W minionym okresie permanentnie czegoś brakowało. A pod koniec niemal wszystkiego. Zniknął nawet dyżurny ocet i socjalistyczny antyimportowy pomysł racjonalizatorski — herbata produkowana z siana Popularną zwana. Sytuacja nie była dla władzy komfortowa, więc władza, z regularnością szwajcarskiego zegarka, biła się w piersi i zapewniała, że braki na rynku są tylko „przejściowe”.
Zmienił się ustrój i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w sklepach pojawiła się nieprzebrana mnogość towarów. Zniknęła zmora minionego okresu, kolejki. I oto niedawno okazało się, że to, co wszyscy uważali za uciążliwość, to dla liberalnego rządu nie tylko nie jest problem, ale wręcz przeciwnie: — Mamy sytuację dość typową pod koniec każdego roku – wtedy, kiedy rozpoczyna się bój w każdej jednostce — oświadczył premier Tusk. A szefowa NFZ Agnieszka Pachciarz poszła jeszcze dalej i winą za obecny stan rzeczy obarczyła pacjentów: — Kolejki do szpitali wcale nie są takie długie, a nawet jeśli są, często winni są im także sami pacjenci. To takie logiczne i oczywiste, że aż dziw bierze dlaczego komuniści na to nie wpadli. Wszędzie szukali — wśród kułaków, spekulantów, malwersantów, elementów wywrotowych, imperialistów — a prawdziwi winowajcy bezczelnie, w biały dzień, nie kryjąc się tkwili pod sklepami.
Cały wpis