Akcja synekura

Zadziwiająca jest pewność, z jaką politycy i usłużni dziennikarze wciskają ciemnemu ludowi kit. Jak pięknie opowiadają o tym co będzie za dwadzieścia lat, jak będzie działać to, ile wyniesie tamto. Jeśli politykom trudno się dziwić, ponieważ — podobnie jak kapłani — żyją z opowiadania bajek, obiecywania gruszek na wierzbie i raju na ziemi, to od dziennikarzy można oczekiwać jeśli nie rzetelności to przynajmniej uczciwości, w ostateczności powściągliwości.

Ostatnio członkowie PO dwoją się, troją i wiją jak glisty usiłując przekonać wyborców, że ich skok na emerytalne oszczędności pracowników, zdeponowane na kontach w OFE, to nie była kradzież, lecz reforma systemu emerytalnego. Kradzieżą jest według nich identyczny zabieg szykowny teraz przez PiS. Premier Donald Tusk argumentował, że środki gromadzone na imiennych, dziedziczonych kontach to pieniądze publiczne, a jeśli ktoś uważa inaczej, to „niech spróbuje je wypłacić”. Dziś Morawiecki wykorzystuje tę argumentację przekonując, że on teraz „odda” Polakom ich własne pieniądze.

Wprowadzając reformę emerytalną umówiono się, że pracownicy będą odkładali na indywidualnych kontach, a gdy osiągną wiek emerytalny będą pobierali emeryturę z dwóch źródeł — z ZUS-u i z OFE. Ekonomiści przedstawiali wyliczenia jak to będzie wyglądało i o jakich mniej więcej kwotach mowa. Potem przyszedł Tusk i uznał, że — obrazowo mówiąc — zupa, którą należało gotować godzinę, po kwadransie nie nadaje się do jedzenia, wiec zmniejszył gaz i połowę wylał do pomyj. Teraz PiS zamierza dokończyć dzieła kompletnie likwidując Otwarte Fundusze Emerytalne po to, by stworzyć Indywidualne Fundusze Emerytalne. Jak tłumaczy premier Propozycja reformy OFE to propozycja dla tych, którzy zdecydują się przesunąć środki do ZUS-u, ale także dla tych, którzy się nie zdecydują przesunąć środków do ZUS, tylko będą chcieli je mieć na indywidualnych kontach emerytalnych bądź na PPK. Będą to środki przypisane do tych 15,8 miliona obywateli […]. Polacy mieli będą wolny wybór, czy przenieść środki na IKE, czy do ZUS-u.

Ile trzeba mieć tupetu by wyliczać ile będzie wynosić emerytura za 30 lat skoro władza z dnia na dzień może zmienić zasady, wywrócić system, przywłaszczyć sobie zgromadzone pieniądze? Co ciekawe podczas obecnego skoku na OFE zapanowała dziwna zmowa milczenia na temat tego, co zostanie znacjonalizowane. Tusk miał sprawę prostą. Ponieważ przepisy obligowały OFE do lokowania w obligacjach skarbu państwa, rząd zabrał obligacje, pozapisywał pracownikom na kontach w ZUS-ie ile dotąd mniej więcej uzbierali, a obligacje „umorzył”. Przy okazji wyparowało kilka miliardów. W OFE pozostały akcje prywatnych spółek. W 2013 roku był to problem:

Jeśli aktywa OFE miałyby zostać przejęte przez jednego inwestora (nazwijmy go Narodową Agencją Nacjonalizacji Aktywów – NANA), to pojawią się pewne problemy związane z nabywaniem dużych pakietów akcji. W konsekwencji przekroczenia progów 33 i 66 proc. NANA będzie musiała ogłosić wezwania lub zejść poniżej tych progów. Mając na względzie, iż celem Programu Powszechnej Nacjonalizacji nie jest inwestowanie, tylko konsumpcja, ogłoszenia wezwań raczej nie należy się spodziewać. A zatem konieczne będzie „wysypanie” akcji na rynek – poniekąd zbieżne z rządowymi planami sfinansowania dziury budżetowej ze środków zgromadzonych w OFE. Do tego dojdą kwestie antymonopolowe. Czy możliwe jest, aby jeden podmiot (choćby to była NANA), przejął wszystkie największe firmy paliwowe, czy energetyczne? Ciekawe co na to UOKiK i Komisja Europejska? Żeby dodać sprawie nieco smaku, warto nadmienić, że część spółek obejmą przepisy ustawy kominowej.

w 2019 problem zniknął, czy dziennikarze dostali zaćmienia umysłowego? W OFE przecież obecnie zgromadzone są głównie akcje. Próba spieniężenia ich spowoduje spadek cen  i zdestabilizuje rynek kapitałowy. Dla PiS-u to oczywiście żaden problem, ale dla polskiej gospodarki gigantyczny. Przejęcie ich przez skarb państwa to de facto nacjonalizacja większości notowanych na giełdzie spółek dzięki czemu przybędzie stanowisk do obsadzenia.

Dodaj komentarz