Prawdziwa cnota krytyk się nie boi*. Pozostali krytykę określają mianem hejt i walczą z nią. Aura dla prowadzenia tego rodzaju działań jest wprost wymarzona. Prawo praktycznie nie działa, część wymiaru sprawiedliwości już została pozbawiona niezależności, resztę spotka to wkrótce. Wystarczy stwierdzić, że to, co oni robią nam, to jest bezprawie, chamstwo i hejt, a to co my robimy im to tylko obrona konieczna i walka w słusznej sprawie.
Normalnie jest tak: Ktoś zrobi coś, co jest niezgodne z prawem. Na przykład ogłosi, że poszukuje chętnych do zrobienia porządku z „muslimami”. Wkracza policja, prokuratura, wreszcie sąd — po zbadaniu sprawy i upewnieniu się, że ma na pewno do czynienia z autorem wpisu — wydaje wyrok. Można jednak inaczej, można wziąć sprawy w swoje ręce. I tak właśnie uczynił pewien prezenter radiowy. Zamiast fatygować policję czy prokuraturę upublicznił dane domniemanego hejtera. Wtedy do akcji wkroczyli zawsze zwarci i gotowi do działania. A ponieważ jeśli się walczy w słusznej sprawie, to zasady idą w kąt, więc dzielny prezenter ujawnił prywatną korespondencję z winowajcą, z której można się dowiedzieć, że akcja powiodła się znakomicie, bo hejterowi zdefasonowano fizjonomię. Zarówno pobicie jest karalne, jaki podżeganie do pobicia jest karalne, ale tam, gdzie prawo działa, a prokuratura nie czeka na wytyczne.
Cały wpis