Bijące (kogo? co? w kogo? w co?)

Wiadomo powszechnie z historii powszechnej, że Polska jest przedmurzem chrześcijaństwa. Wiadomo powszechnie z konwencji PiS-u w podwarszawskich Szeligach, że Polska jest bijącym sercem Europy. Po połączeniu tej powszechnej wiedzy w jedną całość ukaże się naga prawda — Polska jest sercem Europy bijącym głową w przedmurze. Zaprawdę to wiele tłumaczy.

Lech Wałęsa w młodości dał się złamać lub uwierzył, że jest w stanie przechytrzyć komunistyczne służby. Kilka lat zajęło mu zrozumienie, że w ten sposób niewiele wskóra, ale gdy to wreszcie doń dotarło zerwał współpracę, co skończyło się wywaleniem z roboty. Nie przeszkadza to jego przeciwnikom określać go mianem „agent”, choć właśnie dzięki niemu mogą bezkarnie oczerniać i kłamać dzięki wywalczonej przez niego i kierowany przez niego ruch wolności słowa. Powstała nawet książka poświęcona temu zagadnieniu, z której wynikało to, co miało wynikać. Oczywiście to nie jest tak, że bycie agentem uwłacza. Uwłacza, a wręcz dyskwalifikuje jeśli tak jest na rękę tym, którzy zasługi dla ojczyzny mają marne lub zgoła żadne. W przeciwnym razie jest epizodem bez znaczenia. Dlatego agenturalna przeszłości Józefa Piłsudskiego czy sędziego Trybunału Konstytucyjnego nie kładzie się cieniem na tych postaciach, a na uhonorowanym Nagrodą Nobla przywódcy Solidarności nie kładzie. Dlatego należy poprawiać błędy historii i twórcą Solidarności uczynić kogoś bardziej godnego. I to mimo tego, że zasługi Piłsudskiego i Wałęsy są podobne. Obaj pozbyli się rosyjskich wojsk z ojczyzny, obaj doprowadzili do odzyskania przez nią pełnej suwerenności. I na obu psy wieszają potomkowie targowiczan.

O Antonim Macierewiczu napisano dwie doskonale udokumentowane książki. O jego działalności mowa też była w trudnej do policzenia liczbie audycji telewizyjnych, radiowych i w licznych materiałach prasowych. Mimo to

dzisiaj wszystko waży się na szali wydarzeń i wyborów międzynarodowych, dzisiaj decyduje się, czy w ogóle Polska będzie państwem, czy też swoją państwowość utraci. Dziś rozstrzyga się, czy Polska stanie się fragmentem innej międzynarodowej struktury o liberalno-antychrześcijańskiej ideologii, czy też wywalczy na arenie międzynarodowej status niepodległego państwa, samodzielnego aktora sceny politycznej. W tej kwestii błędu nie można popełnić. W przeszłości za taki błąd płaciliśmy straconymi latami, milionami polskich uchodźców szukających pracy za granicą, zniszczonym przemysłem, demoralizacją elit i społeczeństwa. W ciągu ostatnich trzech lat odzyskaliśmy zdolność kształtowania naszego państwa i decydowania o własnym losie. Nie zmarnujmy tego wielkiego dobra, które odziedziczyliśmy po naszych przodkach i wywalczyliśmy wysiłkiem i poświęceniem całego narodu w ostatnich trzydziestu latach…

Kto tak wieszczy złowieszczo i apeluje o to byśmy nie zmarnowali tego, co udało się popsuć w ostatnich trzech latach? Ten kto zniszczył służby specjalne, kto swoim raportem ośmieszył idę lustracji, doprowadził do likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, rozłożył wywiad i kontrwywiad, śledztwo w sprawie katastrofy samolotu zamienił w farsę, a wreszcie doprowadził do praktycznie całkowitego rozbrojenia polskiej armii. Chociaż Morawiecki przekonuje, że Polska jest „bijącym sercem” w Unii, to nie tej:

Unia, jaką Polska zaakceptowała i za którą Polacy głosowali w referendum z 2004 roku, to był związek suwerennych narodów i niepodległych państw. Ta kwestia została rozstrzygnięta przez polski Trybunał Konstytucyjny w 2010 roku w odpowiedzi na wniosek grupy posłów, których miałem zaszczyt reprezentować. Polska jest wobec takiej Unii lojalna i oczekuje wzajemności. Ale ta Unia właśnie odchodzi w przeszłość.

Ktoś, kto zapoznał się z choć jednym materiałem prasowym, radiowym lub telewizyjnym dotyczącym naszego bohatera lub przeczytał książkę musi złapać się za głowę czytając, że

Jedno jest pewne: śmierć polskiej elity z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele była prosta konsekwencją otwarcia Polski przez rząd Tuska na wpływy rosyjskie.

Tezę, że otwarcie się na wpływy skutkuje katastrofą potwierdził sam zainteresowany — prostą konsekwencją otwarcia się na wpływy Rydzyka była katastrofa pod Toruniem, w której trzy osoby zostały ranne. W tej sytuacji konkluzja może być tylko jedna:

Sojusz z Niemcami nie da antyrosyjskiego efektu, przeciwnie, musi doprowadzić do wepchnięcia Polski do rosyjskiej strefy wpływów, a w najlepszym razie do uczynienia z Polski swoistego kondominium rosyjsko-niemieckiego.

W dobrze pojętym polskim interesie jest więc sojusz… z kim? Z Niemcami nie, z Rosją nie, to z kim? Z Czechami? Słowacją? Litwą? Bo chyba nie z Białorusią? Z drugiej strony czy zostało jeszcze coś do zrobienia? Da się jeszcze bardziej Polskę rozbroić, osłabić, skłócić wewnętrznie i zewnętrznie, ośmieszyć i poniżyć? A jeszcze wczoraj Polska była rozdającym karty graczem w regionie, przystąpiła do NATO, Unii Europejskiej, z jej zdaniem liczyli się wszyscy, nawet Rosja. Była państwem liczącym się bardziej niż wskazywałby na to jej potencjał gospodarczy. Warto postawić pytanie: komu to przeszkadzało?

PiS cieszy się niezmiennie wysokim poparciem. Wytłumaczeniem, ale tylko częściowym, jest mizeria opozycji. Polskie elity były trzebione przez ostatnich kilkaset lat. Jednostki wybitne były eliminowane nie tylko przez zaborców czy okupantów, ale także prze rodzimych sprzedawczyków. Włos z głowy nigdy nie spadał przeciętnym, słabo wykształconym, chłopom, robotnikom. Chyba, że wyrastali ponad przeciętność. Masy nawykłe do posłuszeństwa i knuta przeraża samodzielność, konieczność podejmowania decyzji, branie odpowiedzialności za siebie i innych. Mając do wyboru z jednej strony silną władzę, która może i działa na szkodę Polski, ale konsekwentnie bez ogladania się na konsekwencje prze do przodu, a z drugiej opozycję, która przypomina ciepłe kluski, stawiają na władzę. Swoją cegiełkę dokłada system oświaty, który bardziej przypomina deświatę — co roku mury szkół i uczelni opuszczają kolejne zastępy nieuków.

Kiedyś ktoś zauważył, że Zachód dla kilku dolarów jest skłonny udzielić Rosji kredytu na zakup sznura, na którym Rosja Zachód powiesi. Potomkowie chłopów pańszczyźnianych wierzą z kolei, że jak pan mianuje kogoś na stanowisko, to on podoła wyzwaniu, choćby nie miał wiedzy, kompetencji i doświadczenia. Niestety, Misiewicze nie sprawią, że Polska osiągnie sukces. Nie dlatego, że nie chcą. Dlatego, że nie mają pojęcia jak się do tego zabrać.

Dziś sytuacja (jeszcze) jest klarowna. Jako część Unii Europejskiej mamy (czy raczej mieliśmy) wpływ na wszystkich, z Niemcami włącznie. Nawet wtedy, gdy będzie wspólny, unijny rząd Polska będzie miała w nim swoich przedstawicieli, ministrów, wiceministrów. Już dziś jedną z najważniejszych osób w Unii, Przewodniczącym Rady Europejskiej, jest Polak. Co zyskamy dzięki izolacji? Poza tym, że lokalna władza nie będzie już mogła tak swobodnie kręcić lodów?

Dodaj komentarz


komentarze 3

  1. Zadam  pytania:
    Ilu zrobi wysiłek by zrozumieć powyższe słowa?
    Ilu będzie chciało się…. przeczytać?
    Ilu pójdzie na wybory?
    Ilu zechce wysłuchać mających zdanie odmienne i ich przekonywać do swego nie używając inwektyw?
    Ilu …. pytań jest zbyt wiele, a odpowiedzi brakuje.
    Tak jak nie ma opozycji, która zadawałaby pytania i szukała sensownych rozwiązań.