Apage, Satanas!

Mrożące krew w żyłach wydarzenia opisał Magazyn Świąteczny „Gazety Wyborczej”. Wydarzenia straszne, które nie powinny się wydarzyć, ale skoro się wydarzyły, to nie powinny pozostać bez echa i pójść w zapomnienie. Aż dziw bierze, że brakło dla nich miejsca na pierwszych stronach gazet, nie podawano informacji o nich w wiadomościach. Na szczęście dzięki przytomności umysłu odpowiedzialnych ludzi sprawnie przeprowadzono akcję ratunkową dzięki czemu obyło się bez ofiar. By nie przedłużać oddaję głos Magazynowi Świątecznemu Gazety Wyborczej.

Dziennikarz: — Jak to się zaczęło?

Dyrektor publicznego gimnazjum w Kraśniku: — To była lekcja w drugiej klasie. Jeden z chłopaków nagle opuścił głowę i zaczął wydawać takie pomruki. Uczniowie doprowadzili go do pani pedagog. Nie za bardzo wiedziała, jak się zachować. Tam zaczęło się wykrzykiwanie.

— Wykrzykiwanie?

— Przekazano mi, że bluźnił przeciwko Bogu, przeciwko wierze. Ale co konkretnie mówił — nie potrafię przytoczyć. Różne rzeczy wykrzykiwał. Były to bluźniercze słowa w stosunku do Chrystusa. Pani pedagog poprosiła księdza — katechetę. Następnie zawiadomiono rodziców. Ksiądz już wiedział, że to może być związane z tym, że ten chłopak zagląda na tę stronę internetową. Bo rodzice wcześniej z nim rozmawiali, że coś się dziwnego dzieje z dzieckiem. Ataki się nasiliły. Chłopak zaczął krzyczeć takim nienaturalnym głosem. To było przerażające. Zaczęli się więc w gabinecie pani pedagog modlić. Ksiądz i pani pedagog. Modlili się, a ten dalej swoje. Po jakimś czasie się wyciszył.

— A pani pedagog nie wzięła pod uwagę wezwania karetki?

— Uznano, że w tym przypadku nie ma takiej potrzeby. Rozważano, czy uczeń nie jest pod wpływem narkotyków, i też to wykluczono. Gdyby omdlał, zaczął krwawić, rzucać się na ludzi — wtedy pewnie by karetkę wezwano. Ale on siedział skulony i coś tam krzyczał. Takim dziwnym głosem właśnie.

— I co było dalej?

— Przyjechali rodzice i zabrali go. Kilka dni później wrócił do szkoły. Obserwowaliśmy, jak będzie się zachowywał. Był u egzorcysty raz czy dwa. Przeszło i do tej pory nie ma objawów. Ale z tego, co czytałem i słyszałem o egzorcyzmach, wychodzenie z tego to proces dłuższy. A ci, co twierdzą, że w szkole u nas były egzorcyzmy, opowiadają bajki. To była normalna modlitwa. Egzorcyzm zrobić może tylko ksiądz, który jest do tego przygotowany. To nie może być zwykły ksiądz, byłby to absurd jakiś. To Jan Paweł II, widząc pewne problemy, zadecydował i egzorcystów zaczęto wyświęcać więcej. U nas w diecezji jest trzech chyba.

Ale to nie jedyny przypadek, który dotknął uczniów publicznej szkoły w Kraśniku na początki XXI wieku. Bowiem na języku polskim….

— Dwa czy trzy dni później. Kolejny przypadek. Z tej samej klasy. Ucznia do pani pedagog przyprowadziła nauczycielka języka polskiego. I też poproszono księdza, który akurat miał lekcję. Zadzwoniono po ojca chłopaka. Mechanizm był ten sam, choć przebieg może bardziej gwałtowny.

— Krzyczał?

— Bluźniercze wykrzykiwanie, bardzo mocnym głosem. Ciężko było go uspokoić. Taki rozedrgany był. Wychodziłem akurat ze szkoły, przed czwartą. Pokój pedagogów jest naprzeciwko sekretariatu szkoły, po drugiej stronie korytarza. I usłyszałem ten ryk.

— Co konkretnie pan usłyszał? „UAAAA”?

— Raczej „GHRRRRR”. Gardłowy, wydobywający się z wnętrza człowieka krzyk. Jak to nieraz na tych filmach grozy. Może pan słuchał zespołów metalowych? Właśnie coś takiego, z tym, że u niego to bardziej ostre było.

— Jak pan wtedy zareagował?

— Zmroziło mnie to.

— Nie poszedł pan zobaczyć, co się dzieje?

— Panie w sekretariacie powiedziały mi, co się dzieje, i żeby tam nie wchodzić, bo się modlą. Rodzic ma zaraz przyjechać. Uznałem, że skoro jest tam ksiądz i pani pedagog, to co ja tam będę zaglądał. Sensacji szukać? Poszedłem do domu.

Po powrocie do szkoły zaczęliśmy rozmawiać z chłopcami. Skąd to się wszystko wzięło? Okazało się, że zaglądali do internetu, na stronę, gdzie nawoływano do możliwości wyjścia z ciała, gdzie podobno była nawet taka instrukcja — „dziesięć kroków” jak to się właśnie wychodzi.

Jest rzeczą niebywale istotną, i dobrą wiadomością dla rodziców, iż ich pociechy w państwowych placówkach edukacyjnych znajdują się pod dobrą i fachową opieką. Wiem co mówię, bo gdy córka zemdlała w szkole zadzwoniła do mnie pani higienistka i zapytała co ona w tej sytuacji powinna zrobić, ponieważ dziecko jest nieprzytomne. Do głowy jej nie przyszło, by po prostu zadzwonić na pogotowie. Ale katechetę zawiadomić zdążyła. Niestety nie pomógł, bo dziecko nie tylko nie charczało, ale nawet nie bluźniło. Po prostu nie dawało oznak życia, co dowodziło, że diabła w nim nie było. I mimo intensywnej akcji modlitewnej nie odzyskało przytomności.

Jak widać państwowe placówki oświatowe literalnie stosują się do wytycznych i nie czekając na unormowania prawne już w swoich działaniach kierują się klauzulą sumienia. Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone.

Wówczas przyprowadzono Mu opętanego, który był niewidomy i niemy. Uzdrowił go, tak że niemy mógł mówić i widzieć.

Rodzice! Nie kuście licha! Wyposażcie swoje pociechy w butelkę oleju. Na wszelki wypadek. Żeby w razie nieszczęścia nie okazało się, że katecheta nie ma czym maścić.


Oba wywiady z dyrektorem publicznego liceum w Kraśniku pochodzą z artykułu Pawła Piotra Reszki „Jak ksiądz walczył z szatanem w gimnazjum w Kraśniku„. Całość w Magazynie Świątecznym „Gazety Wyborczej”. Pasjonująca lektura!
Cytaty pochodzą z Biblii Tysiąclecia.

Dodaj komentarz