Ateista wie, a teista nie

Wczoraj urodził się bóg. Choć fakt, że urodził się wczoraj ustalono dopiero ponad 300 lat po fakcie. Choć jest nieśmiertelny, a to oznacza, że żyje wiecznie i nigdy nie umiera, to urodził się i umarł. Jakie znaczenie święta mają dla ateisty, skoro on w boga nie wierzy? Tu pojawia się problem i to od razu dubeltowy. Po pierwsze utożsamia się ateistę z człowiekiem niewierzącym, a to jest mylące, ponieważ na przykład buddyści nie są niewierzący, a są ateistami. Po drugie, jeśli przyjąć, ze pod pojęciem ‚ateista’ rozumiemy człowieka niewierzącego, to stwierdzenie, że ‚nie wierzy’ nie tylko jest tautologią, ale na dodatek jest nielogiczne i pozbawione sensu.

Co ciekawe i charakterystyczne z problemem ateizmu zmierzyć się próbują głównie teiści. I — co równie charakterystyczne i równie ciekawe — znajdują posłuch i uznanie. Gdyby okazało się, że dzieła muzyczne recenzuje głuchy, a filmowe ślepy zaufanie do ich opinii oscylowałoby wokół zera. Gdy jednak teista zajmuje się ateistą, to wszystko jest w porządku. Przy czym w drugą stronę to nie działa — niewierzący nie może oceniać wiernych, krytykować, „wtrącać się” w sprawy religii, bo nie ma uprawnień oraz nie posiada niezbędnej wiedzy.

Wielu wierzącym w głowie się nie mieści, że można żyć i nie wierzyć. Dlatego jedna ze skrajnych teorii głosi, że „ortodoksyjny ateista to ortodoksyjny wyznawca (można wstawić dowolne wyznanie) tylko z przeciwnym zwrotem”. Zwolennicy tej tezy często domagają się dowodu, że bóg, w którego wierzą, nie istnieje. Oczywiście jest to zadanie niewykonalne, ponieważ dowód musiałby opierać się na przesłankach naukowych, a argumenty naukowe to ostatnia rzecz, w którą wierzący uwierzą. Nawet ci, którzy przekonują, że Ziemia jest płaska bez skrępowania posługują się zdobyczami nauki w celu wykazania, że jest inaczej niż jest. Oczywiście mają ten komfort, że dzięki nauce nie pobłądzą, a jeśli drogę zgubią, to GPS — uwzględniający kulisty kształt Ziemi — zaprowadzi ich do celu.

Jak teiści przekonują siebie nawzajem, że ateiści też wierzą? Za pomocą eksperymentów myślowych. Na przykład na Chrześcijańskim Portalu Informacyjnym niepodpisany teista powołując się na „znanego amerykańskiego ewangelistę Raya Comforta” przekonuje, że Ateiści są osobami mocno wierzącymi — w teorię ewolucji. Stawiając tę karkołomną tezę wywodzi z niej jeszcze bardziej karkołomne pytanie: A co by było, gdyby nagle ta wiara prysła i musieliby przyznać, że Bóg istnieje? Konsekwencje byłyby dla nich nie do przyjęcia!

Nie zdaje sobie sprawy, bo niby skąd mógłby to wiedzieć, że problem z ateistami jest większy, niż mu się wydaje. Gdyby bowiem komuś udało się udowodnić, że bóg istnieje, to oni przyjęliby to do wiadomości, uznali za pewnik. Nie nauka przecież, lecz wiara opiera się na niewzruszalnych dogmatach. Jest więc dokładnie odwrotnie — to teiści straciliby grunt pod nogami gdyby im wiara prysła i musieli przyznać, że boga nie ma. Dla nich konsekwencje faktycznie byłyby nie do przyjęcia!

Ponieważ ateisty nie ma jak skubnąć, wiec trzeba mu przypisać negatywne emocje. Dlaczego ateistów tak złoszczą pozycje i filmy kwestionujące teorię ewolucji i wskazujące na Boga? — pada pytanie. Niestety o złości można mówić tylko w kontekście ignorancji, zaprzeczania faktom. To owszem, może denerwować. Oczywiście nie tak bardzo jak złości teistów wskazywanie w ich własnych świętych pismach tych zaleceń, które nagminnie łamią. W ciągu kilkunastu lat udało się udomowić lisa tak, by zachowywał się jak pies. To potwierdza prawdziwość teorii ewolucji choć przecież nie wyklucza istnienia boga. Skoro więc mowa o uczuciach, to na pewno nie jest to złość, a raczej rozbawienie.

Dlaczegóż więc zdaniem Comforta ateistów tak złoszczą pozycje i filmy kwestionujące teorię ewolucji? To długa historia, ale głównie

Jest tak dlatego, że jeśli ewolucja nie jest prawdą, to alternatywa jest dla nich nie do pomyślenia. Po pierwsze, oznacza to, że świat jest inteligentnie zaprojektowany, a Bóg jest realny. To oznacza też, że grzech i zło to rzeczywistość, a jako istoty stworzone moralnie, jesteśmy przed Nim odpowiedzialni, co znaczy, że musi istnieć miejsce kary. To oznacza też, że Biblia ma rację, kiedy mówi, że dusza jest życiem, które zamieszkuje ciało, że jest wieczna i opuszcza ciało po śmierci.

Cały wywód nie jest wart funta kłaków z uwagi na to, że ewolucja jest prawdą. Zajmowanie się nim to strata czasu. Warto tylko zwrócić uwagę, że zdaniem Comforta wierzący nie grzeszą nie dlatego, że mają wolną wolę, są przekonani o tym, że nie należy, nie wypada, że tak się nie robi, bo to niegodne człowieka, lecz dlatego, że boją się kary. Ale pośmiertna kara nawet na nich nie robi wielkiego wrażenia, skoro z bogiem na ustach, sztandarach i w sercu w jego imieniu dopuszczają się najkrwawszych zbrodni.

Z teorią, że ateista wierzy w to co teista, tylko à rebours nie zgadzają się nawet niektórzy wierzący. Na przykład na portalu kościół.pl Natalia Mikołajska pisze:

Ateizm to słowo pochodzenia greckiego, które oznacza „bez boga” („a” – bez, „teos” – bóg”). Jest stanowiskiem światopoglądowym i intelektualnym odrzucającym wiarę w istnienie sił nadnaturalnych, a w szczególności w Boga (bogów), jako sprzeczną z rozumem i nienaukową. W ogóle neguje potrzebę religii, uważa ją za zbędną. Ateizm uznaje za najważniejszą ludzką wartość rozum podparty rzetelną wiedzą, znajomością faktów i zależności pomiędzy nimi. A więc drogą dochodzenia do ateizmu jest między innymi postęp wiedzy, rozwój cywilizacyjny i zdobycze nauki. Zatem wcale nie jest to wiara w nieistnienie Boga, jak lubią to deklamować jego przeciwnicy.

I to w zasadzie zamykało by sprawę, gdyby nie to, że p. Natalia jest wierząca. I jako taka musi się jakoś dowartościować, dać do zrozumienia, że jest lepsza, wrażliwsza.

Ateizm to świat realizmu, rozumu i wolności myśli, zakłada sceptycyzm w związku z wszystkimi zdarzeniami i myślami. Nie jest więc zbyt kolorowo i radośnie być sceptycznym ateistą. Ateizm nic nie mówi swoim wyznawcom i zwolennikom o pochodzeniu świata, człowieka, kultury, moralności, czy państwa. Nie interesuje go, czy Księżyc jest zrobiony z sera, czy z budyniu.

W ten sposób, zapewne wbrew intencjom okazało się, że to co pozornie dzieli w rzeczywistości łączy. Pomijając fakt, że nie ma „wyznawców ateizmu” (wyznawców teizmu też nie ma, są wierzący w tego lub innego boga lub bogów), to ani jedni ani drudzy nie zastanawiają się z czego jest Księżyc. Jedni bowiem wiedzą, a drudzy wierzą, że ani z sera, ani z budyniu. A punktów wspólnych jest przecież znacznie więcej.

Dodaj komentarz


komentarzy 7

  1. Dodam, że bardzo często ateiści mają większą wiedzę dotyczącą wiary, boga, Biblii. Nie dlatego, że szukają boga, uciekają przed piekłem, a w poszukiwaniu wiedzy, czasami z ciekawości. Teiści zaś nie przeczytają zakazanej książki, bo jest w nich strach, że mogliby wiarę utracić. I nigdy nie przyznają się do swoich wątpliwości. Im mniejsza wiara, tym większa obawa.

    Ciekawy ten Comfort. Ateiści nie wierzą w piekło i ze strachu czegoś wydumanego, narzuconego nie robią. Teiści posiadają wiarę, a ochoczo łamią wszelkie normy, zakazy wynikające z ich religii, nie bojąc się kary wiekuistej. Biskupi katoliccy są tego najlepszym przykładem. Prawdziwi z nich bezbożnicy, którzy nie znają mozołu pracy, wychowywania swoich dzieci, życia bez nawyków alkoholowych, obżarstwa, chciwości, pożądania cudzej własności. Są najlepszym przykładem, że piekła nie ma. Dlaczego wierzący takie zachowania tolerują? Bo spowiedź zapewnia im rozgrzeszenia, nikt nie wymaga naprawienia szkód. Gdy grzechy olbrzymie, to należy wykupić ileś tam mszy i droga do nieba wolna. Czyli fałsz, obłuda.

    Przeczytałam, że psychologia jako nauka nie zna ani jednego wybitnego jej przedstawiciela jako człowieka wierzącego. Dlaczego teiści są tak zatwardziali w swoich przekonaniach? Przypuszczam, że lenistwo, wygodnictwo odgrywa tu wielką rolę. By przekonać ateistę musieliby najpierw zapoznać się dokładnie (osobiście czytając i zastanawiając się nad tekstem) z dogmatami wiary. A to oderwałoby ich od ulubionych rozrywek: telewizji bełkotliwej, piwka, spotkań z kolesiami, od obrzucania inwektywami w internecie. Myślenie często wymaga sporego wysiłku i samozaparcia. Potem musieliby poznać zdania teistów. I tu dodatkowy wysiłek, a nie chce się czytać i myśleć.

    Co więc robią religianci? Przemocą prawną narzucają swoją wolę. Zmieniają prawo tak, by obojętnego religijnie poniżyć, zmusić, zakazać mu, nakazać i gdy przyjdzie ochota skazać.

    Rzeczpospolita Polska była wielonarodowym skupiskiem ludzi i religii. Początek zacofania, narzucania jednej religii jako najważniejszej, prawdziwej zaczął się od kontrreformacji, rządów Zygmunta Wazy i Piotra Skargi, który miał na króla ogromny wpływ. Według mnie negatywny biorąc pod uwagę potrzeby królestwa, a nie grup katolickich wyzyskiwaczy religii do własnych niereligijnych celów. Kiedyś kontrreformacja dziś kontra gender. I bij, zabijaj, skazuj w obronie Boga. Co dopiero jest oszustwem, bo do niego „wierni” wznoszą modły o opiekę.

    1. Jak się przegląda stare mapy to trudno nie dostrzec, ze im bardziej wiara rosła, tym bardziej kraj się kurczył. Jagiełło wniósł w wianie Morze Czarne, Polacy warcholstwo, sobiepaństwo i klęski. Mogliśmy Moskwę zająć, Rosję zwasalizować, ale ważniejsze była prawdziwa wiara, interesy Watykanu niż nasze. Teraz znowu mamy być przedmurzem i chrystianizować, cokolwiek to znaczy.

      1. Jasienica, to autor, dzięki któremu zachwyciłam się historią. W książce „Polska anarchia” tak napisał: „Nieprawdą jest, że Polacy nie umieją korzystać z wolności, prawdą jest natomiast, że wielu Polaków lubi nadużywać władzy.”

        I już radny na urzędzie może bezkarnie być warchołem, awanturnikiem. Kiedyś takich posłów prowadziły za rękę interesy magnaterii, którą obecnie zastąpił kler i interesy nowej kasty warchołów, która dała sobie przywileje i bezkarność.

        1. I właśnie dlatego dni Polaków są policzone. Ponieważ o polskość nie walczyli najgłupsi, najgorsi synowie tego narodu, a najlepsi. Walczyli i ginęli. Niemcy nie zgarnęli chłopów czy duchownych, ale wybitnych profesorów. Rosjanie nie strzelali w tył głowy chłopom i robotnikom, tylko oficerom. Polska traciła elity, ludzi wybitnych, a parobkom udało się wmówić, że są kimś, że im się należy, że tylko idioci uczą się, studiują,  sztuką jest nie umieć i zdać. Niewiedza, niekompetencja została podniesiona do rangi cnoty narodowej — doskonale obejdziemy się bez ludzi inteligentnych, mądrych, doświadczonych, uczonych. I większość w to wierzy!

          Propagandowa tuba zwana Tok cały dzień dziś powtarza, że lekarzy brakuje ponieważ, uwaga! młodzi wypowiedzieli klauzule opt-out! Ta sama tuba jeszcze niedawno przekonywała, że jeśli lekarze dostaną podwyżki, to wypowiedzą klauzulę opt-out, bo pracują ponad siły ze szkodą dla pacjentów. Ale podwyżek nie dostali, więc wypowiadają za darmo. Pytanie brzmi: czy redaktorzyna, który tego typu wieści głosi sam jest idiotą, czy ma słuchaczy w pogardzie uważając ich za idiotów?

          Mówi się, że w krainie ślepców jednooki jest królem. W krainie głupców mędrzec jest intruzem.

          1. Może, powtarzam może, coś zrozumie gdy dopadnie go choróbsko. Jego lub bliską mu osobę. Sporo osób zapada na raka jelita grubego. Zewsząd słychać nawoływania: zbadaj się !!! zbadaj się, jeśli zależy ci na życiu. W Kołobrzegu na badanie oczekuje się 11 miesięcy. Jeśli ktoś ma początki raka, albo jest on zaawansowany, to może być skazany na śmierć szybciej niż powinien. Pisząc redaktorzyna, napisałeś komplement. Ale nie zachęcam do słów mocniejszych.

              1. Myślę jednak, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Nareszcie rodacy na własnej skórze odczują potęgę wiary głębokiej zastępującej wiedze i doświadczenie. Żyłem w czasach upodlenia, nie pamiętam czasów stalinowskich, ale takiego serwilizmu, takiej wiernopoddańczej nadgorliwości na taką skalę wtedy nie było.