Bigos zapiekany z pasztetem

TVP postanowiła przypomnieć swoim widzom jak wyglądało dziennikarstwo w czasach PRL-u. Co prawda wtedy czynniki partyjno-rządowe rzadko udzielały wywiadów, ale jak już udzieliły, to wazeliny było co niemiara. Nie zdarzało się jednak praktycznie nigdy, by wywiadu udzielił szeregowy poseł, zaś przedstawiciele rządu, a nie partii jak dotąd, zaczęli pojawiać się częściej dopiero po stanie wojennym. Jeśli pojawiał się na wizji jakiś przedstawiciel władzy, to był to przeważnie I Sekretarz KC PZPR przyłapany na pełnieniu swych obowiązków. A to łopatę wbił pod stępkę, a to odsłonił tablicę pamiątkową, a to wstęgę przeciął, a to ze znawstwem podczas gospodarskiej wizyty klepał po zadach trzodę chlewną, której pogłowie w III kwartale wzrosło znacząco, a to robił coś równie pożytecznego. Teraz jest inaczej, albowiem wszystko obróciło się o 360°, choć nikt już do nikogo nie mówi ‚towarzyszu’. I to właśnie pokazała Telewizja Polska z nazwy, acz narodowa z ducha.

— Pana ulubione potrawy? — zapytała telewizja.
— No takie bardzo proste, jestem tutaj takim Polakiem można powiedzieć… — odrzekł zapytany.
— Z krwi i kości.
— Z krwi i kości. Bardzo lubię bigos. Bardzo lubię placki kartoflane [niem.: das Kartoffel — ziemniak]. Bardzo lubię pierogi ruskie…

Tu należało wyjaśnić telewidzom, że ruskie to te pierogi są tylko z nazwy, bo polskie ci one do szpiku kości.
Tak? Czysto polska potrawa…
— No, nazywają się ruskie…
— Rosjanie w ogóle nie słyszeli o pierogach ruskich…
— Oni tam się po prostu mówi, że to są pierogi.
— Tak jest! Dokładnie!
— Nie ma tego, że ruskie…
— Tak jest!
— A u nas się mówi, że ruskie, ale to są takie same pierogi. Zresztą na Ukrainie są rzeczywiście świetne.
— Aha.
— Tak, że…
— Takie proste potrawy.

Tu należy się wyjaśnienie. Otóż patrole milicyjne składały się z dwóch funkcjonariuszy. Dlaczego dwóch? Ponieważ jeden umiał czytać, a drugi pisać. Podobnie jest w Telewizji Polskiej z tą różnicą, że drugi redaktor jest potrzebny po to, by w porę kopnąć pierwszego pod stołem, gdy ten przez pomyłkę, przeoczenie, niedopatrzenie lub z innych powodów zacznie zadawać gościowi niestosowne pytania, względnie by go wyręczyć, gdy zapomni języka w gębie, jak to właśnie miało miejsce. Do rozmowy włącza się wtedy redaktor rezerwowy, który przeważnie jest płci przeciwnej. W tym konkretnym przypadku był to zaiste osobnik płci męskiej, który zadał bezkompromisowe, męskie pytanie:
A schabowy? A schabowy? Bo to jest…
— Lubię schabowego, oczywiście, i to nawet z kapustą, lubię te właśnie wszystkie rzeczy z grilla, a szczególnie kiełbasę… Muszę się przyznać, że jadałem w życiu bardzo subtelne potrawy, nawet w bardzo dobrych restauracjach, szczególnie francuskich… Dlaczego? To już są dawne czasy, nie będę tego tłumaczył dlaczego mogłem i tak powiem uczciwie, że nie zostałem jakoś…
— Nie zasmakował... — padła podpowiedź redaktora płci żeńskiej któremu chwila wytchnienia pozwoliła wrócić nie tylko do siebie, ale i do formy.
— … zaszokowany ich nadzwyczajna jakością, chociaż podobno były nadzwyczajne, mówiono mi, ze są nadzwyczajne. Jakoś tego nie odczuwałem. Nie, dobre, oczywiście, ale w Polsce jest wiele takich rzeczy, które wcale nie są gorsze.

I tak sobie gaworzono w narodowej telewizji w duchu wzajemnego zrozumienia, spokojnie i bez emocji, nie przerywając sobie zbytnio jak to jest ostatnio w zwyczaju. Jaki z tego morał? Ano że nie mające pozornie związku z polityką kulinarne upodobania wiele tłumaczą. Amator bigosu narobił niezłego bigosu w kraju, a obce jest przereklamowane. Oni mówią nam, że jest dobre, ale nie wierzcie im, bo nasze lepsze. I właśnie po to idziemy do Unii, żeby nasze było na wierzchu, żeby nam, nas, z nami, dla nas i nasi.

To dopiero będzie pasztet jak my nawarzymy piwa, a oni będą je musieli wypić.

Dodaj komentarz