Adolf H.

Są rzeczy, które nie mieszczą się w głowie nawet właścicielom dużych głów. Weźmy takie dane osobowe. Ich ujawnianie jest przestępstwem, albo nie jest przestępstwem. Raz jest, raz nie jest. Rodzice dziecka płci żeńskiej postanowili, że zgwałcona córka jednak nie urodzi. Udali się do szpitala, a tam podczas rozmowy z ordynatorem napadł ich ksiądz i postraszył karą boską i ogniem piekielnym. Mimo, że dane osobowe znajdują się pod ochroną polski sąd nie dociekał skąd obrońcy życia mają telefon komórkowy dziewczynki, skąd wiedzą do jakiego szpitala się udała, ale zastanawiał się, czy przypadkiem nie odebrać praw rodzicielskich zdegenerowanym rodzicom, którzy nie godzą się, by ich dziecko rodziło.

Dane osobowe to jest coś, co podlega ochronie, choć nie do końca wiadomo co to jest. Imię i nazwisko na ten przykład daną osobową nie jest. Za to według GIODO, czyli Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych daną osobową jest samochód na tle szosy. Jeżeli bowiem nagrywamy wyczyny kierowcy pędzącego przed nami i wrzucamy wideo do internetu, to naruszamy dane osobowe innych osób. Sam fakt zamazania tablicy rejestracyjnej przed wrzuceniem takiego filmu do internetu nie oznacza, że ta osoba nie będzie możliwa do zidentyfikowania, np. po samym samochodzie czy miejscu, w którym jesttłumaczy dr Wojciech Rafał Wiewiórowski, Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych. Dlatego osoba nagrywająca musi liczyć się z odpowiedzialnością cywilną. A osoba nagrana musi się liczyć z tym, że włos jej z głowy nie spadnie. Gdyby rajd po Warszawie nagrał ktoś postronny, już miałby sprawę. Ale ponieważ nagrywał i wrzucał sam zainteresowany, nie można mu postawić zarzutów.

Jak widać nie może być tak, że ktoś nagrywa przestępstwo i wrzuca do internetu. Jeśli Iksiński włamie nam się do domu i coś ukradnie, a my nazwiemy Iksińskiego złodziejem, to naruszymy jego dobra osobiste i to my, a nie on możemy mieć sprawę w sądzie. Ponieważ należy wiedzieć i wbić sobie do głowy bez względu na jej wielkość, że w Polsce bandyta, gwałciciel, malwersant, pedofil, złodziej (w kolejności alfabetycznej), słowem przestępca jest osobą, która podlega szczególnej ochronie, jest oczkiem w głowie wymiaru sprawiedliwości, złego słowa o niej powiedzieć nie można, a jej dobra osobiste są nienaruszalne i nietykalne. Tak było, jest i będzie. Tak nam dopomóż Bóg.

Żeby nie być gołosłownym sięgnijmy po przykład. Oto mężczyzna postponuje kobietę, szturcha ją, popycha, wyzywa, pomawia, słowem uwłacza jej godności. Kim taki mężczyzna jest dla opinii publicznej? Taki mężczyzna jest dla opinii publicznej inicjałem! Nie wolno także pod karą publikować jego podobizny. A poniżana kobieta? Tu nie ma żadnych ograniczeń. Można publikować podobiznę, bo to żadna podwładna, żadna kobieta, żadna pokrzywdzona! To dr Sabina Bober! Czy można się dziwić, że zgwałcone kobiety nie palą się, by ścigać gwałcicieli? Po co? Żeby móc o sobie przeczytać później w prasie, że Agnieszka Kanarek z domu Jaskółka została brutalnie zgwałcona przez Sławomira K. i Lubomira M.?

Leży sobie pośrodku Europy taki kraj, w którym chroni się dane osobowe krzywdzących, ale nie skrzywdzonych. W którym sąd nie przyznaje odszkodowania automatycznie, tylko bada sytuację materialną poszkodowanego i baczy, by nie uległa dzięki odszkodowaniu nadmiernej poprawie. Albo w ogóle odszkodowania nie przyznaje. W którym Anders Breivik byłby Andersem B., a śledztwo trwałoby nadal, Bin Laden Binem L., Josef Fritzl Josefem F. itd. itp. Jednak największe wrażenie musi robić ta mania prześladowcza polskiego bezmiaru sprawiedliwości na znających języki i czytających o Polakach, którzy popełnili przestępstwo poza krajem. Czytelnik z polskiego portalu dowie się na przykład, że Polak Damian R. zamordował 6 osób. Gdy przejdzie na portal zagraniczny, nie tylko pozna pełne imię i nazwisko mordercy, ale nawet będzie sobie mógł obejrzeć zdjęcia i jego, i zamordowanej rodziny! Przy czym jak widać na przytoczonych wyżej przykładach tylko ci, którymi interesuje się polski wymiar sprawiedliwości są inicjałami. Przestępcy zagraniczni nie są chronieni, dlatego arcy biskup Józef Wesołowski jest ciągle Józefem Wesołowskim, choć w zasadzie powinien już być Józefem W., bo przecież prokuratura prowadzi jakieś śledztwo, choć nie dysponuje żadnymi dowodami.

Podchodzenie w rękawiczkach do przestępców, chuchanie na nich i dmuchanie ma w naszym kraju wielowiekową tradycję. Opiewaną i sławioną przez wieszczy i wybitnych pisarzy. Podczas gdy na całym świecie zdrajców wieszano na najwyżej położonej gałęzi u nas wciąż robią za bohaterów i patronów…

Dodaj komentarz