Bratnia pomoc, czyli "Pomóżcie!"

Pan premier Donald Tusk, jak na premiera przystało, zapowiedział mimochodem tak zwaną rekonstrukcję rządu. Rekonstrukcja będzie polegała na zastąpieniu jednych drugimi. Po co? Tusk wie. Ale na pewno nie chodzi o zastąpienie jednego fachowca lepszym, bo w tym rządzie fachowców nie ma i nie będzie. Ani chybi więc chodzi o to, o co zawsze chodzi gdy sondaże spadają, a wraz z nimi słupki — o interes partii i czynników partyjno-rządowych. Zaś hasło komunistów „Program partii programem narodu” stało się dziś  aktualne jak nigdy.

Ale to jest najmniej istotne. Nikt już bowiem chyba nie łudzi się, że ten rząd coś sensownego kiedykolwiek zrobi. Za to robiąc coś kuriozalnego i bezsensownego zawsze może liczyć na pożytecznych idiotów z opozycji. Żadna partia poza PiS-em popiskującym nieśmiało, nie raczyła podnieść larum w związku z najnowszym pomysłem rządu, sygnowanym przez samego premiera Donalda Tuska. Chodzi o ustawową zgodę rządu polskiego na niczym nie skrępowaną działalność uzbrojonych obcych służb w Polsce.

Gdy wszyscy potępiają w czambuł Palikota, który publicznie zapowiedział, że nikogo, a już Nowickej w szczególności, gwałcić nie zamierza, pani Ewa Kopacz korzystając z zamieszania kieruje projekt ustawy do pierwszego czytania w Komisji Spraw Wewnętrznych i zobowiązuje Komisję do przedstawienia sprawozdania z pierwszego czytania do 22 lutego. Tempo iście ekspresowe, zważywszy na fakt, że projekt, o którym mowa, sygnowany nazwiskiem Donalda Tuska, wpłynął na posiedzeniu w dniu 18 stycznia bieżącego roku i nazywa się Druk nr 1066.

Czy „afera” z Nowicką, wybuchła akurat teraz przypadkowo? A zaangażowanie Palikota i Millera w sprawy marginalne podczas gdy ważą się losy kraju to też przypadek? Bo jeśli dają się wodzić za nos i na zamówienie robią dym, by zamaskować przepychanie przez sejm w ekspresowym tempie kolejnego bubla prawnego, mającego dalekosiężne skutki także dla suwerenności kraju, to świadczy o nich i ich kompetencjach jak najgorzej. Już bowiem stało się tradycją, że największe buble legislacyjne, istotne z punktu widzenia interesów obywateli, rząd Donalda Tuska przepycha w tempie superekspresowym. A Trybunał Konstytucyjny wprost przeciwnie — zgodność z konstytucją tych potworków prawnych bada w tempie hiperospałym.

Ustawa o której mowa jest, teoretycznie, dostosowaniem naszego prawa do wytycznych Unii. Ale diabeł tkwi jak zwykle w szczegółach. Nie ma znaczenia, czy tego bubla wysmażył dureń, któremu kazali napisać ustawę, więc napisał jak umiał, czy cyniczny gracz, który potem wykorzysta jej zapisy w niecnych celach. Skutek jest jeden — zapisy ustawy pozwalają zwrócić się np. do Putina o bratnią pomoc. Zwaną wspólnymi operacjami zdefiniowano następująco:

wspólne operacje – wspólne działania prowadzone na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej z udziałem zagranicznych funkcjonariuszy lub pracowników:
a) w formie wspólnych patroli lub innego rodzaju wspólnych działań w celu ochrony porządku i bezpieczeństwa publicznego oraz zapobiegania przestępczości (…),
b) w związku ze zgromadzeniami, imprezami masowymi lub podobnymi wydarzeniami, klęskami żywiołowymi oraz poważnymi wypadkami w celu ochrony porządku i bezpieczeństwa publicznego oraz zapobiegania przestępczości (…)

Gdyby ograniczono się tylko do państw zrzeszonych w Unii byłoby to — jeszcze — zrozumiałe. Choć trudno byłoby sobie wyobrazić niemiecką policję wspomagająca polską w pałowaniu polskich demonstrantów 11 listopada. Ale ustawodawca udostępnia Polskę całemu światu. Mówi o tym artykuł 3, punkt 2 podpunkt d:

przewidywany okres pobytu zagranicznych funkcjonariuszy lub pracowników z państw niebędących członkami UE lub państw niestosujących dorobku Schengen, nie przekracza 90 dni od dnia wjazdu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, a ich liczba nie przekracza 20 osób

Rząd ustawowo daje gwarancję obcym funkcjonariuszom do działania na terytorium Polski. Mało! Mogą nie tylko poruszać się po Polsce z pełnym uzbrojeniem, ale i strzelać do „podejrzanych”!

Art. 8. 1. Zagraniczni funkcjonariusze biorący udział we wspólnych operacjach mają prawo do:
(…)
3) wwozu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej i posiadania broni palnej, amunicji oraz materiałów pirotechnicznych i środków przymusu bezpośredniego;
4) użycia broni palnej w sposób i w trybie określonych w ustawie z dnia 6 kwietnia 1990 r. o Policji (…)
5) zastosowania środków przymusu bezpośredniego, o których mowa w art. 16 ustawy z dnia 6 kwietnia 1990 r. o Policji, w sposób i w trybie określonych w tej ustawie;
6) użycia materiałów pirotechnicznych w sposób określony dla funkcjonariuszy Policji (…)

Wynika z tego, że funkcjonariusze KGB, chińskiej czy północnokoreańskiej policji, względnie przedstawiciele Al-Kaidy w mundurach, wyposażeni w arsenał środków wybuchowych i broni palnej mogą prowadzić operacje na terenie привслянского края. A jak przyjadą do Polski na gościnne występy na zaproszenie, to ich działania sfinansują polscy podatnicy. Ustawa ani słowem nie wspomina natomiast o odszkodowaniach. Wygląda więc na to, że polski podatnik nie tylko pokryje pobyt, koszt materiałów wybuchowych, ale i straty, gdy obce służby na przykład chcąc udrożnić skutą lodem rzekę przez pomyłkę wysadzą most zamiast kry.

Otwarte pozostaje pytanie dlaczego sprawy nie nagłośniła opozycja, w tym Palikot. Co on i jego partia robią w sejmie? Bo Millerowi nie ma się co dziwić. Nie protestował w sprawie więzień sojusznika, to i w sprawie ewentualnej bratniej pomocy nie będzie. Ba! Jak wyborcy oszaleją, to kto wie, czy z niej nie skorzysta, w obawie, że już nigdy więcej takiego błędu nie popełnią? W końcu bratnią kasę od przyjaciół Moskali przyjął. Jeśli zaś chodzi o PO i popiskujący niemrawo PiS nietrudno sobie wyobrazić, że — zgodnie z prawem — ładu i porządku podczas wyborów w Polsce popilnuje KGB. W końcu Rosjanie to nie tylko przyjaciele Tuska.

Dodaj komentarz