Wczoraj odbyły się w kilku miastach Polski manifestacje, których celem było zamanifestowanie sprzeciwu wobec łamania prawa. Manifestacje — według zwolenników obecnej władzy — charakteryzowały się tym, czym strajki (zwane przestojami w pracy) w czasach minionych — udział w nich brali nieliczni i byli to głównie chuligani, warchoły i prowokatorzy. Jedyna różnica to brak elementów antysocjalistycznych, godnie zastąpionych przez „resortowe dzieci”. Argumenty także są identyczne choć i tu dostrzec można pewne różnice. Choćby taką, że tamta władza oficjalnie cieszyła się niemal stuprocentowym poparciem, a ta ledwie dwudziestoprocentowym.
Problem jednak nie polega na tym, czy zwycięzcy mogą kontestować prawo, ignorować je i łamać, ale na tym, że spora część społeczeństwa nie widzi w tym niczego nagannego. Oczywiście dopóty, dopóki jej samej nie spotkają szykany, sama na własnej skórze nie przekona się co w praktyce oznacza relatywizacja prawa. Innymi słowy ta część społeczeństwa wierzy głęboko, że ktoś nie stosujący się do zasad, łamiący je będzie wobec nich uczciwy i lojalny. Co prawda historia dostarcza licznych dowodów, że to mrzonki, że nigdy nie jest, ale czy można dać wiarę takiej nie poprawionej, nie napisanej od nowa historii?
Cały wpis