Bój to będzie, oj będzie się działo

Wybory mamy za sobą, wyniki przed sobą, więc możemy pokusić się o garść refleksji. Z mojego egoistycznego punktu widzenia szkoda wielka, że do europarlamentu nie dostał się Tomasz Adamek. Tomasz Adamek obiecał bowiem miedzy innymi, że po zostaniu europosłem będzie walczył o zmianę regulaminu Eurowizji. Nie przepadam za boksem, ale tę walkę obejrzałbym z wielkim zainteresowaniem. Nie czarujmy się bowiem. Dla zdrowego, nawet nieco poobijanego po pysku mężczyzny, a także dla dzieci płci obojga widok mężczyzny z brodą musiał wywołać szok i zdumienie. Ponieważ kolor brody kompletnie nie korespondował z kolorem sukni. Skromna, czarna nie budziłaby tylu emocji.

Jak wiadomo wybory wygrała Platforma Obywatelska, która zdobyła aż 19 mandatów. Druga połowa prawicy, Prawo i Sprawiedliwość, przegrało z kretesem zdobywając jedynie 19 mandatów. Jak zwykle wysoka frekwencja to dowód, że polska demokracja już okrzepła, a Polacy mając szeroki wybór skorzystali zeń i pozostali w domach. Jednym z wielkich wygranych jest Janusz Korwin-Mikke. Inny Janusz, Palikot Janusz, pokazał oraz udowodnił, że jest bardziej godny zaufania niż jego dotychczasowy pryncypał. Zaś jeśli chodzi o kandydatów, to tylko tragiczna śmierć powstrzymała p. Palikota przed uczynieniem jedynką na którejś z list Andrzeja Leppera.

Do parlamentu europejskiego dostało się sporo tak zwanych eurosceptyków. Przy czym polski eurosceptyk to nie to samo co zachodni. Tam sceptycyzm jest logiczny — kraje bloku zachodniego muszą ściągnąć pieniądze ze swoich podatników po to, by wspomóc rozwój krajów bloku wschodniego. Nie każdy musi rozumieć i wiedzieć, że te pieniądze wracają zdwojone. Polski eurosceptyk to człowiek, który nie potrafi powiązać skutków z przyczynami, więc z zapałem, przygryzłszy język, piłuje gałąź na której siedzi.

By problem uczynić bardziej zrozumiałym posłużmy się prostym przykładem. Oto niedawno z wielkim zadęciem otwarto most w Mszanie. Most w Mszanie to budowla, która na pewno bije kilka rekordów. Po pierwsze jest to najdłuższy most, długości prawie pół kilometra, łączący dwa brzegi rzeki mającej 53 cm szerokości i 18 cm głębokości. Budowa tej przeprawy trwała bez mała siedem lat. Dla porównania Golden Gate Bridge w San Francisco, spinający dwa brzegi cieśniny Golden Gate, mający 3 km długości, budowano 4 lata. Przed II Wojną Światową. Z kolei mierzący 17 km most Vasco da Gama spinający dwa brzegi Tagu zbudowano w trzy lata. Czy tak gigantyczne przedsięwzięcie, wycenione zrazu na 120 milionów złotych, a kosztujące summa summarum niecałe 200 byłoby możliwe bez pieniędzy unijnych? Jeśli ktoś odpowiedział na to pytanie twierdząco, to pomylił się. I to bardzo. Dowodem jest rozpoczęta w 1975 roku budowa biurowca Naczelnej Organizacji Technicznej. Z powodu braku funduszy unijnych rozgrzebanej inwestycji ani nie można dokończyć, ani szpetnego truchła rozebrać.

Jednym z eurosceptyków jest jak wiadomo Janusz Korwin-Mikke. Przewyższa pod tym względem samego Jarosława Kaczyńskiego. Pan Janusz głęboko wierzy w swój geniusz. I wszędzie dostrzega złodziei i głupców. W felietonie w ostatnim numerze Angory świeżo upieczony europoseł do rangi fundamentalnej dla cywilizacji zasady podniósł wywiedzione z Biblii, rozpropagowane przez Włodzimierza Ilicza Lenina w rozprawie „O głodzie” (28 maja 1918 r.) i umieszczone przez bolszewików w pierwszej konstytucji Związku Radzieckiego hasło Кто не работает, тот не ест (kto nie pracuje, ten nie je). Nie ma sensu polemizować z poglądami pana Janusza Korwin-Mikke. Jak na człowieka głęboko wierzącego przystało po prostu zafascynowany jest barbarzyńskimi zasadami i zwyczajami sprzed tysięcy lat i chętnie by je w praktyce stosował dziś. Nie zawahałby się więc przed skazaniem na śmierć głodową dwóch milionów bezrobotnych. Ma ten komfort, że największe bzdury może głosić otwarcie i głośno dzięki demokracji, której sens podważa. Swego czasu walczył z komuną w podobny sposób — zapisał się do Związku Młodzieży Socjalistycznej, później do Stronnictwa Demokratycznego. Bo chodziło mu główne o prawo do swobodnego głoszenia swoich poglądów. Reszta go zbytnio nie obchodziła. Na logicznych, choć w dużej mierze fałszywych wnioskach opiera się cała jego ideologia.

Co charakterystyczne w zderzeniu z żelazną logiką p. Korwina polscy politycy mówiąc kolokwialnie wymiękają. Z tego względu uciekają się albo do przekręcania, zniekształcania jego wypowiedzi, albo obrażania go. Mistrzem, niemalże wzorcem manipulacji, jest gwiazda dziennikarstwa Monika Olejnik. Jej wpieranie rozmówcy czegoś i kończenie pytaniem „Dobrze rozumiem?” jest po prostu majstersztykiem. Nie dotyczy to oczywiście wyłącznie Korwin-Mikkego, lecz wszystkich, których żurnalistka nie darzy sympatią. Dzięki temu sprytnemu zabiegowi widzowie nie zapamiętują tego, co mówi, w głównej mierze zakrzykiwany rozmówca, ale to, co „rozumie” pani redaktor. Zwłaszcza, że wyjaśnień nie jest ciekawa. Jak to działa najlepiej ilustruje przypadek innego pana Janusza — „dobrze rozumiem, panie pośle? Chciałby pan zgwałcić panią Nowicką?”

Powiedzmy sobie wprost. Problemem nie jest eurosceptycyzm wybranych do europarlamentu europarlamentarzystów. To temat zastępczy mający na celu odwrócenie uwagi od prawdziwego problemu jakim jest brak kompetencji, wiedzy, znajomości języka. Polacy to, wbrew temu, co się przemądrzałym politykom i będącym na ich usługach dziennikarzom wydaje, nie głupcy. Wręcz przeciwnie. Wiedzą doskonale, że tylko głupiec zagłosuje na głupca. Ci, którzy zostali w domach po prostu także nie rozumieją, dlaczego do parlamentu europejskiego nie są wystawiani wspólnie reprezentanci Polski, lecz partyjek do których należy jeden promil społeczeństwa (0,1%). To mniej niż trzeba, by osiągnąć stan upojenia alkoholowego. Nie rozumieją także dlaczego o tym, kto znajdzie się na liście decyduje lider partyjny, a nie obywatele. Komuś ewidentnie pomyliła się demokracja i jej fundament — wybory  — z plebiscytem: „wybierz spośród moich kumpli, a obiecuję ci, że wkrótce własnego kraju nie poznasz!”

I tak lider partyjny postanowił wynagrodzić zdymisjonowanych ministrów. Umieścił więc ich wszystkich na liście. Bo my o swoich członków dbamy i na lodzie nie zostawiamy. Dostęp do budżetu mamy, subwencje dla siebie sami ustalamy. Dlatego Adam Szejnfeld porzucił szefowanie sejmowej komisji Przyjazne państwo za 1.978,46 zł ekstra (najniższa płaca wynosi ok. 1.200 zł netto) i postanowił wesprzeć projekt Przyjazna Europa.

Dodaj komentarz