicznych gonić go. Na tej gonitwie w piętkę oczywiście najbardziej tracą dzieci, nad których dobrem z taką troską pochylają się politycy. Utrata przytomności, omdlenia, agresja – to objawy towarzyszące spożyciu dopalacza, który we czwartek 9. lipca trafił na ulice Katowic. Nazwany mocarzem zwala z nóg dosłownie — w kilka dni do szpitali w Katowicach i Sosnowcu trafiło blisko 130 osób, które najprawdopodobniej spożyły tę substancję. Policja nie szczędząc sił ustala, kto ją wprowadził do obrotu. W jaki sposób to ustalenie pomoże tym, którzy już się zatruli i zatrują w przyszłości władze nie zdradzają. A przecież nawet gdy będzie wiadomo kto wprowadził, to nowe substancje syntetyzowane są na bieżąco i dziś ta, jutro inna, jeszcze groźniejsza.

Igranie z życiem i zdrowiem dzieciaków, które eksperymentują i będą eksperymentowały z substancjami psychoaktywnymi zawsze kończy się tragicznie. Ale to normalne — podczas walki nie ma czasu na myślenie. O zatruciu marihuaną nikt nie słyszał, a w przypadku zatruć alkoholem, heroiną, morfiną czy amfetaminą wiadomo jak postępować. Z nowymi substancjami nic nie wiadomo. Nie wiadomo nawet w jakie interakcje wchodzą ze stosowanymi w szpitalach medykamentami. To co wyprawiają politycy to zmuszanie lekarzy do działania po omacku, pomagania w sytuacji zatrucia nieznaną substancją. Powtórzmy jeszcze raz truizm — substancje sprzedawane legalnie w sklepie można kontrolować, a lekarz mając styczność z zatrutymi wie jak postępować w przypadku zatrucia.

O takich niebezpieczeństwach kto jak kto, ale lekarz pediatra Ewa Kopacz powinna wiedzieć i raz na zawsze skończyć z chocholim tańcem wokół substancji psychoaktywnych. Nie brnąć dalej w absurd narażając zdrowie i życie młodych ludzi. Zwłaszcza teraz, gdy z nielegalnie podsłuchanych, ale dzięki temu szczerych  rozmów polityków wynika, że to państwo istnieje tylko teoretycznie, a jedynym celem polityków jest zdobycie i utrzymanie władzy.

Z punktu widzenia rodziców, którzy stracili dzieci przez krótkowzroczność grupy polityków trzymających władzę, nie ma znaczenia kto wprowadził substancję do obrotu, bo ta wiedza w niczym ich dzieciom nie pomoże. Dla nich państwo zawiodło, dało plamę na całej linii, kompletnie nie sprawdziło się. Cóż z tego, że w milionach kamer zobaczymy sprawców, skoro życia ofiarom to nie zwróci? Młodzi zresztą już stracili złudzenia, że coś się w tym dzikim kraju zmieni na lepsze. Bowiem mnożenie zakazów i zaostrzanie kar nigdy i nigdzie nie rozwiązało żadnego problemu. Jak bardzo celnie zauważył p. Jan Śpiewak Polska to państwo, które jest silne dla słabych i bezsilne wobec silnych, rozgrywane przez świetnie zorganizowane grupy interesu. Z kolei beznadziejne prawo z jednej strony jest pochodną niekompetencji polityków, a z drugiej efektem gigantycznej wręcz korupcji.

W Katowicach, gdzie doszło do masowego zatrucia policja nie tylko prowadzi śledztwo, ale także tryska czarnym humorem: Rozmawialiśmy z poszkodowanymi. Większość z nich nie pamięta, co zażyła. Apelujemy o niezażywanie żadnych środków niewiadomego pochodzenia i o nieznanym składzie chemicznym. Skutki przyjęcia takich specyfików mogą okazać się tragiczne. Dowodzą tego chociażby przykłady z ostatnich dni. Tak sobie żartuje rzecznik KMP w Katowicach. Wie bowiem doskonale, że poza alkoholem, który także (teoretycznie) jest poza zasięgiem nastolatków, żadnych innych środków wiadomego pochodzenia i o znanym składzie chemicznym dostępnych legalnie nie ma. Owszem, swego czasu były. W legalnie działających sklepach, które można było kontrolować, reagować w razie nieprawidłowości nie dopuszczając do wprowadzania do obrotu nowych substancji o nieznanym działaniu. Były, ale nie ma, bo ktoś zamiast poszukać najlepszego rozwiązania problemu, zamiast poradzić się fachowców, postanowił powalczyć. Teraz walczy z bankructwem Grecji tam, a dzieciaki walczą o życie tu…

Zaraza, zabory, okupacja, klęski żywiołowe — nic nie jest w stanie sprowadzić tylu nieszczęść jak durnowata, bezmyślna, populistyczna władza, której „nikt nie przekona, że…” Na szczęście idą wybory. Cóż więc przy urnie uczynimy? Jednych durniów drugimi zastąpimy?

Dodaj komentarz


komentarzy: 1

  1. Może moje przypuszczenie nie jest słuszne. Ale gdyby Kaczynski Group tak wściekle nie atakował Tuska przy pomocy głupich argumentów, to myślę, że PO nie miałaby drugiej szansy na rządzenie. Gdyby potrafili wskazywać merytoryczne błędy, złe rozwiązania legislacyjne nie na zasadzie „Tuska wina”, to mógłby być kto inny u rządu. Czy lepszy? Niekoniecznie.

    Może zaistniałaby możliwość wcześniejszej zmiany ordynacji, albo demokracja katolicka zmieniłaby się na demokrację Łukaszenki.